A potem patrzeć, czy wyjdzie.
Zadie Smith tak zrobiła. Zestawiła ze sobą dwie rodziny, połączyła je na samym początku konfliktem, ciągnącym się od lat, który stopniowo słabł, jakby miały ukazać się wreszcie kolejne jednostki, a nie jedynie szarą masę. Postacie były różnokolorowe, w większości pełnokrwiste i w dodatku, powoli zbliżały się do upragnionego celu, puenty (udanej, dodajmy).
Jednak Rembrandt się zgubił (bo tu nie o Rembrandta chodziło), piękno w dosłownym znaczeniu się zgubiło, zgubił się konflikt i dostaliśmy obraz. O tym, jak to teraz jest, jak wygląda społeczeństwo. Trzeba dodać, że obyło się bez krzyków czy śmiechów. Zadie Smith jest naprawdę dobra, w tym co robi. Obiektywna, spokojna i tak jak pisze The New York Times - dowcipna. Społeczeństwo, które nam pokazuje, jest świetnie przedstawione. Mamy i tych, którzy nie wiedzą, o co walczą, i tych, którzy wiedzą, mamy wrażliwych, oszukujących, zagubionych i szczęśliwych, czarnych i białych, zakłamanych i nie całkiem prawdziwych. Wszystkie cechy łączą się w przedziwne konstelacje we wszystkich, nawet najbardziej nieprawdopodobnych zestawieniach. Słowem, wszystko jest.
Tylko czytelnika brak. Bo czytelnik też musi być dopasowany. Amerykański najlepiej, bo innym trudno czasem zrozumieć tak delikatną kwestię koloru skóry w USA, lubujący się w opisach, podglądający ludzi. I cierpliwy. I nastawiony na taką właśnie opowieść, spokojną, w której uczucia są opisywane, nie wyczuwane.
Czytelnik taki musi być, bo dziełu daleko do ideału, który łamał by wszelkie bariery wiekowe i upodobaniowe. Zadie Smith miejscami gubi pomysł, czasem niepotrzebnie dopisuje kolejne wątki, zapominając całkowicie o głównej sprawie. I co najważniejsze - za długa jest ta książka, by móc się nią w pełni cieszyć. Choć czyta się sprawnie, wydaje się raczej płynąć przez codzienność niż trzymać jakiejś sprawy. I nie zawsze wychodzi jej to na dobre.
Słowem, ta książka nie była dla mnie, aż dziwne, bo rok zazwyczaj zaczynam od książek poruszających. Jednak odmówić miejscami sobie przyjemności nie mogłam. Szczególnie, gdy jedna ze studentek zastanawiała się nad dziełem Rembrandta. Tym dziełem, które mnie kompletnie nie przekonuje (jednak to dlatego, że na palcach umiem policzyć obrazy Rembrandta, które lubię). Ciekawie jest spojrzeć na nie z innej strony:
![]() |
Akt kobiety siedzącej na pagórku - Rembrandt |
"O pięknie" Z.Smith, wyd. Znak, 2011, tł.Z.Batko