Jednak dzisiaj przecież nie o tym. Chociaż makaronowe ćmy nie mają czasu, to jednak coś czytać muszą. I to coś wcale nie powinno wyglądać jak podręcznik do geografii. Coś co jest dobrze znane, ale nowe. Coś co jest leciutkie, ale nie głupie. Dlatego też odrzucając panią Gaskell i Ucztę Wyobraźni sięgnęłam po coś, co nigdy nie zawodzi. Panie i panowie: literatura pensjonarska.
Cały czas
staram się nadrabiać braki jakie mam w
lekturze takich książek. Tym razem padło (nie, nie padło, po prostu z półki się
wzięło) na panią Montgomery. Nie Ania, nie Emilka, nie Buba (chociaż to również przy łóżku leży – pomocne), a zbiór
opowiadań. „Zrządzenie losu”.
I dalej, jak ruszyłam.
Głowa wypełniona siłą Coriolisa i rewolucją francuską to głowa niezbyt chętna
do współpracy. Ale problemów większych nie było. Pierwsze opowiadanie – myk. Drugie – myk. Oj,
coś zaczyna schematem trącić. Trudno. Dalej. Trzecie opowiadanie – myk. Nie…
Jednak nie tym razem. Na jeden wieczór trzy opowiadania, wystarczą. Kolejny dzień, kolejne przesilenie, tym razem matematyczne. Więc pod koniec
dnia, gdy normalny organizm domaga się porządnej dawki literatury, kolejne
opowiadanie.
Tak,
stopniowo, przeszła cała książka.
Zbiór
opowiadań słodziutkich, przyjemniutkich, milutkich i innych –utkich, od których
normalnie zrobiło by się niezbyt dobrze. Biedna panna X. jest już stara, nie ma
kawalera, zapewne zostanie sama do końca życia, a tu bach. Wychodzi sąsiad,
dawna szkolna miłość, inny taki podobny, o którym w życiu nie pomyślelibyśmy,
że w ogóle on to powinien być. Ale jest. Miłość wielka i dozgonna. I tak
przeszło kilkanaście opowiadanek.
Normalnie
człowieka coś by, kolokwialnie mówiąc, trafiło. Jednak to jest pani Montgomery.
A Maud miała ten dar, że tu coś wtrąci, jakiś malutki szczególik gdzieś wpadnie,
jakieś poboczne wydarzenie dostanie szansę zaistnienia, od razu wszystko wydaje
się być na o wiele lepszym poziomie, jakby pośród tej miłości latała jeszcze
Jedyna w Swoim Rodzaju Wróżka z Wyspy Księcia Edwarda, dla której moglibyśmy
wszystko przetrzymać.
Poziom
podtrzymuje jeszcze humor do spółki z bystrym okiem autorki. Trochę uprzedzonych ojców, trochę
skwaśniałych starszych panien, trochę ciekawych miejsc akcji, trochę
zgorzkniałych plotkarek, trochę smutnych panienek.
Niestety,
nawet Wróżka do spółki ze zmąconym umysłem Makaronowej Ćmy nie są w stanie
zatuszować schematów i lukru, który leje się tonami. Sprawę po części ratują
opowiadania w których to nie miłość kobiety i mężczyzny jest na pierwszym
planie, a marzenia, czasem urazy. Niestety, takie historie to niewielki procent
całego zbiorku.
Jak się jednak
okazuje, Ludzie Przedegzaminacyjni (inaczej: Makaronowe Ćmy) tylko takie treści są zdolni przyjmować.
Dlatego Ludziom Przedegzaminacyjnym (czyli inaczej wiadomo komu) polecam. Polecam również fanom autorki. I
młodym marzycielkom. I starszym marzycielkom (co chyba jest synonimem do fana
autorki…). Zbiorek może trochę za słodki, trochę przez tę słodkość niestrawny,
ale całkiem przyjemny. Z duchem Montgomery.
"Zrządzenie losu" L.M.Montgomery, wyd. Novus Orbis, 2000, tł.J. Kazimierczyk, J. Wnuk