Kiedyś już pisałam ze wielka moja pasja stało się ostatnio przędzenie. Zaczęłam od wrzeciona na którym jeszcze udało mi się ukręcić prawie 50 gr czesaneczki z alpaki
Potem nastąpił ten cudowny dzień,kiedy pojechaliśmy do Holandii odebrać mój zakupiony kołowrotek. Wtedy zobaczyłam raj dla prządek.Tylu cudeniek to jak żyję na raz nie widziałam.Jedno z tych cud stało się moje a mianowicie ręczna gręplarka do wełny.
Oprócz tego dostałam od pana szczoty
oraz masę wełny
A teraz uwaga, prezentuje moje cudo wymarzone i wyśnione:
mój własny kołowrotek
No czas był zabrać się za wełnę i rozpocząć naukę przędzenia. O kołowrotku to pojecie miałam takie ze służy do przędzenia i jakieś przebłyski świadomości z dzieciństwa jak babcia przędła :) Nie mniej jednak wzięłam jakieś marne reszki wełenek z worów
Wrzuciłam na druma i wyszedł mi taki blamek czesanki
początki przędzenia
a po kilku dniach miałam już 143 gr i 156 metrów przędzy w dublu
Jestem zakochana w przedzeniu,w czesaniu welny i w ogole w calym tym majdanie z tym zwiazanym. Szkoda tylko ze dzien taki krotki i trzeba dzielic czas na wszsytkie swoje milosci.