Siedzę sobie tak bezczynie przy tym kompie i się zastanawiam czy pokazać wam coś nowego czy tez jeszcze zaległościami walnąć. Na nowiki padło tym razem ,bo zadowolona jestem sama z siebie to i pochwalić się chce. Oprócz tego zaległościami zawsze mogę jakaś dziur zapchać jak mnie niemoc twórcza dopadnie, albo jak mnie rozłoży to wsio co na targach podłapałam.Gil mi już do pasa wisi,kaszleć tez zaczynam a dziś na dokładkę jeszcze żołądek mnie boli i chyba zaraz krzyknę: "dzie wanna??...będę rzygać.." Jak się nie ma odporności to się powinno w domu siedzieć a nie na takie spędy ludności się wypuszczać, ale ja bym tego nie przeżyła normalnie. Targi craftowe beze mnie??? To nie możliwe dopóki dam rade się ruszać o własnych silach.
Teraz Wam pokażę co ja znów w kuchni nawyczyniałam. Zaczęłam od tego ze chciałam sobie wełenkę na ciemnozielono ufarbować. Taki butelkowy lub choinkowy kolor chciałam a wyszło co wyszło. Mam wien wariacje na temat zielonego i na gorze tacy dla zabawy ufarbowana wełenka w barwnikach do jajek. Ot tak z ciekawości co wyjdzie. Dodam jeszcze ze czarno-szary uzyskałam z połączenia wszystkich pozostałości po pierwszej kąpieli w jajecznych barwnikach
Zapomniałam ze na dole jest tez blekicik z barwnika spożywczego. Tak to jest jak baba nie ma co robić w domu to się bawi kolorami.Kolejny dzień to już była prawie alchemia i czarna magia a to wszystko za sprawa
Finextry znowu. Zobaczyłam u niej na blogu "robaczywa" włóczkę i się zakochałam. Najpierw zazdrościłam jej tych robali a potem sobie przypomniałam ze ja chyba te robale w anglosaskim sklepie kupowałam.Odgrzebałam odczynniki i a jakże robal był.Potłukłam robala i namoczyłam na noc tak jak moja guru kazała. Problem się stal,bo ja tego winnego cusia nie mam w domu.Ja wiedzy żadnej nie posiadam jeśli chodzi o farbowanie naturalne a robię wszystko na czuja i intuicyjnie. Jednak w necie wyczytałam ze ten winny cuś(już nawet nazwy nie pamiętam) to w proszku do pieczenia jest. Nie wiem tez jakie powinny być proporcje wagowe koszeliny do winnego cusia,wiec po prostu wsypałam do gara torebkę proszku do pieczenia,pogotowałam z robalem,odcedziłam i zasadziłam wełnę.Bawiłam się kilkoma kąpielami z dokładaniem robali zawiniętych w płótno lub tez bez. Dla eksperymentu zasadziłam tez zabejcowana wełnę (ta z odcieniem fioletu).No wariactwo totalne było a oto odcienie jakie uzyskałam.
.
A ze ja czasem bywam bardzo pracowita a do tego rodzina jeść musi, na dokładkę udało mi się tez kupić świeże buraki to w drugim garze odbywały się wariacje z buraka. Trzy kąpiele były,bez bejcy ,tylko ocet.
We wtorek wracając z dziećmi ze szkoły nazrywaliśmy przy komisariacie policji, bzu czarnego i krwawnika.I już wiem ze kocham czarny bez (podobnie jak buraka) i jak nie będzie lać to jutro gonie po więcej kuleczek.Różowo-wrzosowy kolorek to sam czarny bez dwie kąpiele były wiec i dwa odcienie są. Piękny fiolecik uzyskam po zabejcowaniu wełny ałunem a ten niebieski przecudny po dodaniu żelaza.
Krwawnik z ałunem dal barwę bladożółtą (faktycznie jest bardziej bladziowata ale ja fotograf jestem żaden). Całkiem przyjemna dla oka, ale ja jednak wole bardziej zdecydowane kolory,wiec nie bedzie to moje ulubione ziele.
Jak widzicie robię sobie zapasy czesanek do przędzenia na zimę. Korzystam z ostatnich promieni słoneczka,bo wełna przewiana wiaterkiem jest jakaś tak "pulchniejsza" niż ta wysuszona w domu. Mam jeszcze więcej nafarbowanych już wcześniej wełenek ale jak pisałam pokażę jak będzie okazja.
Dziękuję wszystkim za odwiedziny i przemiłe komentarze. Bardzo się ciesze ze wróciłam do was i ze wy o mnie nie zapomnieliście...
Wełenki zgłaszam na
Tworczy wekend u Titanii