Choć tytuł powieści
irańskiej pisarki Goli Taraghi Sen zimowy
(Wrocław: Książkowe Klimaty, 2017, tłumaczenie Dorota Słapa) sugeruje zupełnie
inną scenerię, na lekturę książki wybrałam sobie upalne, duszne majowe dni. I
muszę przyznać, że już dawno tak dobrze nie trafiłam z aurą dopasowaną do
atmosfery panującej w utworze - oblepiającej, zniewalającej, odbierającej chęć do działania.

Ta niemożność działania
bohaterów jest w powieści przytłaczająca. Czytelnik pozostaje bezradny wobec
nieudolnych zmagań, prób walki o coś innego. Bierność tych mężczyzn jest tak
obezwładniająca, że nawet, gdy już czegoś zapragną, wydaje się, że zaczną
działać, czynią pierwsze kroki, to i tak szybko się poddają. To dlatego zniechęcony
Anwari wysiada z pociągu mającego zawieść w odwiedziny do jego ukochanego
przyjaciela Mahdawiego, a Mahdawi rezygnuje z próby zabicia żony nie dlatego,
że byłby to tragiczny czyn, ale z bezsilności:
„Zabiję ją. Tym razem naprawdę ją zabiję” – zdecydował w myślach. Podciągnął się jeszcze wyżej i ujął szyję kobiety w obie ręce. Jego ciało przeszył dreszcz. […]. Pomyślał, że jego dłonie pozostają w bezruchu, a palce przestały być zdolne do śmiertelnego uścisku. „Zabiję ją. Zaraz, dokładnie w tym momencie, póki jest jeszcze szansa” – przekonywał samego siebie. Jednak dłonie odmówiły mu posłuszeństwa i poddały się innemu prawu. Myśli Mahdawiego, niczym kręgi na wodzie, wirowały i znikały w oddali (s. 106–107).
Mężczyźni ze Snu zimowego nie są zdolni do podjęcia
decyzji i zmierzenia się z nimi. Aktywne są kobiety – Szirin i Tal’at, tak
różne od siebie. Pierwsza, obserwując bierność bohaterów, próbuje nakłonić ich
do zmian, do działania, zachęca bezskutecznie do życia. Druga bierze sprawy w
swoje ręce. Dominująca, władcza kobieta siłą wydziera Mahdawiego z tego
zaklętego kręgu, zaczyna kierować jego życiem. Jest jak kobieta-matka. Tłamsi
swoją namiętnością, budzi postrach wśród przyjaciół męża, a gdy trzeba potrafi
się nimi czule zaopiekować. W relacji z kobietą niemiłosiernie irytuje Mahdawi
– wobec jej działań pozostaje tak samo bierny i uległy, jak wobec życia w
ogóle.
Sen
zimowy jest duszną, tłamszącą opowieścią o przemijającym,
zmarnowanym życiu i o odchodzeniu. O ludziach, którzy nawet mając okazję i
szansę na powodzenie, nie próbują nic zmienić, poddają się. Nawet jeśli po
latach dostrzegają utracone okazje, to i tak nadal pozostają w swojej
bezczynności. Możliwość, chęć zmian jest dla nich czymś niedorzecznym, budzi
lęk, jest uznawana za chorobę – tak, jak było w przypadku Dżaliliego. Bohaterowie
po prostu rezygnują z życia, Asgari, choć sam mówił do przyjaciela: „Wyjedźmy
stąd. […]. Ta ziemia jest jałowa i nieurodzajna” (s. 159), nigdzie się nie
ruszył, Azizi narzekał na swoje dzieci, które wyjechały z kraju, narrator
obwiniał żonę, że od niego odeszła, kierując się własnymi pragnieniami: „Dlaczego
tak bardzo chciała mieć dzieci? Nasze wspólne życie było przecież poukładane.
Czas jakoś leciał” (s. 159).
Właśnie, czas jakoś
leciał. Leciało jakoś życie, które niemal całkiem przeminęło na wiecznym
czekaniu: „Usiedliśmy więc i czekaliśmy. Jedno lato, kolejne i to, które
przyszło po wszystkich następnych” (s. 162).
Z powieścią Goli
Taraghi należy uważać. Wciąga w swój senny świat, pogrąża czytelnika w letargu.
Należy ją też czytać. Po pierwsze, ze względów formalnych, gdyż to naprawdę
bardzo dobrze napisana książka urzekająca prostotą języka. Po drugie, bo mimo wszystko
sprawia, że nie chcemy być, jak jej bohaterowie. Musimy tylko zacząć działać,
nie odwlekać, nie odkładać na jutro, które nigdy nie nadchodzi.
Chcę zasnąć. Nie mam już ochoty o niczym myśleć. Jestem zmęczony. Jak to powiedzieć? Jestem po prostu stary. Mysz obgryza róg mojego materaca. Gdzieś tu przemykał czasem kot. Słyszałem go. Ale od kiedy się ochłodziło, ślad po nim zaginął. Jutro wyjdę z domu i kupię kilka łapek na myszy. Sprowadzę tu kota są siadów. Jak zwykł mawiać Hejdari: „Na wszystko jest jakiś sposób. Trzeba jedynie siły woli i wytrwałości. Koniec końców zwycięstwo należy do nas” (s. 162).