23 marca 2016

Stanisław Lem - Powrót z gwiazd

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 1981
Pierwsze wydanie: 1961
Stron: 276

Trochę żałuję, że nie napisałam normalnego posta o tej książce zaraz po lekturze. Od tego czasu minęło już kilka dobrych miesięcy, a pamiętam jakie wrażenie na mnie zrobiła. Dużo o niej myślałam, dużo o niej opowiadałam postronnym osobom, chyba potrzebowałam sobie to jakoś poukładać w głowie. Zabawnie wyszło, że o tej książce też pisałam w skrócie telegraficznym 6, ale znowu się rozpisałam i postanowiłam, że jednak i tej pozycji należy się osobna notatka :)

Lem bardzo zaimponował mi swoim światem przedstawionym. Jest to świat przyszłości stworzony od zera, opierający się całkowicie na wyobraźni autor, która zdaje się nie mieć granic. Główny bohater wraca bowiem na Ziemię po ponad 100 latach podróży kosmicznej. Nic nie jest już takie, jakie było za jego czasów, zmieniło się dosłownie wszystko: polityka, społeczeństwo, technologia, język, rozrywka, moda, zdrowie, wygląd ludzi, absolutnie każdy aspekt. Dawni astronauci są kimś w rodzaju kuriozum, z kolei im współczesne osoby wydają się być właśnie kosmitami. Ciekawy zabieg - to powrót na rodzinną planetę stał się ostatecznie wyprawą w poszukiwaniu innej cywilizacji... Sam początek książki mnie oszołomił, bowiem opisy miasta, lotniska, węzła przesiadkowego, a nawet parku są tak nowatorskie i oryginalne, że nie przypominają niemal niczego co my znamy tutaj w XXI wieku, trudno więc było mi się czasem połapać co bohater widzi, trochę jakbym Dukaja czytała (Linia oporu z tomu Król Bólu!). Potem oczywiście zaczynamy widzieć pewne zbieżne elementy, np. coś, co przypomina nasz internet, przesuwające się chodniki i inne mniejsze lub większe wynalazki. Podoba mi się w Lemie, że ma odwagę naprawdę wymyślać, wszystko jest przemyślane i wyjaśnione czytelnikowi, nie ucieka od tego i nie stosuje Dickowych sztuczek typu coś jest, jakie jest, ale nikt w sumie nie wie czemu (niektórzy pisarze SF idą na taką łatwiznę i zawsze mnie to wkurza).

Bardzo ciekawym pomysłem jest społeczeństwo, które nie zna bólu i pasji, nie wie co to namiętność (bo jest niebezpieczna), unika wypadków, śmierci i nie potrafi zabijać. Ale chyba jeszcze bardziej interesująca była dla mnie polemika Lema z... samym sobą? Tak to w pewnym momencie wglądało, jakby autor obalił logicznie każdy swój argument odnośnie potrzeby eksploracji kosmosu. To był majstersztyk! :)

Warto dać tej książce szansę. Jak to Lem, jest to raczej twarde SF ze względu na logikę wydarzeń i świata, której ten pisarz zawsze poświęca dużo uwagi i nie idzie na żadne kompromisy. Z drugiej strony akcja dzieje się na Ziemi, są tu normalne interakcje między bohaterami, a nawet wątek miłosny (pierwszy u tego autora, który naprawdę mi się podobał!). Powrót do gwiazd dostarcza wielu pytań, a w związku z tym będzie dobrym przyczynkiem do dyskusji i godzin zastanowienia :) U mnie - zostaje na półce, a przy mojej manii sprzedawania swoich książek o czymś to świadczy.

Ocena: 5-5,5/6

15 marca 2016

Kazuo Ishiguro - Nie opuszczaj mnie

Wydawnictwo: Albatros, 2011
Pierwsze wydanie: Never Let Me Go, 2005
Stron: 320
Tłumacz: Andrzej Szulc

Zaczęłam pisać o tej książce już w telegraficznym skrócie 6, ale, gdy zorientowałam się, że mam jednak nieco więcej do powiedzenia na jej temat od pozostałych książek, zdecydowałam się poświęcić jej osobny post.

Okładka według mojej oceny - okropna, nie dość, że filmowa, to jeszcze z Keirą, której naprawdę nie znoszę. Dopisek "poruszająca utopia" niweluje jednak te niedostatki i zachęca :) Zaczynam czytać i ze wspomnień głównej bohaterki Kathy poznaję wychowanków szkoły z internatem Hailsham. Dziwne dzieciaki, niby zwyczajne, jak wszędzie, ale coś tam się podskórnie dzieje, np. zachęcane są przez nauczycieli do tzw. wolnej miłości, dorastają w atmosferze niedopowiedzeń i tajemnic, jakiegoś celu ich życiu, który jest zaledwie zarysowany, ale bardzo długo nie nazwany po imieniu. Utopia? trochę tak, daleka przyszłość? nie, koniec XX w., science - fiction? powieść ledwo się ociera o ten gatunek, ale nie tu jest jej punkt ciężkości.

Książka ta na pewno jest wciągająca, na pewno ciekawa i na pewno aż chce się poznać koniec, ponieważ opowiada interesującą historię. To plusy. Dorzucę do nich, że jest poprawnie napisana, styl nie razi, choć też nie zachwyca, zdania nie zapadają swoim pięknem w pamięć i po kilku miesiącach tego "szczegółu" już się nie pamięta (wybaczcie mi mój snobizm, może jestem językową purystką, ale styl książki ma dla mnie ogromne znaczenie i zawsze wpływa na jej ocenę). Z minusów jestem zmuszona wymienić dziwne zabiegi autora: sili się na przykład na ukrywanie przed czytelnikiem jakiejś wielkiej tajemnicy wśród uczniów szkoły z internatem, ale robi to tak nieumiejętnie, że chyba większość z nas szybko się domyśla o co chodzi, niespodzianki więc brak. Poza tym główna bohaterka jest chodzącą fotograficzną pamięcią, ponieważ wszystko co wspomina (a wspomnienia to większość opowieści) opisane jest z każdą najmniejszą drobnostką, subtelną zmianą nastroju sceny, mimowolnymi gestami i mimiką twarzy. Nie uwierzyłam w to. Najbardziej jednak mnie niemile zdziwiło, że psychologia bohaterów wydała mi się mało logiczna. Nastolatki i zero buntu? Zagrożenie życia i nadal brak reakcji? Nie chciałabym tu za bardzo zdradzać tego, co jest sednem powieści, ale wydało mi się to mało prawdopodobne z psychologicznego punktu widzenia. Moim zdaniem pranie mózgu od małego nie wyjaśnia wszystkiego. A może jestem po prostu naiwna i dziwnie wierzę, że ludzie naturalnie dążą do wolności i samostanowienia wbrew wszystkiemu? 

Wiem, że moja ocena jest pewnie dość surowa, książka bowiem dostawała raczej dobre recenzje i pamiętam, że miała swój szczyt popularności kilka lat temu. Nie zrażajcie się, czytało się ją ciekawie, a ja po prostu jestem skłonna zaniżyć ocenę niż ją niepotrzebnie zawyżyć ;) W końcu jednak dała mi one pewne pole do zastanowienia i stąd ten post. Nie opuszczaj mnie ma też wysoką ocenę na biblionetce.

Cena: 3,5/6

10 marca 2016

W telegraficznym skrócie 6

Joyce Carol Oates - Czarna topiel

Trzymałam tę książkę w swojej bibliotece 3 lata, przetrwała każdą ostrą selekcję w tym czasie. Czy było warto? Nie. Miałam przekonanie, wyniesione z innych blogów, że "Oates wielką pisarką jest", a w każdym razie cenioną i warto ją znać, ja się jednak rozczarowałam. Nie jest ona oczywiście grafomanką, piszącą o niczym, warsztat ma jak najbardziej porządny. Jednak 133 strony o tonięciu samochodu to było dla mnie za dużo o jakieś 100... No ile można. Niektórzy chwalili jej budowanie nastroju, stwarzanie dusznej atmosfery, która sprawia, że czytelnikowi też brakuje powietrza, ja tego jednak nie odczułam, czekałam tylko na koniec. Nie męczyłam się za bardzo, w przeciwnym wypadku odłożyłabym lekturę bez żalu, ale skończyłam ją z wyraźną satysfakcją, że to już koniec. Przeciętna pozycja.






Janusz Rudnicki - Śmierć czeskiego psa

Genialne! Owy zbiór opowiadań całe lata (5) siedział sobie w zakładce "planuję przeczytać", ponieważ kiedyś napisały o nim czytanki anki. Złapałam haczyk. Po jakimś czasie zakupiłam nawet własny egzemplarz, ale książka leżakowała. No i wiecie co? Może to wpływa na książki jak na wino, bo byłam zachwycona jej smakiem :) Inteligentne, przekomiczne, absurdalne, do tego kopalnia cytatów. Tylko czytać. Ja akurat oddawałam się tej przyjemności w autobusie i pluję sobie w brodę, że nie wzięłam fiszek do zaznaczania najlepszych fragmentów. Teraz bym całego posta poświeciła temu zbiorowi, bo na serio co chwila miałam ochotę zaznaczyć jakieś zdanie. Są tu oczywiście opowiadania nieco słabsze, jednak na ogólną ocenę wpływa ta oryginalna większość. Nie miałam pojęcia kto to jest Rudnicki, teraz wiem jedno, jest świetny, soczysty, mięsisty (rzadka umiejętność - przeklinać tak, by to nie raziło!), pomysłowy i mam nadzieję, że będzie pisał dalej. Polecam! (Osobne oklaski dla okładki, w przypadku polskiej książki cieszy mnie to podwójnie.)


Krzysztof Czarnota - Niosąca radość

Hm, teoria, aby nie czytać książek, które mają wydrukowaną cenę wielką czcionką na przedniej okładce wydaje się całkiem sensowna. Jednakowoż kiedyś przeczytałam parę takich książek Ludluma i Grishama i były niezłą rozrywką ;) Jeśli chodzi  jednak o Niosącą radość - nawet jej nie otwierajcie. Dałam radę przeczytać 50 stron, uczciwie, zgodnie z moją zasadą. No i nie da się, po prostu się nie da. A co się przy tym naprychałam, naśmiałam i nadenerwowałam to moje. Lektora owa to wysokiej klasy grafomania poziomem zbliżona do szkolnego wypracowania z tezą. Aż zęby bolą... Autor na pewno jest przemiłą osobą, która ceni ważkie wartości w życiu i chciałby zachęcić czytelnika do tego samego. Niestety, nie należy robić tego w taki sposób: dobierając papierowe postacie, które postępują nie tak, jak by normalnie postąpiły, tylko jak autor sobie tego życzy, używając języka zupełnie niepasującego do ich środowiska (np. businessman wyskakuje z "biedactwem", "sunią" czy " to cudownie") itd., itp. Nie, nie i jeszcze raz nie, dawno nie dałam książce jedynki, ale ta zasługuje na nią w całej rozciągłości. To już Klan wydaje się bardziej zbliżony do rzeczywistości.

***

Ostatnio doszłam do wniosku, że mój blogowy szablon jest strasznie przedpotopowy. Chciałabym go zmienić, ale jednocześnie boję się, że mi się tu wszystko posypie. Jakieś propozycje, opinie - użytkownicy bloggera?



17 stycznia 2016

Filmowe podsumowanie lat 2012-2015

Takich filmów nie było znowu tak wiele, zaledwie kilkanaście. Dostały one one ocenę 8/10 (z jednym wyjątkiem - dziewiątką, najwyższej oceny nie dałam żadnemu tytułowi). Te zapadły mi w pamięć:

Niemożliwe (2012r.) aka Lo Imposible
reż. Juan Antonio Bayona
Za historię, która faktycznie na pierwszy rzut oka wydaje się po prostu niemożliwa. Poza tym za to, jak to sfilmowano, co chwila się zastanawiałam: "jak oni to zrobili?". No i to pierwszy film od 15 lat, na którym płakałam w kinie (sic!).



Sekret jej oczu (2009r.) aka El secreto de sus ojos
reż. Juan José Campanella

To Oscar dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego z 2010r. Bardzo wciągająca historia, pokazanie Argentyny lat 70. i naprawdę porządne aktorstwo.

Rust and Bone (2012r.) aka De rouille et d'os
reż. Jacques Audiard

Francuski film ze sławną teraz Marion Cotillard. Poruszył we mnie jakieś ciekawe struny. Francuskie filmy mają w sobie coś nietypowe, jakiś brak szablonów i choć nie zawsze wszystko mi w nich odpowiada, to z przyjemnością ogląda się dla odmiany film, w którym nie wiadomo co się stanie. I tu to mamy plus dobre zdjęcia. I wyjątkowo dobrany tytuł!
The First Time (2012r.)
reż. Jon Kasdan

Taki raczej nastolatkowy film, ale tak mnie rozczulił, że dałam mu ósemeczkę :) Fajna dwójka młodych aktorów, trochę nieporadności, nieśmiałości i niewinności. Prosta, bezpretensjonalna historia, a jakoś chwyta za serce.
X-Men: Przeszłość, która nadejdzie (2014r.) aka X-Men: Days of Future Past
reż. Bryan Singer

Bardzo lubię tę serię, choć dość nisko oceniałam jej filmy. To świetny materiał do robienia adaptacji, a jednak zawsze odnosiłam wrażenie, że na ekranie wyglądało to czasem trochę tandetnie, jakoś tak... tanio. Tę część oceniłam najwyżej. Trzyma za uszy od początku, bucha w twarz gorącem, nie pozwala na chwilę wytchnienia! Władowali w to mnóstwo kasy i to widać na ekranie, efekty są świetne! No i Michael Fassbender - czyż można chcieć więcej? ;)

Blue Jasmine (2013r.)
reż. Woody Allen

Powiem jedno: Cate Blanchett powala na łopatki i pokazuje pełnię swojego talentu. Koniecznie! Tak jak uważam, że Allen najlepsze filmy ma już za sobą, tak ten wreszcie zwraca mu honor.

Nietykalni (2011r.) aka Intouchables
reż. Olivier Nakache, Eric Toledano

W sumie nie będę oryginalna, bo chyba każdy to widział i wielu blogerów też pisało o tym filmie. Ale co zrobić, naprawdę dobra robota, spodziewałam się więcej schematów, banału, wpadania w znane mi koleiny, a tu taka miła niespodzianka. I świetna rola Omara Sy, swoją energią mógłby obdarować z 10 osób.
W głowie się nie mieści (2015r.) aka Inside Out
reż.  Pete Docter

I tu też niczym nie zaskoczę. Zazwyczaj nie oceniam animacji tak wysoko, a to jest właśnie jedyna dziewiątka w tym zestawieniu. W kinie po prostu płakałam ze śmiechu :) Film jest niegłupi, humor inteligentny, przesłanie mądre, a do tego końcowe scenki - zwłaszcza ta z mózgiem kota i jego randomowymi emocjami, dla mnie bomba :) Kilka dni temu powtórzyłam z równą przyjemnością. Smutek rządzi, bez niej ta bajka nie byłaby taka świetna.

Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy (2015r.) aka Star Wars: The Force Awakens
reż. J.J. Abrams

Aż taką fanką serii nie jestem, więc może mogę być ciut obiektywniejsza? ;) Tę część oceniłam najwyżej, więc może wyznawcy SW by mnie zjedli na śniadanie. Mimo pewnej poprawności politycznej bawiłam się na filmie przednio. Świetne nawiązania do poprzednich, starych, części, bardzo dobry humor, śmiałam się w głos, efekty, odtworzenie uniwersum, BB8 i główna bohaterka. Dobrą decyzją moim zdaniem było powierzenie tej roli aktorce właściwie szerzej nieznanej. Bardzo zaplusowała i teraz pewnie wszystko, co najlepsze przed nią.

Wyjątkowo brak w tym zestawieniu filmów starszych, co wynika z tego, że w ostatnich latach czułam potrzebę odpoczęcia od nich, w ogóle mnie do nich nie ciągnęło. Dopiero od wiosny 2015 roku powoli zaczęłam do nich wracać i teraz znowu sprawia mi to przyjemność, nie dałam jednak żadnemu z nich wysokiej oceny, zobaczymy co przyniesie ten rok.

30 grudnia 2015

Czytelnicze podsumowanie lat 2013-2015

Takie rzeczy tylko na Mikropolis ;) Staram się wydobyć mój mały światek z czeluści internetu, pisanie recenzji zaczęłam wpisywać w plan tygodniowy (sic!), czas walczyć z prokrastynacją i ponownie zająć się tym, co kiedyś sprawiało mi taką przyjemność.


Rok 2013
Jedna szóstka!!!


Norbert Lebert, Stephan Lebert - Noszę jego nazwisko. Rozmowy z dziećmi przywódców III Rzeszy
To była wspaniała książka, trzeba przyznać. Świetna lekcja historii oraz wartościowy materiał dla osób interesujących się wpływem rodziny na jej członków. Post

Wyróżnienia:
# Cormac McCarthy - Rącze konie: za styl i warsztat, ale też tłumaczenie
# Frank Herbert - Diuna: za oryginalność świata przedstawionego

Przeczytałam zawrotną liczbę 36 książek... 

Rok 2014
Szóstek brak :(

Wyróżnienia:
#  Robert Kirkman, Charles Adlard, Cliff Rathburn - seria komiksów Żywe trupy: oceniłam te zeszyty od 4 do 5,5, jestem wielką fanką serialu, a komiksy mimo kilku mankamentów (np. nudne kobiece postaci) sprawiły mi dodatkową przyjemność i wypełniły czas oczekiwania na nowy sezon
# Stanisław Grzesiuk - Pięć lat kacetu: za nowy dla mnie język opisywania obozowej rzeczywistości
# Magdalena Grzebałkowska- Beksińscy: Portret podwójny: za dokopanie się do czegoś, co wydawało mi się mitem - rodzinnej klątwy
# Arthur C. Clarke - Koniec dzieciństwa: za świetną i wciągającą opowieść, która wyciąga na światło stereotypowe spojrzenie człowieka i wokół tego buduje całą oś historii
# Janusz A. Zajdel - Limes inferior: za odwagę stworzenia czegoś swojego, a nie podążanie śladem Lema!
# Richard Dawkins - Bóg urojony: za godną uznania umiejętność dyskusji i argumentowania na rzecz swojej opinii
# Tomasz Michniewicz - Samsara: Na drogach, których nie ma: za bycie odpowiedzią na potrzebę prawdziwej książki podróżniczej, mój pierwszy audiobook nota bene!

Przeczytałam 38 książek.

Rok 2015

Szóstek nadal brak :(

Wyróżnienia:
# Stanisław Lem - Powrót z gwiazd: za triumf wyobraźni, nowatorstwo i odwagę
# Arthur C. Clarke - Odyseja kosmiczna 2001: za ponadczasową opowieść, marzenie każdego pisarza - napisać powieść, która się nie starzeje

Przeczytałam 14 książek... I to należy zmienić!

Kategorie w schowku:
planuję przeczytać - 224 (-1)
w biblioteczce - 120 (-4)

Jedyny plan to czytać więcej. Byłabym zadowolona choćby z tych 52 książek w 2016 roku. Do boju o plan jednoroczny, do boju o zwiększenie normy o 400%!