Rok Sienkiewiczowski to dobry pretekst, żeby odświeżyć się sobie jego powieści, zwłaszcza że mam wrażenie, że niby są znane ale chyba jednak nie tak do końca. Mój wybór padł na "W pustyni i w puszczy", książkę o tyle ciekawą, że choć adresowaną do dzieci, to budzącą emocje u dorosłych. I nie ma się temu co dziwić. Do dzieci docierają warstwy najbardziej oczywiste i najbardziej rzucające się w oczy; przygodowa i egzotyczna podlana sosem patriotyzmu i dumy narodowej połączonych z wiarą (swoją drogą ciekawe, jakiego wyznania była Nel?). To są rzeczy oczywiste, nie wymagające dowodzenia ale dla porządku wypada je wykazać.
Przygody - cóż chcieć więcej, "W pustyni i w puszczy" to jedno, wielkie pasmo przygód poczynając od porwania, zakończonego zabiciem porywaczy i lwa, wędrówce przez sawannę z osiedleniem się w "Krakowie", spotkaniem Lindego, walce z plemieniem Samburu, by wymienić tylko niektóre epizody. Egzotyka - czy jest coś bardziej dla nas egzotycznego, także i dzisiaj, niż Afryka? Pustynia, dżungla, sawanna (które zresztą mylą się Sienkiewiczowi) z ich florą i fauną, dzikie plemiona z echem ludożerstwa, nieodkryte (przez białych) regiony Afryki, nieznane (białym) zwierzęta to chyba najjaskrawsze elementy egzotyki.
Patriotyzm - już na początku powieści dowiadujemy się, że Tarkowski senior walczył w powstaniu styczniowym, a Anglicy dumni są, że ich pułk w przeszłości wsławił się walką z Polakami, oni też zresztą w finale powieści podkreślają polskość Stasia, który swoją obecność w Afryce unieśmiertelnił nie własnym imieniem i nazwiskiem lecz pierwszymi słowami hymnu narodowego. Z poczuciem dumy narodowej u Stasia, tego "nieodrodnego potomka obrońców chrześcijaństwa, prawa krew zwycięzców spod Chocimia i Wiednia", o lepsze w zawody idzie przywiązanie do religii, bo nie waha się postawić na szali życia swego i Nel nie godząc się zostać odstępcą od wiary, "przeciwstawia" modłom muzułmanów antyfonę "Pod Twoją obronę", chrzci umierających, niczego nieświadomych Murzynów (co może być interesujące z teologicznego punktu widzenia) i zaszczepiając chrześcijaństwo Kalemu (i Mei) a za jego pośrednictwem, także w jego plemieniu i w ogóle dosyć często, jak na czternastolatka, zawierza wszystko Bogu.
Ale bądźmy uczciwi, nie ma się co za bardzo czepiać Sienkiewicza i "W pustyni i w puszczy". W końcu, jakby nie było, jest to powieść dla dzieci, dlatego doszukiwanie się w niej realizmu psychologicznego w sytuacji, gdy jedyną głębiej zarysowaną postacią jest tylko główny bohater albo czerpanie z książki wiedzy o XIX-wiecznej Afryce byłoby naiwnością. Co prawda Sienkiewicz był kilka miesięcy w Afryce ale jej znajomość w jego przypadku porównywalna może być ze znajomością Afryki u kogoś kto spędził wakacje w Sharm el-Sheikh i wyskoczył przy okazji na safari do Kenii albo Tanzanii. Czytając "W pustyni i w puszczy" ma się też wrażenie, że to ukłon w stronę H. M. Stanley'a (który zresztą wspomniany jest w książce jako najwyższy autorytet, jeśli chodzi o umiejętności przeżycia w Afryce) i jego, mówiąc oględnie, mało finezyjnych metod poznawania Afryki, u podstaw, których leżało, podparte siłą, przekonanie o wyższości białego człowieka.
Bo jak młody Tarkowski nie miał się czuć lepszy od Arabów skoro wiadomo, że mają oni "dzikie i niedorozwinięte dusze" a "każdy prawie Arab" jest "chciwy i ambitny"? Nic więc dziwnego, że "czuł się nie tylko zwyciężonym, lecz i upokorzonym przez nich w swej dumie białego człowieka" gdy znalazł się u nich w niewoli. Można więc go zrozumieć, że gdy "pędzi wbrew woli na wielbłądzie dlatego tylko, że tego wielbłąda pogania z tyłu półdziki Sudańczyk" to "czuł się tym okropnie upokorzony" (...). Upokorzony biały chłopiec albo powiedzmy sobie to szczerze, smarkacz, który dla którego nie istotne jest to, że ustępuje przed siłą dorosłych mężczyzn lecz to, że jakiś czarny dzikus decyduje o tym, co ma robić biały - faktycznie, cóż za zniewaga! nic dziwnego, że przypłaci ją później, wraz z towarzyszami, życiem.
O Murzynach w ogóle nie ma co mówić. To nacja stworzona by służyć białym, przecież Kali gdy tylko zginął jego prześladowca "padł na twarz przed Stasiem i Nel na znak, że pragnie do końca życia zostać ich niewolnikiem" a jego umiłowanie podległości białemu było silniejsze niż pragnienie sprawowania władzy nad swoim ludem. A już o Mei, która została Nel podarowana jako niewolnica, to nawet nie ma co wspominać. Biedna dziewczyna "czuła się po chrzcie nieco zawiedziona, albowiem w naiwności ducha rozumiała, że po chrzcie wybieleje natychmiast na niej skóra, i wielkie było jej zdziwienie, gdy spostrzegła, że pozostała czarna jak i przedtem". Cóż za niesprawiedliwość!
Tylko dlaczego była zdziwiona, przecież nawet zwierzęta uznawały wyższość białego człowieka (czyżby Sienkiewicz miał jakiś dług u Kiplinga? Nawiasem mówiąc, da się w powieści dopatrzyć także podobieństw do... "Krzyżaków"), nie wspominam już nawet o Kingu. Wszakże lampart nie zaatakował Nel a przecież "gdyby Nel była Murzynką, zostałaby natychmiast porwana" przez niego. Nie ma się więc też co dziwić Lindemu, że tak się ucieszył ze spotkania ze Stasiem (co kojarzyć się może ze słynnym spotkaniem Stanley'a i Livingstone'a) bo wiadomo, że przed śmiercią "dobrze choć popatrzeć na europejską twarz" a co mu zostało? - jakiś murzyński służący. I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej.
Ciekawe, czy panie od polskiego zwracają uwagę na ten aspekt "W pustyni i w puszczy"? A przecież to nie jedyne "grzeszki" Sienkiewicza bo przecież dla feministek książka może być ciężkostrawna za jej seksizm a ekologom pewnie ciężko przychodzi przełknąć mordercze instynkty Stasia i jego chęć zabijania zwierząt dla samego zabijania. Ale może lepiej o tym nie wspominać?
Przygody - cóż chcieć więcej, "W pustyni i w puszczy" to jedno, wielkie pasmo przygód poczynając od porwania, zakończonego zabiciem porywaczy i lwa, wędrówce przez sawannę z osiedleniem się w "Krakowie", spotkaniem Lindego, walce z plemieniem Samburu, by wymienić tylko niektóre epizody. Egzotyka - czy jest coś bardziej dla nas egzotycznego, także i dzisiaj, niż Afryka? Pustynia, dżungla, sawanna (które zresztą mylą się Sienkiewiczowi) z ich florą i fauną, dzikie plemiona z echem ludożerstwa, nieodkryte (przez białych) regiony Afryki, nieznane (białym) zwierzęta to chyba najjaskrawsze elementy egzotyki.
Patriotyzm - już na początku powieści dowiadujemy się, że Tarkowski senior walczył w powstaniu styczniowym, a Anglicy dumni są, że ich pułk w przeszłości wsławił się walką z Polakami, oni też zresztą w finale powieści podkreślają polskość Stasia, który swoją obecność w Afryce unieśmiertelnił nie własnym imieniem i nazwiskiem lecz pierwszymi słowami hymnu narodowego. Z poczuciem dumy narodowej u Stasia, tego "nieodrodnego potomka obrońców chrześcijaństwa, prawa krew zwycięzców spod Chocimia i Wiednia", o lepsze w zawody idzie przywiązanie do religii, bo nie waha się postawić na szali życia swego i Nel nie godząc się zostać odstępcą od wiary, "przeciwstawia" modłom muzułmanów antyfonę "Pod Twoją obronę", chrzci umierających, niczego nieświadomych Murzynów (co może być interesujące z teologicznego punktu widzenia) i zaszczepiając chrześcijaństwo Kalemu (i Mei) a za jego pośrednictwem, także w jego plemieniu i w ogóle dosyć często, jak na czternastolatka, zawierza wszystko Bogu.
Ale bądźmy uczciwi, nie ma się co za bardzo czepiać Sienkiewicza i "W pustyni i w puszczy". W końcu, jakby nie było, jest to powieść dla dzieci, dlatego doszukiwanie się w niej realizmu psychologicznego w sytuacji, gdy jedyną głębiej zarysowaną postacią jest tylko główny bohater albo czerpanie z książki wiedzy o XIX-wiecznej Afryce byłoby naiwnością. Co prawda Sienkiewicz był kilka miesięcy w Afryce ale jej znajomość w jego przypadku porównywalna może być ze znajomością Afryki u kogoś kto spędził wakacje w Sharm el-Sheikh i wyskoczył przy okazji na safari do Kenii albo Tanzanii. Czytając "W pustyni i w puszczy" ma się też wrażenie, że to ukłon w stronę H. M. Stanley'a (który zresztą wspomniany jest w książce jako najwyższy autorytet, jeśli chodzi o umiejętności przeżycia w Afryce) i jego, mówiąc oględnie, mało finezyjnych metod poznawania Afryki, u podstaw, których leżało, podparte siłą, przekonanie o wyższości białego człowieka.
Bo jak młody Tarkowski nie miał się czuć lepszy od Arabów skoro wiadomo, że mają oni "dzikie i niedorozwinięte dusze" a "każdy prawie Arab" jest "chciwy i ambitny"? Nic więc dziwnego, że "czuł się nie tylko zwyciężonym, lecz i upokorzonym przez nich w swej dumie białego człowieka" gdy znalazł się u nich w niewoli. Można więc go zrozumieć, że gdy "pędzi wbrew woli na wielbłądzie dlatego tylko, że tego wielbłąda pogania z tyłu półdziki Sudańczyk" to "czuł się tym okropnie upokorzony" (...). Upokorzony biały chłopiec albo powiedzmy sobie to szczerze, smarkacz, który dla którego nie istotne jest to, że ustępuje przed siłą dorosłych mężczyzn lecz to, że jakiś czarny dzikus decyduje o tym, co ma robić biały - faktycznie, cóż za zniewaga! nic dziwnego, że przypłaci ją później, wraz z towarzyszami, życiem.
O Murzynach w ogóle nie ma co mówić. To nacja stworzona by służyć białym, przecież Kali gdy tylko zginął jego prześladowca "padł na twarz przed Stasiem i Nel na znak, że pragnie do końca życia zostać ich niewolnikiem" a jego umiłowanie podległości białemu było silniejsze niż pragnienie sprawowania władzy nad swoim ludem. A już o Mei, która została Nel podarowana jako niewolnica, to nawet nie ma co wspominać. Biedna dziewczyna "czuła się po chrzcie nieco zawiedziona, albowiem w naiwności ducha rozumiała, że po chrzcie wybieleje natychmiast na niej skóra, i wielkie było jej zdziwienie, gdy spostrzegła, że pozostała czarna jak i przedtem". Cóż za niesprawiedliwość!
Tylko dlaczego była zdziwiona, przecież nawet zwierzęta uznawały wyższość białego człowieka (czyżby Sienkiewicz miał jakiś dług u Kiplinga? Nawiasem mówiąc, da się w powieści dopatrzyć także podobieństw do... "Krzyżaków"), nie wspominam już nawet o Kingu. Wszakże lampart nie zaatakował Nel a przecież "gdyby Nel była Murzynką, zostałaby natychmiast porwana" przez niego. Nie ma się więc też co dziwić Lindemu, że tak się ucieszył ze spotkania ze Stasiem (co kojarzyć się może ze słynnym spotkaniem Stanley'a i Livingstone'a) bo wiadomo, że przed śmiercią "dobrze choć popatrzeć na europejską twarz" a co mu zostało? - jakiś murzyński służący. I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej.
Ciekawe, czy panie od polskiego zwracają uwagę na ten aspekt "W pustyni i w puszczy"? A przecież to nie jedyne "grzeszki" Sienkiewicza bo przecież dla feministek książka może być ciężkostrawna za jej seksizm a ekologom pewnie ciężko przychodzi przełknąć mordercze instynkty Stasia i jego chęć zabijania zwierząt dla samego zabijania. Ale może lepiej o tym nie wspominać?