W zamierzchłych czasach, kiedy w TV można było oglądać tylko dwa programy, kolorowy telewizor to było coś a o kinie domowym nikt jeszcze w Polsce nie słyszał (tak, tak - były takie czasy) jaśniejszym punktem programu telewizyjnego było nadawane raz w miesiącu Studio 2, a w jego ramach seriale, których emisja powodowała że pustoszały ulice, w stopniu znacznie większym niż na przykład w czasie meczu o Mistrzostwo Świata w piłce siatkowej Polska - Rosja.
Jednym z jego gwoździ programu był serial "Planeta małp" (oglądałem go kilka lat temu lekko ogarnięty zgrozą). Kto wówczas go widział, pewnie do dzisiaj nie zapomniał i w każdym razie jak pamiętam, podobnie jak i to, że mimo wszystko nie mógł się on mierzyć z wrażeniem, jakie wówczas zrobiła wtedy na mnie powieść Boulle'a, na którą, pamiętam trafiłem zupełnie przypadkowo.
Jednym z jego gwoździ programu był serial "Planeta małp" (oglądałem go kilka lat temu lekko ogarnięty zgrozą). Kto wówczas go widział, pewnie do dzisiaj nie zapomniał i w każdym razie jak pamiętam, podobnie jak i to, że mimo wszystko nie mógł się on mierzyć z wrażeniem, jakie wówczas zrobiła wtedy na mnie powieść Boulle'a, na którą, pamiętam trafiłem zupełnie przypadkowo.
Dzisiaj to już zupełnie coś innego. Serial po 40 latach ogląda się nie z przejęciem a najwyżej z rozbawieniem graniczącym z politowaniem, zaś przypomniana po latach książka nie niesie już takiego dreszczyku emocji i zaskoczenia suspensowym zakończeniem. To, tak jak zdecydowana większość literatury science-fiction bajka dla dorosłych, opowiadająca o świecie przyszłości, w którym ewolucja przybrała odmienny od znanego nam, kierunek.
Człowiek został upokorzony przez istoty od siebie niższe. Jakże to bolesne dla naszego gatunkowego ego i nie ma się co dziwić głównemu bohaterowi Ulissesowi Mérou (w którego imieniu można odnaleźć aluzję do eposu Homera, biorąc pod uwagę, że Mérou skazany jest na błąkanie się w kosmosie w poszukiwaniu domu), gdy skonsternowany zdaje sobie sprawę z tego, że małpa traktowała go "jak zwykłego człowieka, czyli po prostu jak zwierzę".
Coś czego istnienie ledwo zauważamy - zwierzęta, okazują się sprawować nad nami władzę. Ten kluczowy motyw książki Boulle'a nie jest jego oryginalnym pomysłem. Wystarczy przypomnieć "Podróże Guliwera" Swifta (także w "Inwazji jaszczurów" ludzkość jest w odwrocie), w których odpychający Jahusowie (ludzie) stoją o kilka szczebli niżej niż Houyhnhnmowie (konie), którym służą. I tak jak powieść Swifta można "Planetę małp" odczytywać jako gorzką satyrę na ludzką naturę. Jak memento brzmi finałowe niedowierzanie "Rozumni ludzie? Światli, mądrzy? Ludzie uduchowieni? Nie, to niemożliwie." a patrząc na niektóre "wyczyny" człowieka trudno się temu sceptycyzmowi wobec ludzkie natury dziwić.
Można się trochę nieswojo poczuć gdy główny bohater, żyjący wraz z innymi ludźmi poza społecznością inteligentnych istot przy pierwszej nadarzającej się okazji odczuwa potrzebę demonstrowania swojej władzy i siły, wyłącznie tylko dla samego jej demonstrowania - "Mój prestiż wyraźnie wzrósł. Naużywałem go z okrucieństwem i z czasem pozwalam sobie bez powodu terroryzować światłem moją towarzyszkę. Łasi się potem do mnie i prosi o przebaczenie." - jakież to ludzkie.
Dostaje się zresztą nie tylko naturze ludzkiej w ogólności. Boulle wziął sobie szczególnie na ząb świat kultury i nauki. Zapewne nie przypadkiem jego reprezentanci są "nadęci, uroczyści, pedantyczni, pozbawieni oryginalności i zmysłu krytycznego, zaciekli tradycjonaliści, ślepi i głusi na wszystko co nowe. Rozmiłowani w komunałach i utartych frazesach są filarami wszystkich Akademii." A profesor Antelle luminarz ziemskiego świata nauki nadspodziewanie szybko wyzbywa się poloru cywilizacji i przystosowuje się do prymitywnych zwyczajów plemienia, w którym się znalazł.
A przecież o naszej wartości świadczy właśnie cywilizacja i kultura, którą ona za sobą niesie. To ona zapewnia nić porozumienia z innymi. Dzięki niej możliwe jest też w powieści Boulle'a, powinowactwo dusz pomiędzy istotami stojącymi na tym samym poziomie, niezależnie od różnic gatunkowych, które je dzielą, ocierające się, o zgrozo, o miłość. Tymczasem okazuje się, że to co stanowi o naszej wartości jest zatrważająco nietrwałe i powierzchowne i niewiele trzeba by człowiek o tym zapomniał.
Człowiek został upokorzony przez istoty od siebie niższe. Jakże to bolesne dla naszego gatunkowego ego i nie ma się co dziwić głównemu bohaterowi Ulissesowi Mérou (w którego imieniu można odnaleźć aluzję do eposu Homera, biorąc pod uwagę, że Mérou skazany jest na błąkanie się w kosmosie w poszukiwaniu domu), gdy skonsternowany zdaje sobie sprawę z tego, że małpa traktowała go "jak zwykłego człowieka, czyli po prostu jak zwierzę".
Coś czego istnienie ledwo zauważamy - zwierzęta, okazują się sprawować nad nami władzę. Ten kluczowy motyw książki Boulle'a nie jest jego oryginalnym pomysłem. Wystarczy przypomnieć "Podróże Guliwera" Swifta (także w "Inwazji jaszczurów" ludzkość jest w odwrocie), w których odpychający Jahusowie (ludzie) stoją o kilka szczebli niżej niż Houyhnhnmowie (konie), którym służą. I tak jak powieść Swifta można "Planetę małp" odczytywać jako gorzką satyrę na ludzką naturę. Jak memento brzmi finałowe niedowierzanie "Rozumni ludzie? Światli, mądrzy? Ludzie uduchowieni? Nie, to niemożliwie." a patrząc na niektóre "wyczyny" człowieka trudno się temu sceptycyzmowi wobec ludzkie natury dziwić.
Można się trochę nieswojo poczuć gdy główny bohater, żyjący wraz z innymi ludźmi poza społecznością inteligentnych istot przy pierwszej nadarzającej się okazji odczuwa potrzebę demonstrowania swojej władzy i siły, wyłącznie tylko dla samego jej demonstrowania - "Mój prestiż wyraźnie wzrósł. Naużywałem go z okrucieństwem i z czasem pozwalam sobie bez powodu terroryzować światłem moją towarzyszkę. Łasi się potem do mnie i prosi o przebaczenie." - jakież to ludzkie.
Dostaje się zresztą nie tylko naturze ludzkiej w ogólności. Boulle wziął sobie szczególnie na ząb świat kultury i nauki. Zapewne nie przypadkiem jego reprezentanci są "nadęci, uroczyści, pedantyczni, pozbawieni oryginalności i zmysłu krytycznego, zaciekli tradycjonaliści, ślepi i głusi na wszystko co nowe. Rozmiłowani w komunałach i utartych frazesach są filarami wszystkich Akademii." A profesor Antelle luminarz ziemskiego świata nauki nadspodziewanie szybko wyzbywa się poloru cywilizacji i przystosowuje się do prymitywnych zwyczajów plemienia, w którym się znalazł.
A przecież o naszej wartości świadczy właśnie cywilizacja i kultura, którą ona za sobą niesie. To ona zapewnia nić porozumienia z innymi. Dzięki niej możliwe jest też w powieści Boulle'a, powinowactwo dusz pomiędzy istotami stojącymi na tym samym poziomie, niezależnie od różnic gatunkowych, które je dzielą, ocierające się, o zgrozo, o miłość. Tymczasem okazuje się, że to co stanowi o naszej wartości jest zatrważająco nietrwałe i powierzchowne i niewiele trzeba by człowiek o tym zapomniał.