Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mandelsztam. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mandelsztam. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 27 marca 2016

Wspomnienia, Nadieżda Mandelsztam

Nie wiem jeszcze, jak będzie wyglądała lista najlepszych książek przeczytanych w ciągu 2016 roku ale już wiem, że będą na niej "Wspomnienia" Nadieżdy Mandelsztam. Przy okazji też odkryłem jedną z niepisanych reguł książkowej blogosfery - im bardziej wartościowa książka tym o niej ciszej. Nie zmienia tego nawet magia nowości, chociaż o "Wspomnieniach" trudno powiedzieć, że to nowość absolutna bo, co prawda, w okrojonej wersji ale jednak, ukazały się prawie dwadzieścia lat temu pod tytułem "Nadzieja w beznadziei". Kiedy je czytałem dwa lata temu z okładem, żałowałem, że nie dane mi było poznać ich pełnej wersji ale też nie przypuszczałem, że w sumie nie będę musiał czekać na nią zbyt długo, choć mam podejrzenie, że także i to co ukazało się w przekładzie Jerzego Czecha (poprzednia wersja tłumaczona była przez Andrzeja Drawicza) nie jest wersją zupełną więc mój apetyt na poznanie kompletnych wyznań Nadieżdy Mandelsztam nadal pozostaje nie zaspokojony.


Co sprawia, że "Wspomnienia" są tak interesujące? W końcu ani ich centralna postać, mąż Nadieżdy Osip, ani też jego twórczość nie bije rekordów popularności. Sam, przyznaję do jego "Poezji" wydanych na początku lat 80-tych przez Wydawnictwo Literackie sięgnąłem przez te wszystkie lata, może trzy czy cztery razy (co ciekawe, nie zawierają one nieprawomyślnego wiersza o Stalinie, który kosztował Mandelsztama życie).

Otóż, co może zakrawać na paradoks, książkę można czytać i czyta się ją chwilami jak gdyby w oderwaniu od twórczości jej głównego bohatera a nawet jego samego. "Wspomnienia" bowiem wymykają się prostej klasyfikacji. Jest to po trosze książka o samym Mandelsztamie (ale na pewno nie pretenduje ona do miana jego biografii), po trosze o Nadieżdzie, ale także o postawie społeczeństwa rosyjskiego, zwłaszcza jego elit literackich wobec rzeczywistości i terroru sowieckiego. A to wszystko przemieszane dosłownie i w przenośni (bo wyznania autorki nie zachowują porządku chronologicznego, co zresztą wcale nie przeszkadza w lekturze) ze spojrzeniem na twórczość Osipa Mandelsztama i poezję, jeśli tak można powiedzieć, w ogólności.

Nie trzeba być ani miłośnikiem ani pierwszej, ani drugiej by poddać się wrażeniu jaki robią "Wspomnienia", bo wychodzą one daleko, poza to co było domeną Euterpe. Już sam fenomen, że ktoś może poświęcić życie nawet nie dla innego człowieka lecz dla ocalenia tego co po nim zostało musi zastanawiać. A podwójnie zastanawiać musi taka postawa w czasach, gdy pamięć ta była skazana na fizyczną zagładę.

"Wspomnienia" są historią i opisem niszczenia człowieka i rosyjskiej literatury, opisem uniwersalnym, w tym znaczeniu, że odkrywa prawdę na temat ludzkich postaw w czasach terroru, gdy wolność, także wolność twórczości jest tłamszona i niszczona. Opis tego co się działo wokół Osipa Mandelsztama, opis postawy środowiska literackiego, elit kulturalnych daleki jest pochlebnego. "Inżynierowie dusz" okazują się zbudowani z podłego materiału. "W zdziczeniu i degrengoladzie pisarze potrafią prześcignąć wszystkich". Tchórzostwo, lizusostwo, karierowiczostwo, delatorstwo to jest to co rządzi światem rosyjskiej, czy szerzej radzieckiej literatury okresu ZSRR. "Ludzie radzieccy osiągnęli wysoki stopień ślepoty psychicznej, co musiało rozkładać całą ich strukturę duchową" a przecież "Zamykać oczy nie jest łatwo, wymaga to wielkiego wysiłku. Niedostrzeganie tego, co dzieje się wokół nas, nie oznacza raczej zwykłej bierności."

Nie ma miejsca na niezależność, postawę klerka, nie mówiąc już o byciu przeciwnikiem. Kto nie z nami, ten przeciwko nam. Uczuciowiec i nadwrażliwiec jakim jest Osip Mandelsztam nie ma w tym świecie co szukać. I tak zdumiewające, że uchował się tak długo (do 1938 roku). Ani psychicznie ani fizycznie nie był w stanie przetrzymać przesłuchać i zesłania (dwukrotnego), choć bardziej chyba niż fizyczne udręki, w przypadku Mandalsztama, nie do zniesienia okazał się terror psychiczny połączony z jego niezdolnością do życia w niewoli, która pętałaby umysł.

"Wspomnienia" dają obraz sterroryzowanego społeczeństwa ale też społeczeństwa poddanego skutecznemu praniu mózgów i w dużej mierze dobrowolnie uczestniczącemu albo co najmniej akceptującego terror jako metodę rządów w imię ideałów dziejowej sprawiedliwości społecznej. To sprawia, że stają się książką wstrząsającą mimo, że tylko w bardzo niewielkim stopniu dotykają najdrastyczniejszego akcentu komunistycznego terroru jakim były gułagi. I jak to ktoś powiedział, zasługują na to by postawić je na jednej półce z "Innym światem", "Opowiadaniami kołymskimi" i "Archipelagiem Gułag". A wszystko to za sprawą kobiety, która okazała się memuarystką nie gorszą niż jej mąż był poetą. Co tu dużo mówić - rewelacja.

piątek, 4 października 2013

Nadzieja w beznadziei, Nadieżda Mandelsztam

Książkowiec niedawno pisała o książce, która nigdy nie czytana czekała na nią 67 lat. Ja ze wstydem przyznaję się, że wspomnienia Nadieżdy Mandelsztam czekały na mnie lat 16 i to w dodatku na półce w mojej bibliotece. Po tym gdy okazało się, że to jedna z piękniejszych książek, które czytałem nie znajduję nic na swoje usprawiedliwienie i już teraz wiem, że za jakiś czas znowu do niej powrócę.


Poezja, w moim przypadku, to nie jest to "co tygrysy lubią najbardziej". O Osipie Mandelsztamie oczywiście "coś tam" słyszałem a wybór jego utworów w dwujęzycznej edycji Wydawnictwa Literackiego z 1983 r., do tej pory zbiera tylko kurz na półce, ale wiedza moja kończyła się na przekonaniu, że był jednym z akmeistów (które okazało się błędnym) i zesłany przez Stalina zmarł w obozie. 

"Nadzieja w beznadziei" jest książką specyficzną pod wieloma względami, poczynając od wieloznaczności tytułu a kończąc na ujęciu tematu. Generalnie jest nim życie Mandelsztamów w okresie mniej więcej od 1934 do 1938 roku, piszę - mniej więcej, bo Nadieżda wielokrotnie te ramy przekracza zarówno cofając się jak i wybiegając w przyszłość. Nie są to też wspomnienia w "czystej postaci" rozumianej jako zapis wydarzeń życia a raczej osnute wokół nich rozważania na temat kondycji człowieka w systemie stalinowskiego terroru i świetna analiza "człowieka radzieckiego" pisana z pewnym smutkiem i widocznym dystansem, pozbawionym złudzeń do ludzi i wydarzeń.

Bilans tych rozważań jest przygnębiający, zwłaszcza że dotyczy on w dużej mierze elit intelektualnych - "Kiedyś dobrych ludzi było dużo; co więcej, nawet źli udawali dobrych, bo tak wypadało. Stąd właśnie brały się fałsz i obłuda demaskowane przez pisarzy realizmu krytycznego jako wielkie grzechy przeszłości. Rezultat tych demaskacji okazał się dość niespodziewany; dobrzy ludzi zniknęli." Mimo, że sama Nadieżda Mandelsztam nie zaznała pobytu w gułagu (za to Osip znalazł się tam dwukrotnie) i jej zapiski były prowadzone z innej perspektywy, to jednak da się odnaleźć w jej wspomnieniach epizod wspólny z tym, co opisywały osoby nim doświadczone, jak choćby Eugenia Ginzburg, tyle że widziany z zewnątrz "(...) mogliśmy przeczytać w gazetach, że w czasach Jagody więźniowie żyli w obozach jak na wczasach. Wszystkie gazety chórem zarzucały Jagodzie niedopuszczalny liberalizm. "Tak więc byliśmy w rękach humanistów? - powiedzieliśmy sobie nawzajem. - I któż by przypuszczał?""

Geneza funkcjonowania takiego "humanizmu" niezależnie od tego, czy funkcjonował on w obozie, czy też poza nim Mandelsztam tłumaczyła następująco: "Dyktator jest potężny tylko wówczas, kiedy dysponuje kadrami ślepo mu wierzących wykonawców. Nie można ich kupić - to byłoby zbyt proste - ale kiedy już są, można im dopłacić i podkupić, zwłaszcza kiedy nie mają alternatywy. Jednakże każda idea ma początek, kulminację i spadek. Kiedy następuje ten ostatni, zapanowuje inercja; pojawiają się młodzi ludzie ogarnięci lękiem przed przemianami, obywatele spustoszeni wewnętrznie i spragnieni spokoju, gromadka przerażonych dziełem swoich rąk staruszków i drobni wykonawcy, którzy mechanicznie próbują to, czego nauczono ich w młodości." A to czego ich nauczono w młodości było porażające; cynizm z jakim uprzedmiotowiono człowieka i ideologiczne zaślepienie człowieka widać jak soczewce w sentencjonalnym stwierdzeniu młodego inżyniera - "Przecież rozstrzeliwują wszędzie (...). A że u nas więcej? No cóż, na tym polega postęp ...".

W tej atmosferze bezduszności i terroru Osip nie miał wielkich szans, z książki wyłania się bowiem sylwetka człowieka wrażliwego, może nawet nadwrażliwca, nonkonformisty który ani nie chce ani nie potrafi dostosować się do warunków dyktowanych przez otaczający go świat. Ciągłe prześladowania sprawiają, że perspektywa zamilknięcia Mandelsztama jako poety i człowieka staje się coraz bardziej realna a jedynym sposobem przechowania i zachowania jego twórczości, co staje się misją życia Nadieżdy, jest nauczenie się jej na pamięć.

"Nadzieja w beznadziei" nie jest pełną wersją zapisków Mandelsztam lecz ich zredagowanym wariantem, który ma ułatwić obcowanie z tekstem. Ma on swój rytm, w który wpada się nie od razu ale gdy już się go poczuje książkę czyta się nieomal jednym tchem. Szkoda jednak, że redakcja ograniczyła się jedynie do uczytelnienia tekstu. Nie ma co ukrywać, w lekturze pożądana jest przynajmniej podstawowa znajomość życia literackiego Rosji/Związku Radzieckiego pierwszej połowy XX wieku, bo przez karty książki przewija się wiele postaci mniej lub bardziej znanych jak chociażby Achmatowa, Bucharin, Erenburg, Fadiejew, Katajew, Pasternak czy Wiktor Szkłowski i z pewnością, krótkie notki na ich temat uczytelniłyby lekturę. Aż prosiło się również o odredakcyjne wyjaśnienie okoliczności towarzyszących spoliczkowaniu Aleksego Tołstoja przez poetę, to jednak nie ono, jak niekiedy się twierdzi lecz wiersz o Stalinie, stał się przyczyną jego zguby:

"Żyjemy tu, nie czując pod stopami ziemi,
Nie słychać i na dziesięć kroków, co szepczemy,
 

A w półsłówkach, półrozmówkach naszych
Cień górala kremlowskiego straszy.
 

Palce tłuste jak czerwie, w grubą pięść układa,
Słowo mu z ust pudowym ciężarem upada.

Śmieją się karalusze wąsiska
I cholewa jak słońce rozbłyska.

Wokół niego hałastra cienkoszyich wodzów:
Bawi go tych usłużnych półludzików mozół.

Jeden łka, drugi czka, trzeci skrzeczy,
A on sam szturcha ich i złorzeczy.
 

I ukaz za ukazem kuje jak podkowę –
Temu w pysk, temu w kark, temu w brzuch, temu w głowę.

Miodem kapie każda nowa śmierć
Na szeroką osetyńską pierś."


I jeszcze rzecz na zakończenie, która wydała mi się istotna. Otóż posłowie do "Nadziei w beznadziei" wydanej w serii "Edukacja europejska", napisał jej redaktor Wacław Sadkowski, autor wprowadzenia do "Zapisane w pamięci", hagiografii Melanii Kierczyńskiej, czarnego charakteru życia literackiego w okresie socrealizmu. Nie było by może w tym jeszcze nic takiego strasznego, gdyby nie fakty, które na światło dzienne wyciągnął Marek Nowakowski, a potem Joanna Siedlecka. Z ich tekstów wynika, że był on delatorem z gatunku tych, za sprawą, których życie Nadieżdy i Osipa zamieniło się w piekło. I można by potraktować to tylko jako złośliwy chichot historii, gdyby przy okazji nie nasunęło się pytanie o t,o gdzie w tym jest zwykłe, ludzkie poczucie przyzwoitości ...