Nie wiem jeszcze, jak będzie wyglądała lista najlepszych książek przeczytanych w ciągu 2016 roku ale już wiem, że będą na niej "Wspomnienia" Nadieżdy Mandelsztam. Przy okazji też odkryłem jedną z niepisanych reguł książkowej blogosfery - im bardziej wartościowa książka tym o niej ciszej. Nie zmienia tego nawet magia nowości, chociaż o "Wspomnieniach" trudno powiedzieć, że to nowość absolutna bo, co prawda, w okrojonej wersji ale jednak, ukazały się prawie dwadzieścia lat temu pod tytułem "Nadzieja w beznadziei". Kiedy je czytałem dwa lata temu z okładem, żałowałem, że nie dane mi było poznać ich pełnej wersji ale też nie przypuszczałem, że w sumie nie będę musiał czekać na nią zbyt długo, choć mam podejrzenie, że także i to co ukazało się w przekładzie Jerzego Czecha (poprzednia wersja tłumaczona była przez Andrzeja Drawicza) nie jest wersją zupełną więc mój apetyt na poznanie kompletnych wyznań Nadieżdy Mandelsztam nadal pozostaje nie zaspokojony.
Co sprawia, że "Wspomnienia" są tak interesujące? W końcu ani ich centralna postać, mąż Nadieżdy Osip, ani też jego twórczość nie bije rekordów popularności. Sam, przyznaję do jego "Poezji" wydanych na początku lat 80-tych przez Wydawnictwo Literackie sięgnąłem przez te wszystkie lata, może trzy czy cztery razy (co ciekawe, nie zawierają one nieprawomyślnego wiersza o Stalinie, który kosztował Mandelsztama życie).
Otóż, co może zakrawać na paradoks, książkę można czytać i czyta się ją chwilami jak gdyby w oderwaniu od twórczości jej głównego bohatera a nawet jego samego. "Wspomnienia" bowiem wymykają się prostej klasyfikacji. Jest to po trosze książka o samym Mandelsztamie (ale na pewno nie pretenduje ona do miana jego biografii), po trosze o Nadieżdzie, ale także o postawie społeczeństwa rosyjskiego, zwłaszcza jego elit literackich wobec rzeczywistości i terroru sowieckiego. A to wszystko przemieszane dosłownie i w przenośni (bo wyznania autorki nie zachowują porządku chronologicznego, co zresztą wcale nie przeszkadza w lekturze) ze spojrzeniem na twórczość Osipa Mandelsztama i poezję, jeśli tak można powiedzieć, w ogólności.
Nie trzeba być ani miłośnikiem ani pierwszej, ani drugiej by poddać się wrażeniu jaki robią "Wspomnienia", bo wychodzą one daleko, poza to co było domeną Euterpe. Już sam fenomen, że ktoś może poświęcić życie nawet nie dla innego człowieka lecz dla ocalenia tego co po nim zostało musi zastanawiać. A podwójnie zastanawiać musi taka postawa w czasach, gdy pamięć ta była skazana na fizyczną zagładę.
Co sprawia, że "Wspomnienia" są tak interesujące? W końcu ani ich centralna postać, mąż Nadieżdy Osip, ani też jego twórczość nie bije rekordów popularności. Sam, przyznaję do jego "Poezji" wydanych na początku lat 80-tych przez Wydawnictwo Literackie sięgnąłem przez te wszystkie lata, może trzy czy cztery razy (co ciekawe, nie zawierają one nieprawomyślnego wiersza o Stalinie, który kosztował Mandelsztama życie).
Otóż, co może zakrawać na paradoks, książkę można czytać i czyta się ją chwilami jak gdyby w oderwaniu od twórczości jej głównego bohatera a nawet jego samego. "Wspomnienia" bowiem wymykają się prostej klasyfikacji. Jest to po trosze książka o samym Mandelsztamie (ale na pewno nie pretenduje ona do miana jego biografii), po trosze o Nadieżdzie, ale także o postawie społeczeństwa rosyjskiego, zwłaszcza jego elit literackich wobec rzeczywistości i terroru sowieckiego. A to wszystko przemieszane dosłownie i w przenośni (bo wyznania autorki nie zachowują porządku chronologicznego, co zresztą wcale nie przeszkadza w lekturze) ze spojrzeniem na twórczość Osipa Mandelsztama i poezję, jeśli tak można powiedzieć, w ogólności.
Nie trzeba być ani miłośnikiem ani pierwszej, ani drugiej by poddać się wrażeniu jaki robią "Wspomnienia", bo wychodzą one daleko, poza to co było domeną Euterpe. Już sam fenomen, że ktoś może poświęcić życie nawet nie dla innego człowieka lecz dla ocalenia tego co po nim zostało musi zastanawiać. A podwójnie zastanawiać musi taka postawa w czasach, gdy pamięć ta była skazana na fizyczną zagładę.
"Wspomnienia" są historią i opisem niszczenia człowieka i rosyjskiej literatury, opisem uniwersalnym, w tym znaczeniu, że odkrywa prawdę na temat ludzkich postaw w czasach terroru, gdy wolność, także wolność twórczości jest tłamszona i niszczona. Opis tego co się działo wokół Osipa Mandelsztama, opis postawy środowiska literackiego, elit kulturalnych daleki jest pochlebnego. "Inżynierowie dusz" okazują się zbudowani z podłego materiału. "W zdziczeniu i degrengoladzie pisarze potrafią prześcignąć wszystkich". Tchórzostwo, lizusostwo, karierowiczostwo, delatorstwo to jest to co rządzi światem rosyjskiej, czy szerzej radzieckiej literatury okresu ZSRR. "Ludzie radzieccy osiągnęli wysoki stopień ślepoty psychicznej, co musiało rozkładać całą ich strukturę duchową" a przecież "Zamykać oczy nie jest łatwo, wymaga to wielkiego wysiłku. Niedostrzeganie tego, co dzieje się wokół nas, nie oznacza raczej zwykłej bierności."
Nie ma miejsca na niezależność, postawę klerka, nie mówiąc już o byciu przeciwnikiem. Kto nie z nami, ten przeciwko nam. Uczuciowiec i nadwrażliwiec jakim jest Osip Mandelsztam nie ma w tym świecie co szukać. I tak zdumiewające, że uchował się tak długo (do 1938 roku). Ani psychicznie ani fizycznie nie był w stanie przetrzymać przesłuchać i zesłania (dwukrotnego), choć bardziej chyba niż fizyczne udręki, w przypadku Mandalsztama, nie do zniesienia okazał się terror psychiczny połączony z jego niezdolnością do życia w niewoli, która pętałaby umysł.
"Wspomnienia" dają obraz sterroryzowanego społeczeństwa ale też społeczeństwa poddanego skutecznemu praniu mózgów i w dużej mierze dobrowolnie uczestniczącemu albo co najmniej akceptującego terror jako metodę rządów w imię ideałów dziejowej sprawiedliwości społecznej. To sprawia, że stają się książką wstrząsającą mimo, że tylko w bardzo niewielkim stopniu dotykają najdrastyczniejszego akcentu komunistycznego terroru jakim były gułagi. I jak to ktoś powiedział, zasługują na to by postawić je na jednej półce z "Innym światem", "Opowiadaniami kołymskimi" i "Archipelagiem Gułag". A wszystko to za sprawą kobiety, która okazała się memuarystką nie gorszą niż jej mąż był poetą. Co tu dużo mówić - rewelacja.
Nie ma miejsca na niezależność, postawę klerka, nie mówiąc już o byciu przeciwnikiem. Kto nie z nami, ten przeciwko nam. Uczuciowiec i nadwrażliwiec jakim jest Osip Mandelsztam nie ma w tym świecie co szukać. I tak zdumiewające, że uchował się tak długo (do 1938 roku). Ani psychicznie ani fizycznie nie był w stanie przetrzymać przesłuchać i zesłania (dwukrotnego), choć bardziej chyba niż fizyczne udręki, w przypadku Mandalsztama, nie do zniesienia okazał się terror psychiczny połączony z jego niezdolnością do życia w niewoli, która pętałaby umysł.
"Wspomnienia" dają obraz sterroryzowanego społeczeństwa ale też społeczeństwa poddanego skutecznemu praniu mózgów i w dużej mierze dobrowolnie uczestniczącemu albo co najmniej akceptującego terror jako metodę rządów w imię ideałów dziejowej sprawiedliwości społecznej. To sprawia, że stają się książką wstrząsającą mimo, że tylko w bardzo niewielkim stopniu dotykają najdrastyczniejszego akcentu komunistycznego terroru jakim były gułagi. I jak to ktoś powiedział, zasługują na to by postawić je na jednej półce z "Innym światem", "Opowiadaniami kołymskimi" i "Archipelagiem Gułag". A wszystko to za sprawą kobiety, która okazała się memuarystką nie gorszą niż jej mąż był poetą. Co tu dużo mówić - rewelacja.