Dzisiaj, mam wrażenie, w literaturze dla dzieci i młodzieży, "klasyczne" tematy są w odwrocie, dominują mutanci różnego rodzaju, przybysze z innych wymiarów i kosmosu. Kowboje i Indianie, rycerze i piraci są w odwrocie. Jest to chyba element permanentnej zmiany, której był świadom R. L. Stevenson poprzedzając swoją najsłynniejszą książkę wierszem, w którym ze stoickim spokojem godzi się z taką koleją rzeczy:
(...) "Lecz jeśli uczona
Młodzież już dzisiaj z łezką nie wspomina
Dawnych pisarzy; jeżeli Kingstona
Albo dzielnego imię Ballantyna
Z leśnym Cooperem spoczywają w pyle -
Też dobrze ... Niech tam! Dla takiego ględy
Jak ja, lec chyba z piratem w mogile,
Gdzie drzemią tamtych prochy i gawędy."
Nie wiem jak to było w czasach Stevensona, ja odbieram jego wyznanie jako kokieterię bo jeszcze w latach mojego dzieciństwa jego książki miały się całkiem nieźle. Tyle że to było kiedyś - dzisiaj już nie. Lepiej nie pytać, ilu dzieciom mówi coś Winnetou czy Sokole Oko nie mówiąc już o znajomości książek Maya czy Coopera. Było - minęło. I z takim nastawieniem odświeżyłem sobie jedną z książek mojego dzieciństwa, po lekturze której biegałem po podwórku z kijem staczając walki z piratami. Eh, kto wówczas nie chciał być Jim'em Hawkinsem?!
Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że tłumaczenie sprzed 90 lat ciągle dzielnie się trzyma, a książka w niczym nie przypomina ramotek naszych babć i dziadków. Co prawda dorosłego czytelnika może trochę zaskakiwać fakt, że przed kilkunastoletnim chłopcem pokornieje Długi John Silver, kucharz okrętowy, przed którym drżał sam Kapitan Flint, i że dorośli raczą go "mocniejszymi" trunkami jak równego sobie. Ale kto by zważał, w czasie gdy pierwszy raz to czytał, na takie detale.
Piraci, podstępy, pojedynki, egzotyczna wyspa i skarb. To w zupełności wystarcza. I na dodatek bez sentymentalizmu i dydaktyzmu, czysta, żywa przygoda. I szansa na odkrycie pozostałej części skarbu bo przecież na "Hispaniolę" nie zdołano załadować całego złota. Tyle, że lata czytelnika już nie ...
Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że tłumaczenie sprzed 90 lat ciągle dzielnie się trzyma, a książka w niczym nie przypomina ramotek naszych babć i dziadków. Co prawda dorosłego czytelnika może trochę zaskakiwać fakt, że przed kilkunastoletnim chłopcem pokornieje Długi John Silver, kucharz okrętowy, przed którym drżał sam Kapitan Flint, i że dorośli raczą go "mocniejszymi" trunkami jak równego sobie. Ale kto by zważał, w czasie gdy pierwszy raz to czytał, na takie detale.
Piraci, podstępy, pojedynki, egzotyczna wyspa i skarb. To w zupełności wystarcza. I na dodatek bez sentymentalizmu i dydaktyzmu, czysta, żywa przygoda. I szansa na odkrycie pozostałej części skarbu bo przecież na "Hispaniolę" nie zdołano załadować całego złota. Tyle, że lata czytelnika już nie ...