O literaturze węgierskiej wiem, że podobno taka jest, a jej znajomość nie wyszła u mnie poza "Chłopców z Placu Broni" oraz wiedzę, że był ktoś taki jak Mór Jókai'a i Magda Szabó, tak że do "Ptaszyny", której autor Dezsõ Kosztolányi był mi kompletnie nieznany podchodziłem z nieufnością. Ale nieufność już po kilku stronach okazała się zupełnie nieuzasadniona a "Ptaszyna" udowodniła aktualność sokratejskiego "wiem, że nic nie wiem".
Kto choć raz w życiu był na węgierskiej prowincji zostanie z pewnością zawojowany "Ptaszyną", a ci którzy nie byli - zawojowani będą prawdopodobnie, już chociażby dlatego, że okazuje się, że przejawy fin de siècle na prowincji dawnej monarchii habsburskiej były wszędzie takie same - niezależnie czy to był Sárszeg Kosztolányi'ego czy ... Kraków Zapolskiej. Z zaskoczeniem skonstatowałem, że o ile w tej węgierskiej dziurze istniało Towarzystwo Lampartów, które z zamiłowaniem oddawało się praktykom, do których zostało powołane, to przecież i Zbyszko Dulski "lampartował" się w krakowskich kawiarniach i restauracjach. A i jego ojciec, Felicjan w swoim życiowym stoicyzmie podobny jest do ojca Ptaszyny, Akacjusza Vajkay'a.
Ale "Ptaszyna" nie jest oskarżeniem filisterskiej moralności, nie jest to też książka o Węgrzech ani o prowincji, to powieść o niewoli jaką pociąga za sobą opatrzenie rozumiana miłość, brak odwagi, wreszcie rutyna i zamknięcie we własnych czterech ścianach. Poczciwi ludzie sterroryzowani staropanieństwem córki odcinają się wraz z nią od świata, w którym żyli, jednocześnie nie mają odwagi spojrzeć prawdzie w oczy. Zdają sobie sprawę z przyczyny takiego stanu rzeczy ale udają przed sobą i przed córką, że nic się nie dzieje, że wszystko to, ich życie, jest tylko naturalną koleją rzeczy.
Dopiero wyjazd córki wyzwala rodziców jak spod złego zaklęcia z atmosfery, w której żyją. Okazuje się, że mogą żyć i bawić się tak jak inni, że są lubianymi ludźmi, których towarzystwo jest mile widziane. Nagle mają odwagę powiedzieć to co myślą, postawić diagnozę lecz nie potrafią znaleźć lekarstwa. Trochę przypominają tytułową bohaterkę "Dziewczyny z poczty" Stefana Zweiga, której również dano zasmakować szczęśliwej odmiany losu, w przeciwieństwie jednak do niej, godzą się ze swoim miejscem i rolą na ziemi. Rzecz w tym, że wcale przecież nie muszą, bo to co dla nich jest kwestią "życia lub śmierci" dla innych jest tylko detalem.
Zaskakuje w tym wszystkim potęga pospolitości - bo córka - tytułowa Ptaszyna, nie dość, że brzydka jest na domiar złego jeszcze - właśnie - pospolita. Nie grzeszy wrażliwością, spostrzegawczością ani też inteligencją. A jednak zdominowała życie ludzi, którzy ją kochają. To, że czuje się odrzucona przez świat z powodu braku atrakcyjności nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla braków jej charakteru ani umysłu. Ale cóż, okazuje się, że miernota wygrywa...
Ale "Ptaszyna" nie jest oskarżeniem filisterskiej moralności, nie jest to też książka o Węgrzech ani o prowincji, to powieść o niewoli jaką pociąga za sobą opatrzenie rozumiana miłość, brak odwagi, wreszcie rutyna i zamknięcie we własnych czterech ścianach. Poczciwi ludzie sterroryzowani staropanieństwem córki odcinają się wraz z nią od świata, w którym żyli, jednocześnie nie mają odwagi spojrzeć prawdzie w oczy. Zdają sobie sprawę z przyczyny takiego stanu rzeczy ale udają przed sobą i przed córką, że nic się nie dzieje, że wszystko to, ich życie, jest tylko naturalną koleją rzeczy.
Dopiero wyjazd córki wyzwala rodziców jak spod złego zaklęcia z atmosfery, w której żyją. Okazuje się, że mogą żyć i bawić się tak jak inni, że są lubianymi ludźmi, których towarzystwo jest mile widziane. Nagle mają odwagę powiedzieć to co myślą, postawić diagnozę lecz nie potrafią znaleźć lekarstwa. Trochę przypominają tytułową bohaterkę "Dziewczyny z poczty" Stefana Zweiga, której również dano zasmakować szczęśliwej odmiany losu, w przeciwieństwie jednak do niej, godzą się ze swoim miejscem i rolą na ziemi. Rzecz w tym, że wcale przecież nie muszą, bo to co dla nich jest kwestią "życia lub śmierci" dla innych jest tylko detalem.
Zaskakuje w tym wszystkim potęga pospolitości - bo córka - tytułowa Ptaszyna, nie dość, że brzydka jest na domiar złego jeszcze - właśnie - pospolita. Nie grzeszy wrażliwością, spostrzegawczością ani też inteligencją. A jednak zdominowała życie ludzi, którzy ją kochają. To, że czuje się odrzucona przez świat z powodu braku atrakcyjności nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla braków jej charakteru ani umysłu. Ale cóż, okazuje się, że miernota wygrywa...