Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Janion. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Janion. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 8 lutego 2015

Pokój i socjalizm, czyli wygnanie i przemoc, Maria Janion [w:] Hańba domowa, Jacek Trzandel

Pogadaliśmy sobie z Anką (Tą od czytanek) na temat Marii Janion, i można by powiedzieć - wystarczy. I pewnie wystarczyłoby, gdyby nie cytat, który pojawił się w poście Buksy - "Fachowość badaczy literatury nie zapewnia im pozycji gwiazdorskich, mistrzowskich, ale pewnie łatwiej bylibyśmy skłonni się z tym pogodzić, gdyby istniało większe instytucjonalne uznanie, gdyby ten pakt państwa z uczonymi był traktowany jako trwała wartość.", a w którym można pobrzmiewa tęsknota za statusem "inżyniera dusz ludzkich". Może zresztą bym i na to machnął rękę gdyby nie to, że Profesor sama w jeszcze innym fragmencie rozmowy nawiązuje do pracy inżynierów, tak że wydaje mi się, że nie jest to tylko przejaw jakiegoś impulsu ale rodzaj resentymentu.  


Ta "pretensja" do sprawowania rządu dusz w połączeniu ze stale podkreślaną w wywiadzie z Kazimierą Szczuką więzią z marksizmem pobrzmiewa w dzisiaj ekscentrycznie i egzotycznie, bo przecież po 1956 a potem jeszcze po 1968 roku "kolumny marszowe literatów zmieniły kierunek natarcia z podniesionym czołem, ze sztandarami" dalej zresztą wierząc w swoją rolę demiurga.

Niewiele można się dowiedzieć z wywiadu przeprowadzonego przez Szczukę na temat intelektualnych wyborów Profesor, którym pozostała wierna i wygląda na to, że miał rację Jan Józef Lipski mówiąc w "Hańbie domowej" o przedstawieniu kompetentnego świadectwa "zdrady klerków" przez przedstawicieli pokolenia, twierdząc, że "dla jakiegoś analitycznego drążenia, próby rozłożenia tych spraw na czynniki pierwsze, by złożyć wreszcie syntezę - do takiego celu pokolenie to mało się nadaje. Własne ich uwikłania są chyba powodem, że trudno im jest przez to przeskoczyć. Oczywiście, są różni ludzie i procesy myślowe przebiegają w różny sposób, obserwuję to trochę z perspektywy naszego IBL. I to przez wiele lat. Osoba, którą bardzo cenię ze względu na jej poziom intelektualny, walory myślowe dużej klasy, pani Janion - w ogóle lepiej, żeby się tych rzeczy nie tykała. Dlatego, że - może to są jakieś względy osobowościowe, sprawa jakiegoś narcyzmu intelektualnego - ona nigdy przez to nie przeskoczy, nigdy nie zrozumie, nigdy nawet nie podejdzie na odległość taką, żeby warto ją było do tego namawiać."

I trudno nie przyznać mu racji po lekturze rozmowy Janion z Jackiem Trznadlem, która ujrzała światło dzienne dopiero w wydaniu "Hańby domowej" z 1996 roku (rozmowa odbyła się we wrześniu 1981 r.). Znamienna jest tu refleksja Profesor na temat "Zniewolonego umysłu" (co by o tej książce i jej autorze nie sądzić), którą odebrała wyłącznie jako rozprawę personalną a nie oskarżenie systemowe bo jak sama przyznaje - "nie byłam do tego zdolna, nie zauważyłam tego". Szczuka zresztą nawiązuje do tej rozmowy, usiłując zdeprecjonować książkę atakując jej autora, ale to w sumie nic nowego, biorąc pod uwagę podobną próbę Anny Bikont i Joanny Szczęsnej w "Lawinie i kamieniach. Pisarze wobec komunizmu". Pomijając już nawet ten aspekt, to co nie da się nie odnieść wrażenia, że to co Profesor mówi Szczuce to nic nowego w stosunku do rozmowy z Trzandlem, między innymi pojawiają się tu te same gorzkie żale na niedobrych marksistów starszego pokolenia, którzy "zdradzili" młodych czy incydent z pytaniem o sprzedaż Wilna.

Nie ma co ukrywać, rozmowa zamieszczona w "Hańbie domowej" też nie jest porywająca, łagodnie rzecz ujmując, tyle że jednak jesteśmy na innym poziomie i nie mamy do czynienia z gawędą o wszystkim i niczym. Trzeba oddać sprawiedliwość Janion, że mimo wyraźnej próby samousprawiedliwienia - "Niech pan zobaczy, ile czasu upłynęło, zanim do szerszej świadomości społecznej dotarło przeświadczenie, najpierw podejrzenie, że jest coś z totalitaryzmu w sowietyzmie", złapała jednak byka za rogi i na pytanie o przyczyny opowiedzenia się po stronie "jedynie słusznej ideologii" potrafiła przyznać - "Bo chciałam", tyle że uzasadnienie przyczyn tego wyboru jest mało przekonujące. Jakoś bowiem mało wiarygodnie brzmią słowa o "naiwności biologiczno-psychologicznej" u kogoś, kto był świadkiem dwukrotnego "wyzwolenia" Wilna przez Rosjan, zapewne też niejedno słyszał od brata - żołnierza AK i w latach 50-tych nie był już nastolatkiem.

Mam raczej wrażenie, że w tym wyborze było coś z pychy, o której wspomina Herbert w "Wypluć z siebie wszystko" ponieważ marksizm lat stalinowskich dawał jej "poczucie, że wie, o co chodzi, że ma klucz do rzeczywistości" zwłaszcza, że  "chciała być monomaniakiem idei, chciała mieć tylko jedną ideę. Chciała mieć absolutne wytłumaczenie. Jednoznaczne, jedno wytłumaczenie tego, dlaczego to wszystko się stało, jak do tego doszło." Wygląda na to, że wiarę w Boga zastąpiła wiarą w Marksa bo "antropologiczna orientacja marksizmu, podmiotowa, pomogła jej w zrozumieniu rozmaitych problemów, z którymi się zetknęła. A to, co Marks mówił, że trzeba uczynić tak, aby człowiek nie czuł się istotą poniżoną i upodloną, godną pogardy?" Ważniejszym od tego co mówił Bóg o stosunku człowieka do człowieka, okazało się dla Janion to, co mówił na ten temat Marks i jego "kapłani". O ile zrozumiałe jest, że można mieć kryzys wiary to zdumiewające jest, że odrzucając Boga, bo milczał wobec okrucieństw II wojny światowej a wybrała drugą "religię", Marksa, zapominając zarówno o tym, że i on jakoś niespecjalnie ingerował w ziemską rzeczywistość, nie mówiąc już o tym, co jego wyrabiali jego akolici dorwawszy się do władzy. Wygląda na to, że naprawdę Jan Józef Lipski miał rację ...

niedziela, 18 stycznia 2015

Janion, Transe - Traumy - Transgresje 2, Prof. Misia, Kazimiera Szczuka

Mimo zarzekania się nie wytrzymałem, ciekawość pierwszy stopień do piekła ale niech tam ... Aż dwa lata minęły od ukazania się pierwszej części wywiadu z Marią Janion zanim ukazała się jego część druga. Wiedziałem już, czego mogę się spodziewać, a tu, proszę jaka miła niespodzianka. Widać, że upływ czasu dobrze zrobił Kazimierze Szczuce bo odpuściła sobie prymitywne, rodem z "Pudelka" bezceremonialne pytania o sferę intymną życia Profesor a i hołdownicze wobec niej nastawienie nieco straciło na ostrości.

 
Maria Janion wspomina, że starała się by jej studenci "mieli odwagę myślenia i zadawania pytań", co prawda jej rozmówczyni nadal tym nie grzeszy, ale ten niedobór rekompensuje za to lansowaniem Krytyki Politycznej i feminizmu, choć zwracając się do Profesor nie przestrzega, o zgrozo, "żeńskich końcówek i wielości rodzajów" nad czym ubolewały jej "siostry w feminizmie". Na plus Kazimierze Szczuce należy policzyć za to fakt, że w końcu chociaż raz zdobyła się na odwagę i lekko "przyparła do muru" swoją interlokutorkę, podobnie jak wyrazy uznania należą się jej za troskę, którą wraz ze swoimi konkubentem, otacza na co dzień Profesor.

Zasadnicza różnica pomiędzy obiema częściami wywiadu polega na tym, że "Profesor Misia" jest w mniejszym stopniu rozmową o biografii, a bardziej o poglądach i dorobku Marii Janion. Pewnie najlepiej byłoby, gdyby wcześniej odrobiło się lekcje z jej twórczości ale jakoś trudno mi jakoś wykrzesać do tego zapał. Bo i trudno o niego, gdy  Profesor zaznacza swoje marksistowskie inklinacje tyle, że z rewizjonistycznymi naleciałościami.

Tak zwyczajnie po ludzku, to trudno się nawet jej dziwić, komunizm chyba traktowała jako dźwignię, dzięki której ona, biedna dziewczyna z Moniek zrobiła karierę naukową i mogła sprawować rząd dusz. Oczekiwanie by teraz zanegowała swój wybór, sens pracy całego życia, mówiąc - pomyliłam się, byłby naiwnością. Z drugiej jednak strony, zaskakujące jest to niedostrzeganie rzeczywistego wymiaru marksizmu, który ze swoimi założeniami legł u podstaw największej hekatomby w dziejach ludzkości. Kiedy Profesor mówi "starałam się przedstawić całą komplikację, która, oprócz tej wynikającej z historii filozofii, pojawiła się wskutek totalitaryzmu. Faszyzm unieważnił przecież możliwość krytyki tekstu, zastąpił rozumienie czystością doktryny, uświęcił mowę nienawiści, a dorobek myśli i sztuki europejskiej podeptał." wystarczy przecież w miejsce faszyzmu podstawić komunizm a jej twierdzenia będzie równie prawdziwe.

Naprawdę, Pani Profesor, w świetle pamięci o narzucanym administracyjnie marksizmie także w sferze kultury, mówienia o poglądach Marksa na literaturę brzmi kuriozalnie. Ten brak krytycznej refleksji jest dla mnie u Marii Janion przygnębiający. Tym bardziej, że kiedy mówi "na tym polega ten cały proceder humanistyki, że erudycja, taka najbardziej już dziewiętnastowieczna w moim wypadku, wyniesiona z "grobu młodości", lat spędzonych nad źródłami w bibliotekach, staje się podstawą do pomysłów interpretacyjnych mających poszerzać czy odnawiać rozumienie współczesności", to jej credo jest mi bliskie, bo podobnie jak Profesor uważam, że nie ma mowy o kompetentnej rozmowie na temat literatury bez znajomości jej źródeł. Ciepło mi się też zrobiło na sercu gdy okazało się, że bliska jest jej twórczość Wernera Herzoga a i Diane Arbus nie jest jej nieznana.

Ma też zapewne rację, gdy twierdzi - "Polonistyka, stale powtarzam, jak chyba żadna inna dziedzina, pozostaje skansenem zabójczych komunałów, a już nauczanie romantyzmu w szczególności. Ale nie idzie tylko o romantyzm. Jest też ta nieznośna wygoda, łatwość, w opowiadaniu o człowieczeństwie w obozach koncentracyjnych, w gułagu, podczas ludobójstwa, nagonki, prześladowań i tortur." Sama jednak ulega tej pokusie przeciwstawiając frazesowi "człowieczeństwa", frazesowi "nieludzkiej strony" jakby zapominając, że za zbrodniami komunizmu i faszyzmu, dwóch stron tego samego medalu, stoją zawsze w ostatecznym rozrachunku ludzie i ludzkie czyny.

Wywiad Kazimiery Szczuki z Marią Janion jest książką, o której można powiedzieć, że utrzymuje status quo, w tym znaczeniu, że ci którzy darzą estymą Profesor, zapewne pozostaną przy swoim dla niej podziwie, ci zaś którzy odnoszą się do niej z pewnym sceptycyzmem, mimo panegirycznego charakteru "Transów - Traum - Transgresji" utwierdzą się tylko w tej rezerwie.

piątek, 16 stycznia 2015

Janion. Transe - Traumy - Transgresje. Niedobre dziecię, Kazimiera Szczuka

Przyznaję, jestem nieco sceptycznie nastawiony do Marii Janion. To efekt "urazu" jaki mi pozostał z młodości po nieudanej próbie lektury któregoś z tomów "Transgresji". Ale to moja wina a nie jego Współautorki bo to nie są książki dla licealistów. Jednak gdy niedawno czytałem przyczynkarski tekst Profesor na temat "Z otchłani", moje poczucie winy z powodu uprzedzenia wobec niej nieco zmalało, bo spodziewałem się po niej wyważonego tekstu pisanego sine ira et studio a nie tylko "walenia w bęben", o co zresztą Kossak aż się prosi.


Jak już pisałem u Agnieszki, z pewną podejrzliwością podchodzę do wywiadów przeprowadzanych przez ucznia ze swoim nauczycielem, bo osobista relacja już z definicji zakłada "picie sobie z dziubków" i ślizganie się po trudnych i niewygodnych dla odpytywanego tematach. Niektórym to nie przeszkadza, mi tak. I nie ma co ukrywać wywiad Kazimiery Szczuki z Marią Janion pisany jest właśnie w konwencji "picia z dziubków".

To laurka na cześć Profesor i jeśli ktoś lubi takie rzeczy, z pewnością nie będzie rozczarowany. Nie żebym zaraz coś miał przeciwko panegirykom, nawet nie ale czy naprawdę musi mieć on formę wywiadu? A przedsmak tego co czeka czytelnika widać już w odredakcyjnej notce głoszącej, że w drugim tomie "duch zmarłego Kazimierza Wyki nawiedza mieszkanie Janion". Po lekturze pierwszego tomu należałoby powiedzieć, że jest to raczej duch Stefana Żółkiewskiego, głównego karbowego socrealizmu, który był dla Profesor, jak mówi, wyjątkowo ważną postacią w jej życiu. Ważną i bliską. Odwaga do przyznania się do takich afiliacji w dzisiejszych czasach zasługuje na odnotowanie, tyle że ma się wrażenie, że widmo marksizmu ciągle krąży nad Marią Janion.

Jak inaczej można tłumaczyć wyznanie, że "Związek Radziecki walczył o pokój. W końcu to oni pokonali Hitlera. Jakoś ludzie w Polsce wtedy jednak to doceniali. Teraz może już nie, ale wtedy było inaczej. Te wspomnienia, które czytam, mówiące o tym, że wiadomo było, że oto przyszedł drugi okupant, wydają mi się śmieszne. Nie traktowaliśmy tego jako nadejścia drugiego okupanta, tylko jako wyzwolenie."? Bo rzeczywiście jest się z czego pośmiać, przecież to że "wyzwoliciele" odebrali Polsce blisko połowę terytorium jest przecież takie śmieszne. Co prawda, nie wiem, czy śmiałaby się razem z Marią Janion, Barbara Skarga, która po latach spędzonych w więzieniu i łagrach wróciła do Polski w 1956 roku i tysiące tych, których spotkał podobny a często i gorszy los. I chyba w Profesor też leciutko tli się taka wątpliwość bo zwłaszcza, że była świadoma poczynań Rosjan, tym bardziej, że jej brat, żołnierz AK miał za sobą bolesne doświadczenia kontaktów z nimi.

Można by pomyśleć, że to może tylko taki "skrót myślowy" a la Macierewicz. Ale gdy uparcie opowiada o "obozie reakcji" i "obozie postępu" do którego należała, resztka złudzeń pryska. Tak, tak, to nie pomyłka - dla Profesor marksiści w literaturze to obóz postępu, a reakcja to zapewne "tradycyjna interpretacja historycznoliteracka". Niezły obóz postępu, który tępił przejawy niezależnej myśli i dążył do jej zglajszachtowania nie ograniczając się bynajmniej tylko do werbalnej perswazji.

Tego rodzaju "kwiatki" sprawiają wrażenia, jakby się czytało odpowiedzi rozmówców Teresy Torańskiej z "Onych", tyle że gdzie tam Kazimierze Szczuce do Teresy Torańskiej. W żadnym momencie nie mityguje Profesor, że może coś tu jest nie tak, że akces do "obozu postępu", w okresie kiedy niszczył on ludzi ośmielających się mieć inne zdanie wymaga jakiejś krytycznej refleksji. Tego nie ma, podobnie jak i w innych sprawach, z wyjątkiem "spraw łóżkowych", w których rozmówczyni Profesor przejawia mało delikatną dociekliwość, choć biorąc pod uwagę niedawne publiczne pranie brudów przez Kingę Dunin (do której zresztą Kazimiera Szczuka się odwołuje) i Ignacego Karpowicza nie powinno się być tym specjalnie zdziwionym.

Musiało być jej bardzo niewygodnie przeprowadzając wywiad z Profesor na kolanach i w oparach kadzidła. Kiedy pyta z niedowierzaniem przy okazji wspomnień o Marii Żmigrodzkiej, czy ona "była mądrzejsza od Pani? Czy to możliwe?", chciałoby się powiedzieć - Pani Kazimiero, wazelina powinna mieć swoje granice, nawet w środowisku Krytyki Politycznej!  Jego obecność jest w wywiadzie stale zaznaczana, przez co ma się wrażenie, że Kazimiera Szczuka cierpi na syndrom oblężonej twierdzy, co nie wpływa pozytywnie na szerokość horyzontów. I to widać a co kiepsko wróży na przyszłość, zważywszy na fakt, że wywiad można odebrać jako rodzaj pokoleniowej zmiany warty. Tyle, że teraz "obozem postępu" są feministki, a ci co na zewnątrz to "obóz reakcji" z braćmi Kaczyńskimi na czele, którzy pojawiają się niczym deus ex machina i którym oczywiście się dostało.

Miałem szczery zamiar przeczytania obydwu części wywiadu za jednym zamachem, to niewielkie książeczki, które, trzeba oddać sprawiedliwość, generalnie czyta się bardzo dobrze ale nie dałem rady. Jednak jak tylko trochę dojdę do siebie przy prawdziwej literaturze zabieram się za część drugą tego, pożal się Boże, wywiadu.