Sue Monk Kidd „Opactwo świętego grzechu”, wyd. 2,
Wydawnictwo Literackie 2015, ISBN 978-83-08-06045-2, stron 360. Premiera
08.10.2015.
Jessie Sulivan jest
zmuszona wrócić do miejsca, z którego kiedyś bardzo chciała uciec. Wysepka
Egret w Karolinie Północnej - tam spędziła sielskie dzieciństwo, przerwane
przez tragiczną śmierć ojca i późniejszą, graniczącą z dewocją, obsesję
religijną matki. Teraz Jessie ma się nią zaopiekować, bo ta dopuściła się
samookaleczenia i nie wiadomo, czy nie zrobi tego znowu. Kobieta nie chce tam
jechać, ale z drugiej strony ma okazję opuścić dom, w którym ma wrażenie, że
się dusi. Od dwudziestu lat jest wierną żoną Hugh, doczekali się córki, która
teraz opuściła rodzinne gniazdo i wyjechała na studia. Jessie doświadcza
jakiegoś kryzysu, chciałaby od życia czegoś więcej niż to, co ma.
Gdy byłam na studiach, któregoś dnia znalazłam w księgarni
książkę o wielce intrygującym tytule „Sekretne życie pszczół”. Nie omieszkałam
jej sobie kupić i pamiętam jak dziś, że ta opowieść mnie oczarowała. Potem
ukazało się „Opactwo świętego grzechu”, na które miałam wielką ochotę, ale
pragnienia jego poznania już jakoś nie zaspokoiłam. Po drodze wyszły „Czarne
skrzydła”, dotykające tematu, który niezmiennie mnie porusza, czyli
niewolnictwa, ale o „Opactwie...” nigdy jednak nie zapomniałam. Dlatego
niezmiernie mnie ucieszyło, że Wydawnictwo Literackie zdecydowało się wznowić
tę powieść. Intuicja mnie nie zawiodła, druga historia pióra Sue Monk Kidd to
lektura, którą można – a nawet trzeba - się delektować.
Zawiedzie się ten, kto liczy na spektakularny rozwój akcji –
to nie u tej autorki. „Opactwo...” określiłabym jako przejmujące studium uczuć.
Tylko pozornie rzecz dotyczy kobiety przeżywającej kryzys wieku średniego – ja
sięgnęłabym głębiej i stwierdziła, że Jessie Sulivan przeżywa kryzys
tożsamości, wiedzy o samej sobie. Owszem, zaczyna się od tego, że córka
opuszcza dom, a zostając sama z mężem Jessie czuje tylko pustkę. Poświęciła się
rodzinie i wcale tego nie żałuje, ale gdzie zgubiła się ona sama? A może, mimo
upływu lat i dojrzewania ciała, Jessie nadal pozostała tą małą dziewczynką,
która straciła ojca, obwiniającą się o jego śmierć? Nigdy sobie tego nie
wybaczyła i czy wychodząc za mąż, nie szukała przypadkiem drugiego ojca,
opiekuna, a nie kochanka? Całe życie zależała od kogoś, od ojca, od męża, od
córki, może czas na niezależność, egoizm, na zejście z drogi rozsądku i
poddanie się głosowi serca? Tylko czy to, co ono jej podpowiada, przyniesie jej
spełnienie? Czy brat Thomas może być jej przyszłością? Czy jego wstąpienie do
klasztoru było spowodowane prawdziwą potrzebą serca czy może jednak stanowiło
ucieczkę – od prawdziwego życia i tego, co ono niesie? Tym bardziej że potrafi
dawać nie tylko szczęście, ale i rozpacz? Dużo pytań, odpowiedzi pisarka
pozostawia czytelnikom.
Nie chcę pisać o tym za wiele, by niczego nie sugerować, ale
Monk Kidd poruszyła w swojej fabule problem eutanazji, który budzi szerokie
kontrowersje, dla mnie pozostając kwestią do rozpatrywania osobistego, w
zależności od przeżyć i doświadczeń, w odniesieniu do konkretnej osoby i jej
sytuacji. Zaczęłam się jednak, pod wpływem książki, zastanawiać nad dramatem
tych, którzy stoją w obliczu terminalnej choroby czy tragicznego wypadku kogoś
bliskiego. Jakkolwiek nie jestem w stanie ogarnąć tego myślą, to próbowałam się
postawić na miejscu tego, który chce umrzeć, oszczędzając sobie i bliskim
cierpienia oraz bólu (jeśli jest tego świadomy), oraz tych, którzy mają wyrazić
na to zgodę, pozwolić odejść, a później z tym żyć. Pojawiła się refleksja, czy
przyspieszenie odejścia ukochanej osoby nie jest wyrazem najwyższej miłości i
oddania? Nie odpowiem na takie pytania, i obym nie musiała nigdy odpowiadać,
ale gwarantuję, że „Opactwo...” nie pozostawia obojętnym, a myśli kłębią się w
głowie jak roje pszczół. I nie da się tego uniknąć, podejść z dystansem do
przedstawionej sytuacji.
Amerykańska autorka pisze pięknie. Głęboko, prawdziwie,
docierając do sedna każdego uczucia, analizując je ze wszystkich stron.
Najkrócej można by powiedzieć, że „Opactwo świętego grzechu” to opowieść o
miłości, takiej, która ma wiele barw i odcieni. Od Was zależy, czy je
dostrzeżecie i jak odbierzecie. Dla mnie obcowanie z prozą Sue Monk Kidd było
doświadczeniem szczególnym.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.
Bardzo w prozie tej autorki podoba mi się to, że potrafi o banalnych, codziennych sprawach opowiadać w tak piękny, mądry, daleki od sztampowości sposób.
OdpowiedzUsuńJestem tego samego zdania i dlatego bardzo sobie cenię jej narrację. Mam nadzieję, że inni czytelnicy także to docenią.
UsuńNie znam twórczości tej autorki, ale mam w planach przeczytać „Sekretne życie pszczół”, a potem ewentualnie zastanowię się na powyższą pozycją.
OdpowiedzUsuńJa chciałabym znaleźć czas na przypomnienie sobie "Sekretnego życia".
Usuń"Czarne skrzydła" bardzo mi się podobały, więc planuję przeczytać inne książki autorki.
OdpowiedzUsuńO tak, miały w sobie coś niepowtarzalnego:)
UsuńSpośród książek autorki najbliższe moim czytelniczym zainteresowaniom wydają się "Czarne skrzydła" i to od nich rozpocznę poznawanie jej twórczości :) Ta książka również mnie kusi, tym bardziej, że tak ładnie o niej piszesz, ale raczej nie sięgnę po nią w najbliższym czasie :)
OdpowiedzUsuńChyba faktycznie lepiej będzie, jeśli zaczniesz od Skrzydeł:)
UsuńNie znam jeszcze prozy tej autorki, ale mam w planach poznać jej twórczość. Czuję, że mi się spodoba.
OdpowiedzUsuńJa jestem o tym wręcz przekonana;)
UsuńTa książka to moje must read. Bardzo podobają mi się inne książki autorki, mam nadzieję, zę i z tą tak będzie :)
OdpowiedzUsuńZałożę się, że nie może być inaczej;)
UsuńAutorka pisze pięknie, nie ma co do tego wątpliwości. Jednak fabuła "Opactwa" jest mi daleka, nie przekonała mnie postać Jessie, ani jej - moim zdaniem - wydumane problemy (te miłosne, nie te związane ze śmiercią ojca). Książka mi się podobała, ale nie był to ten poziom, co w "Czarnych skrzydłach" czy "Sekretnym życiu pszczół".
OdpowiedzUsuńKsiążka jest dość specyficzna, dlatego też mi się wydawało, że nie wszystkim przypadnie do gustu;)
UsuńTytuł zasugerował mi zupełnie inna treść. Bywa.
OdpowiedzUsuńCiekawe jaką;)
UsuńJak dla mnie zbyt mało było w tej książce eutanazji, żeby zmusić czytelnika do refleksji. Nie zmienia to jednak faktu, że książka mi się spodobała, bo, jak to określiłaś, "studium uczuć" po prosu podbiło moje serce.
OdpowiedzUsuńNo popatrz, a we mnie kłębiło się mnóstwo myśli;)
UsuńJeszcze nie czytałam nic autorki, choć już o niej słyszałam, mam w planach.
OdpowiedzUsuńKoniecznie musisz ją poznać;)
Usuń