"Motywacja jest tym, co pozwala ci zacząć, nawyk jest tym, co pozwala ci wytrwać."
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą oliwki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą oliwki. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 20 czerwca 2011

SAŁATKA NICEJSKA na ciepło

150 km.
To ponoć maksymalny dystans jaki mogą przebyć owoce i warzywa nie tracąc przy tym swoich odżywczych właściwości.
Kto to wymyślił i na jakich przesłankach opiera się owo twierdzenie, tego nie wiem, za to wiem kto i gdzie nie tylko wciela w życie tę ideę(?) czy może prawdę(?), ale także jest jej zagorzałym piewcą.

Tym kimś jest Gordon Ramsay - słynny szkocki restaurator i kucharz - propagator zdrowego stylu odżywiania i autor m.in. książki - "Zdrowa kuchnia", którą to pozycję mam przyjemność od niedawna posiadać dzięki najpierw rekomendacji Jadalnego-Pijalnego, a następnie wspaniałomyślności mojego męża - dzięki, Skarbie.:)

Czy to oznacza, że żeby zachować zdrowie my, naród znad Wisły, mielibyśmy być skazani na konsumpcję wyłącznie produktów lokalnych? 

Moim skromnym zdaniem byłaby to przesada i to wyjątkowo gruba. Na lekkim blogu grubych rzeczy się nie toleruje.;)

Nie wyobrażam sobie być pozbawioną smaku warzyw i owoców egzotycznych czy orientalnych, które nie tylko uatrakcyjniły moją kuchnię, ale przez samo to, że uczyniły ją lżejszą, z pewnością ją też i uzdrowiły.
Poza tym - nigdy nie ukrywałam, że nie należę do osób, które zdrowe żywienie uczyniły swoją obsesją - raz, że sama obsesja - bardzo mi przykro - kwalifikuje się do jednostek chorobowych, a dwa, że osobiście uważam, że w dzisiejszych czasach możemy jeść co najwyżej zdrowiej, ale zdrowo to już chyba, raczej, na pewno - nie.:)


Toteż, bynajmniej nie zachęcam do kupowania produktów wychodzących wyłącznie spod rąk rodzimych producentów, a do tego, żeby mając do wyboru dostępną w marketach importowaną żywność i tę z uprawy pana Zdzicha, wybierać częściej tę drugą, mimo, iż gładka i równiutka - marketowa - zachowa świeżość przez 2 tygodnie, a ta z działki - tu i ówdzie pęknięta, czy plamiasta i nie zawsze wymiarowa - pozostanie jędrna góra 3 dni.

Ta "ekonomia" ma bowiem swoją cenę.


Za cudownym wyglądem i wydłużonym okresem przydatności do spożycia transportowanych z daleka warzyw i owoców kryje się znacznie więcej chemicznej ingerencji, niż ma to miejsce w produktach lokalnych.

Te sprowadzane z odległych krajów uprawiane są na plantacjach przemysłowych, których podłoże, będące często jedynie technologicznym zamiennikiem ziemi, musi zapewnić roślinom szybki wzrost i powolne dojrzewanie (zresztą po części już nie w warunkach uprawy, a podczas przechowywania). Kolejny zastrzyk chemii - woskowanie i kąpiele w specjalnych roztworach - otrzymują, żeby przetrwać transport w możliwie nienaruszonym stanie.

Mimo to, uważam, że nawet tak obcesowo potraktowane warzywa i owoce zasługują na zainteresowanie konsumentów jako o niebo zdrowsze od cukru.:)
Ale już nie zdrowsze od dostępnego u nas sezonowego bogactwa bardziej naturalnych smaków i aromatów.

I w tej materii - w smaku i zapachu - najlepiej uwidacznia się kontrast pomiędzy tym co swojskie, od tego, co sprowadzane. Potwierdzi to każdy, kto miał okazję jeść cokolwiek rodzimego, wyhodowanego "na miejscu", a potem kosztował tego samego z importu - różnica jest kolosalna.

Strasznie się rozgadałam, prawda?
Niech to będzie taka moja odpowiedź na wszystkie wspaniałe komentarze, które napisaliście pod moją poprzednią notką - nie miałam zupełnie czasu, żeby na nie odpisać, ale każdy uważnie przeczytałam i  za każdy gorąco dziękuję.:)
A do poruszonych tam problemów postaram się jeszcze, w miarę możności powrócić.:)

A teraz, dla zainteresowanych, kolejna - druga - część filmu - Jedzenie ma znaczenie:


Natomiast dla głodnych przepis na sałatkę nicejską, do której świeże składniki z wyjątkiem pomidorków koktajlowych pochodzących z Hiszpanii, zakupiłam na polskim rynku.:)

Danie podane w tej formie może służyć jako lekki obiad.:)
Znakomity zresztą.:)

Składniki:
  • 350 g chudego rumsztyka wołowego, umytego, osuszonego i  pokrojonego w wąskie paseczki /użyłam ligawy/
  • sól
  • pieprz
  • 1/2 łyżeczki suszonych ziół prowansalskich
  • 1/2 łyżki oliwy z oliwek do smażenia
  • 500 g małych młodych ziemniaków podobnej wielkości, oskrobanych
  • 250 g młodego bobu
  • 250 g fasolki szparagowej
  • 1/2 szklanki czarnych i zielonych oliwek bez pestek
  • 2 łyżki posiekanego szczypiorku
  • 3 łyżki posiekanej natki pietruszki
  • 2 łyżki oliwy z oliwek ekstra virgin
  • 1 łyżka czerwonego octu winnego
  • 2 łyżeczki musztardy dijon
  • 2 łyżki wody
  • 170 g młodych liści szpinaku, umytych i osuszonych /pominęłam/
  • 1 mała główka karbowanej sałaty
  • 250 g pomidorków koktajlowych cherry

Wykonanie:
  1. Wołowinę przypraw solą, pieprzem i ziołami i odstaw.
  2. Do garnka z wrzącą, lekko osoloną wodą wrzuć bób i gotuj go 5-7 minut. Odłów i pozostaw do ostygnięcia, po czym obierz ze skorki.
  3. Do wody po bobie wrzuć ziemniaki i gotuj 10 minut. Dodaj do nich fasolkę i gotuj jeszcze ok. 10 minut aż ziemniaki i fasolka będą miękkie. Całość odcedź i trzymaj w cieple.
  4. Rozgrzej oliwę na patelni na dużym ogniu, wrzuć na nią mięso i smaż ok. 7 minut do zrumienienia kilka razy mieszając.
  5. Wymieszaj oliwę, ocet i musztardę z wodą w zakręcanym słoiku. Zakręć słoik i dobrze potrząśnij.
  6. Dodaj mięso do gotowanych warzyw, polej sosem i dokładnie wymieszaj.
  7. Na dużej salaterce ułóż liście szpinaku i porwanej sałaty. Wykładaj sałatkę na liście przekładając ją połówkami pomidorków i natychmiast podawaj.
Gotowe!

Bardzo smacznego!
Źródło - "Potęga warzyw"

piątek, 3 czerwca 2011

MAKARON Z SZYNKĄ, papryką i oliwkami

Lubicie zmiany?

Osobiście nie wyobrażam sobie bez nich życia; kilka rzeczy i spraw - jak podejrzewam - byłoby zdolnych mnie zabić, a rutynę umieściłabym w ich czołówce - tuż przed prasowaniem i za brakiem przestrzeni dla swobodnego oddechu.
Jest jednak coś, z czym w kontekście zmiany nie idzie mi najlepiej - tj. sam moment przestawiania się z czegoś na coś innego - to sprawia mi niezmiennie spory problem. Upatrywałam go niegdyś w specyfice swojej konstrukcji - no wiecie: - "Helo, to ja, człowiek z  wadą wrodzoną  - genetycznie uszkodzonymi zwrotnicami",  ale od jakiegoś już czasu wiem, że nie o genetykę tu chodzi. Zmiana jest zwykle tym trudniejsza, im bardziej człowiek zaangażuje się w to, z czego wskutek niej musi zrezygnować. Dla mnie zawsze jest mega kłopotem, z tego prostego powodu, iż niestety nie przypominam sobie, żebym robiąc cokolwiek nie wkładała w to 1000, a może i więcej procent siebie.
Poza tym zmiany mnie kochają miłością tak wielką, że nieraz zachodzę w głowę, czym sobie na to zasłużyłam...

Ale dlaczego piszę o tym akurat dzisiaj, przy okazji prezentowania makaronu z szynką?


Tak naprawdę to nie notka jest przy okazji, a właśnie makaron - danie proste i niekłopotliwe w przyrządzeniu, a przy tym niewymagające zbyt długiego czasu przygotowania - potrawa idealna na okres przejściowy pomiędzy tym, co już się skończyło, a tym, co wraca lub nadchodzi i co trzeba będzie - ponownie lub na nowo oswajać...

Tkwię w nim - nie w makaronie, a w tym transitional periods - wciąż lekko oszołomiona i jeszcze niezupełnie, po ostatnim zakręceniu, przytomna, płaczę przy cebuli, przedzielam oliwki na pół, kroję paprykę i myślę sobie, że chyba tak już będzie, że niektórzy tak mają, że muszą żyć od zmiany do zmiany i że nawet znajdują w tym pewną, może nieco masochistyczną, niemniej - bez wątpienia - przyjemność. 

Ja w każdym razie znajduję:), na moment przestawiania zwrotnicy:) - przepis na kolorowo optymistyczny makaron, który polecam dzisiaj wszystkim ciągle w drodze i tym, którym dopiero marzą się silniejsze wrażenia.:) 
Z gwarancją 100% -owej satysfakcji.:)

Składniki:
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 250 g szynki z indyka pokrojonej w plastry wielkości kęsa
  • 2 średnie cebule pokrojone w cienkie półplasterki
  • 3 duże różnokolorowe papryki pokrojone w cienkie paski
  • 2 ząbki czosnku drobno posiekane
  • 1 łyżeczka suszonej bazylii
  • 1/2 szklanki drylowanych, czarnych oliwek
  • 1 łyżka octu balsamicznego
  • sól
  • pieprz
  • 250 g makaronu pełnoziarnistego rotelle lub farfalle
  • tarty parmezan
  • opcjonalnie świeże listki bazylii do przybrania
Wykonanie:
  1. Rozgrzej oliwę na średnim ogniu, na dużej teflonowej patelni (średnica min. 28 cm). Wrzuć szynkę i cebulę. Podsmażaj ok. 5-8 minut aż cebula się zeszkli, a szynka lekko zrumieni. Dodaj papryki, czosnek i bazylię. Smaż ok. 10 minut, aż papryka całkowicie zmięknie - w razie konieczności przykryj całość przykrywką.
  2. Ugotuj makaron zgodnie z przepisem na opakowaniu. Odlej zachowując 1/4 szklanki wody.
  3. Zdejmij patelnię z ognia. Dodaj oliwki, ocet, sól i pieprz.
  4. Wymieszaj makaron z warzywnym sosem i pozostawioną wodą. Podawaj natychmiast posypany parmezanem.
Gotowe!
 
Bardzo smacznego!
Źródło - "Potęga warzyw"

poniedziałek, 2 maja 2011

Makaronowa SAŁATKA na ciepło Z SOLI i anchois

Pomyślałam sobie, że może warto by napisać w końcu coś pozytywnego o rybach.:)


Coś konkretnego.:)
Coś konkretnie pozytywnego.:)

Bo że ryby są zdrowe, to wiadomo.
Że wpływają na wszystko - też już obiło nam się o uszy.;)

Ale jak konkretnie, to już pewnie jest jasne trochę mniej.
Wnoszę to z tego, że wciąż i wciąż jemy bardzo mało ryb, a to z kolei znaczy, że raczej nie wiemy w jakim konkretnie celu należałoby je jeść i co to jedzenie tak właściwie nam daje.


Powodów tych jest tymczasem całe mnóstwo, 
patrz -> Tłuszcze życia 
w tym najważniejszy, najbardziej istotny czyli - występowanie w rybach i owocach morza kwasów Omega-3 - substancji hamujących rulonizację czerwonych ciałek krwi i w konsekwencji likwidujących zakrzepy i niedopuszczających do rozwoju miażdżycy.


Oto udowodniony badaniem przykład działania kwasów Omega-3:


Krew przed zastosowaniem suplementu diety w postaci kwasów Omega-3, z posklejanymi erytrocytami świadczącymi o skłonności badanej osoby do miażdżycy
Krew tej samej osoby tuż po zastosowaniu kwasów Omega-3, z rozklejonymi i ruchliwymi erytrocytami
Różnica wręcz szokująca, prawda?

Obecność w diecie właściwej ilości kwasów Omega-3 powoduje zmniejszenie nadmiernej agregacji płytek krwi, czyli ich zlepiania się oraz skurczu naczyń wieńcowych i tym samym zapobiega chorobie niedokrwiennej serca. Udowodniono to zresztą nie tylko takimi i innymi badaniami, ale przede wszystkim na przykładzie masowo jedzących ryby i owoce morza Grenlandczyków, którzy spożywając ich 10 razy więcej, niż Europejczycy chorują na serce aż 400 razy rzadziej!

Ryby są więc naprawdę zdrowe, a przy tym - ważne dla dietujących - przyspieszają przemianę materii, na czym mi osobiście ostatnio szczególnie zależy.;)

Stąd pomysł na tę sałatkę:


do której użyłam po raz pierwszy kosztowanych sardeli.


Jak wrażenia?
Powiem szczerze, że ryby te mogą budzić uczucia mieszane z racji swojego niezwykle intensywnego zapachu, ale i smaku również.

Sama nie byłam nimi przykro zaskoczona, ale teraz już wiem, że z ich ilością w potrawach warto uważać. Miałam to szczęście, że pierwszy raz zastosowany przepis uwzględnił trafioną w punkt liczbę filecików, gdyż dosłownie 1 więcej i sałatka zostałaby przez nie zdominowana smakowo, co zdecydowanie zepsułoby efekt końcowy.
Tak się jednak nie stało, co mnie ogromnie cieszy, bo sałatki wyszło całkiem sporo i byłoby nieciekawie, gdyby się miała nie udać.


Ale jeśli ktoś zaczyna przygodę z rybami, albo jest na punkcie ich zapachu szczególnie wrażliwy, może zamiast sardeli, czy też nazywając je z francuska - anchois, użyć do tej potrawy równie wartościowych w kwasy Omega-3 sardynek czy szprotek i też będzie smacznie.:)


W oryginalnym przepisie podstawę sałatki tworzy filet z tuńczyka. Niestety nie udało mi się go nabyć i w ogóle jeszcze nigdy go w moim mieście nie widziałam. 
Czy ktoś z Was kiedykolwiek, gdziekolwiek w Polsce na niego natrafił?


Mój wybór padł więc na solę (mrożoną - 25% glazury!!!!! - po rozmrożeniu można ją było wręcz wyżymać!), której zwarte, nierozpadające się mięso również całkiem nieźle nadaje się na sałatkę.





Składniki:
  • 225 g makaronu /użyłam kolorowych kokardek/
  • 175 g fasolki szparagowej
  • 350 g steku z tuńczyka /użyłam filetu z soli/
  • pieprz
  • 115 g przepołowionych pomidorków koktajlowych
  • 8 odsączonych filetów sardeli drobno posiekanych
  • 2 łyżki odsączonych kaparów
  • 25 g odsączonych czarnych oliwek bez pestek
  • opcjonalnie listki bazylii do przybrania
Dressing:
  • 1 łyżka oliwy z oliwek
  • 1 zgnieciony ząbek czosnku
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • 1/2 łyżeczki tartej skórki z cytryny
  • 1 łyżka świeżo siekanej bazylii
  • sól /nie użyłam - anchois było wystarczająco słone/
  • pieprz
Wykonanie:
  1. Makaron wrzuć do lekko osolonego wrzątku i gotuj wg przepisu na opakowaniu. Na 5-6 minut przed końcem gotowania dodaj fasolkę szparagową. Gdy jedno i drugie zrobi się dostatecznie miękkie, odlej wodę i całość odstaw w ciepłe miejsce.
  2. Nastaw piekarnik na funkcję grillową. Rybę starannie osusz papierowym ręcznikiem i posyp pieprzem. Przełóż na ruszt i opiekaj z dwóch stron po ok. 4-5 minut, aż się łagodnie zarumieni.
  3. Opieczoną rybę podziel na kawałki wielkości kęsa, wrzuć do makaronu wraz z pomidorkami, sardelami, kaparami i oliwkami i dokładnie wymieszaj.
  4. Sałatkę polej dressingiem, dopraw w razie konieczności, jeszcze raz wymieszaj i podaj na ciepło, w ogrzanej salaterce, przybraną bazylią.
Gotowe!


Bardzo smacznego!
Źródło - "Dania niskotłuszczowe"


Potrawę dodaję do akcji Kingi -> Ryby!!! oraz akcji Małgo -> Viva la pasta!2

czwartek, 21 kwietnia 2011

MAKARON ZAPIEKANY Z KAPUSTĄ PEKIŃSKĄ

Straszne spiętrzenie robót mam znowu ostatnio, więc gotuję jak żyję, trochę pospiesznie, chaotycznie i na łapu capu, czego zresztą organicznie wręcz nie znoszę.

E. spaceruje po ulicach Paryża (chyba), bo z SMS-a: "U nas super! Całe dnie jesteśmy na zajęciach albo zwiedzamy" nie za wiele można wydedukować.
Ja kupuję nowy aparat, po który pojadę dzisiaj swoim samochodem wciąż na zimowych oponach.
Kotu zepsuło się sikanie, a zdaję sobie sprawę czym to grozi.
Nie umyłam okien.
Przede mną mega gorący tydzień w pracy.
I do tego wszystkiego czuję lawinowo narastający głód słodyczy.

Dlaczego on nachodzi mnie zawsze wtedy, kiedy wszystko się komplikuje?

Głupio pytam.
Przecież wiem to aż nadto dobrze.

Dlatego.

I tylko wciąż nie wiem czym, oprócz czekolady i pochodnych, mogłabym go zaspokoić. 
Bo niestety nie makaronem z kapustą.

On nie działa.
Jemu do czekolady, albo kawałka ciasta, najlepiej takiego z masą toffi, albo lodów Tillamook - The Peanut Butter Chocolate - najlepszych na świecie (oj, bo coś się zaczynam niebezpiecznie nakręcać) - tak daleko, jak stąd do... do... nie wiem dokąd, ponieważ aż tam to jeszcze nie byłam.

Ale skoro padło już hasło - makaron z kapustą, to może rozwinę temat.

Nie wiem co jest z tym makaronem, że na 4 podejścia, które do niego zrobiłam, aż 3 zakończyły się jedynie połowicznym zwycięstwem, hmm... porażką w zasadzie, mimo, iż prostsze danie trudno sobie wyobrazić. Dziwne, prawda?:)

W oryginalnym przepisie w skład tej potrawy wchodzi jarmuż. Kiedyś - raz, jeszcze w sieci Albert - udało mi się go kupić, niestety mimo, iż zrobiłam wszystko jak trzeba - jarmuż wyszedł twardy i dodatkowo gorzki.
Kolejnym więc razem zastąpiłam go kapustą pekińską i to był starzał w 10!
Zachęcona sukcesem chciałam go powtórzyć - popisać się przed E., która nie jadła tej udanej wersji, ale omyłkowo, zamiast kapusty pekińskiej zleciłam jej zakup włoskiej - no i znowu było twardo i łykowato.
Teraz, chcąc zatrzeć złe wrażenie, nabyłam pekinkę. Wymyśliłam natomiast, że zapiekanka będzie idealnym miejscem do ukrycia w niej pełnoziarnistego makaronu.
Błąd.
W zestawieniu z subtelną kapustą makaron razowy wypadł ciężko i topornie - o niebo lepszy byłby durum - w diecie redukcyjnej sprawdzający się niemal tak samo dobrze. 
Tyle, że nie wiem, kiedy danie ponownie pojawi się na moim stole, bo chwilowo mam go już trochę dość.;) Ono mnie zresztą chyba też;)

Składniki:
  • 225 g makaronu penne lub rigatoni z pszenicy durum
  • 1/2 łyżki oliwy z oliwek
  • 3 ząbki czosnku w cienkich plasterkach
  • 200 g kapusty pekińskiej posiekanej
  • 1 i 1/2 szklanki soku pomidorowego
  • 125 g chudego sera ricotta /użyłam po połowie pełnotłustej ricotty i homoserka Pilos 3%/
  • 50 g tartego niskotłuszczowego sera mozzarella /użyłam Zottarelli firmy Zott/
  • czarne oliwki bez pestek do przybrania

Wykonanie:
  1. Rozgrzej piekarnik do temperatury 180 stopni. Spryskaj naczynie do zapiekania olejem w sprayu.
  2. Wrzuć makaron do wrzątku i ugotuj zgodnie z przepisem na opakowaniu.
  3. Rozgrzej oliwę na średnim ogniu, wrzuć czosnek i podsmażaj aż uzyska złoty kolor, nie za długo, bo zrobi się gorzki. Dodaj kapustę. Podsmaż do zrumienienia. Przełóż do dużej miski. Dodaj sos pomidorowy, ser ricotta i wymieszaj.
  4. Odlej makaron i wrzuć do miski z sosem. Wymieszaj. Przełóż do żaroodpornego naczynia i posyp mozzarellą. Przykryj przykrywką lub folią aluminiową.
  5. Piecz 30 minut. Odkryj i całość jeszcze raz starannie wymieszaj. Piecz kolejne 10 minut, aż zapiekanka zacznie się z wierzchu delikatnie przyrumieniać.
  6. Przed podaniem przybierz ją oliwkami.
Gotowe!

Bardzo smacznego!
Źródło - "Potęga warzyw"

poniedziałek, 7 marca 2011

NIBY BRUSCHETTA

Dlaczego "niby"?
Bo powinna być z bagietki a nie z chleba.

Różnica jest znaczna - chleb jest do tej potrawy za dosłowny smakowo i zbyt ciężki, co nie zmienia faktu, że się zjadł i to z apetytem.:)
Ale komuś, kto by postanowił skorzystać z przepisu na dietetyczną bruschettę  zdecydowanie polecam jednak bagietkę - pełnoziarnistą - lżejsza, też zdrowa i dodatkowo bliższa przekąskowej konwencji oryginalnego dania.

Takie to sobie właśnie śniadanko dzisiaj zapodałam z niecnym zamiarem skonsumowania go w bardzo, ale to bardzo niewłaściwy sposób, od którego się tyje, czyli siedząc przed telewizorem, z mózgiem przełączonym z funkcji świadomego delektowania się jedzeniem na funkcję intuicyjnego pożerania go.

Fatalny zwyczaj z fatalnymi konsekwencjami.

Jadając nieuważnie człowiek uczy się lekceważenia bodźców płynących od organów trawiennych do mózgu i przesyłających ośrodkowi sytości informacje o tym, kiedy zakończyć posiłek. 
Jadając przy okazji wykonywania innych, najczęściej bardziej nas zajmujących czynności, całą odpowiedzialnością za wielkość zjadanych porcji obarcza się żołądek - organ do pełnienia takiej roli kompletnie niepredestynowany, gdyż jego objętość nie jest stała i może się wahać od 350 do nawet 8000 ml!
To tak jakbyśmy na naszego bodyguarda zatrudnili krokodyla w fazie rozwoju.

Jest to fakt, iż obok błędów stricte żywieniowych otyłości niezwykle sprzyjają niewłaściwe nawyki, do których należy zaliczyć właśnie wyuczony brak uważności jedzenia, w tym jego najczęściej spotykaną formę czyli konsumpcję telewizorową czy kinową.

Zwyczaj powszechny, podpatrzony i skrzętnie wykorzystany przez speców od marketingu z branży spożywczej. 
Kiedy ostatnio byliście w kinie, w którym nie sprzedaje się kubłów z popcornem?

Ja w takim kinie bywam, bo u mnie nie ma multipleksu. Prowincja, mało ludzi chodzi tu do kina, nie warto inwestować.
Natomiast będąc w drugi dzień ubiegłorocznego Bożego Narodzenia w Multikinie, w lubelskiej Plazie, nie mogłam się nadziwić, jak bardzo trzeba być wygłodniałym, żeby tuż po odejściu od świątecznego stołu wrzucić w siebie jeszcze kubeł prażonej kukurydzy.

Zdziwienie czysto formalne. Prawda jest taka, że wcale nie trzeba. Bo tego nie robi się z głodu, tylko z przyzwyczajenia.

I ja z przyzwyczajenia chciałam zrobić dokładnie to samo (bruschetta miast popcornu nie jest okolicznością łagodzącą), a jako zakłócacz zdroworozsądkowego myślenia miała mi posłużyć świeżo odebrana nagroda za wygraną w konkursie Kuby - film (z wątkiem kulinarnym) "Jestem miłością".

 

Pokusa nielicha, jednak ją odparłam. Nie hartem ducha żeby nie było, że taki jestem gieroj, tylko czystą fizjologią - potrzeby niższego rzędu okazały się silniejsze od potrzeb bardziej wysublimowanych i zanim film się zaczął, ja byłam już po śniadaniu.;)

Wartość energetyczna bruschetty w wersji dla kilku osób, z całej bagietki, wynosi ok. 800 kcal.

Składniki:
  • 60 g suszonych pomidorów
  • 1 pełnoziarnista bagietka 35 cm
  • 1 przepołowiony duży ząbek czosnku
  • 1 łyżeczka oliwy z oliwek
  • 25 g podzielonych na 4 części czarnych oliwek bez pestek
  • sól
  • pieprz
  • 40 g pokrojonej w kostkę niskotłuszczowej mozzarelli /użyłam Zottarelli light firmy Zott/
  • 2 łyżki świeżo posiekanej bazylii
Wykonanie:
  1. Pomidory zalej wrzątkiem na 30 minut, odsącz, osusz papierowym ręcznikiem i pokrój w wąskie paseczki. Jeśli pomidory są z oleju przed pokrojeniem również je odsącz, opłucz gorącą wodą i osusz.
  2. Bagietkę pokrój na 12 kromek (bez piętek). Kromki opiecz w tosterze lub na grillu z obu stron do zrumienienia.
  3. Obie strony kromek natrzyj przekrojoną stroną czosnku, wierzchy lekko posmaruj oliwą.
  4. Na kromki połóż pomidory i oliwki, po czym dopraw je solą i pieprzem, udekoruj mozzarellą i grilluj jeszcze 1-2 minuty dopóki ser się nie roztopi.
  5. Gotowe bruschetty posyp bazylią i podawaj.

Gotowe!


Bardzo smacznego!
Źródło - "Dania niskotłuszczowe"

Blog jest obecny w serwisie

TOP 10 ostatniego miesiąca