Tak! Koniec bliski! I na szczęście i niestety... Nie żebym powtarzał jakieś bzdury o końcu naszej cywilizacji, bo ostatni z zapowiadanych końców miał być chyba miesiąc temu, a następny w przyszłym roku... No cóż, jak ktoś nie może zwrócić na siebie uwagi w inny sposób, to wychodzi na ulicę i krzyczy, że koniec świata za dwa dni. Inni wychodzą na ulice i wykrzykują inne bzdety, ale... trudno, ich problem!
Ja o końcu roku szkolnego (HURA!!!) i o końcu sezonu na szparagi (BUUUU!!!).
No bo taka szkoła, niby jest fajna... najbardziej jak są przerwy albo tuż po lekcjach. Albo jak jest wycieczka i jest czas wolny... Hmmm... to jest ekstra! Ale jak przypominasz sobie o 22.00, że na jutro trzeba było zrobić 30 zadań z proporcji ( te z odwrotnych proporcji są wredne!), to już nie jest fajnie... Kilka dni temu Basia zafundowała swojemu tacie taki prezent imieninowy - wspólne rozwiązywanie zadań do pierwszej po północy... Dobrze że to były proporcje ;).
Ja ze szczególną lubością wspominam badanie przebiegu zmienności funkcji. Nawet nieźle mi to szło (musiałem się pochwalić!), człowiek tłukł "to" w ilościach hurtowych... tylko po kiego... Czy ktokolwiek z Was wykorzystywał w "życiu" umiejętność badania przebiegu zmienności funkcji????? (jeśli tak to szacun i proszę o dokładny opis!) Albo te... całki! No litości!
Co innego moja ulubiona chemia... To rozumiem! Przecież trzeba znać wzór strukturalny wody i wiedzieć co nie co o dipolach... żeby spokojnie pić to H2O.
Że nie wspomnę o różnicy po między C2H5OH, a CH3OH... Taka niewiedza grozi śmiercią lub trwałym kalectwem!
Ale teraz o drugim końcu... niestety!
Szparagi coraz bardziej łykowate i za moment znikną, więc jeszcze jedno podanie.
To jest z Oliviera.
Szparagi z sosem cytrynowo miętowym.
Szparagi trzeba ugotować (standardowo), a wcześniej przygotować do nich sos. Dwie garści mięty w malakserze przerobiłem na papkę (Olivier uciera je w moździerzu - powodzenia!) z sokiem z jednej cytryny, solą i pieprzem. Na patelni rozpuściłem ok. 100 g masła i usunąłem pianę. Dodałem papkę i chwilkę podgrzewałem, aż zabulgotało. Polałem szparagi, posypałem porwanymi listkami mięty i zjedliśmy...
No i...
KONIEC.