Ale się dzieje! Po prostu nie wiem za co się łapać. A gdzie się dzieje? Na straganach! Pomidory gruntowe (jedyne o smaku pomidora!), papryki, dynie, cukinie, szpinak, grzyby (mało w tym roku ale są), figi, no a bakłażany... to znaczy oberżyny! Takie lśniące fioletowe, że nie mogę przejść obok nich obojętnie. Kupuję a później dopiero zastanawiam się co mogę z nich zrobić. Ostatnio zrobiłem po raz kolejny mussakę.
Ale dzisiaj o suszonych pomidorach, którymi zarazili mnie Państwo Lipov z Lawendowego... :) Zdjęcia które zrobił Lubo normalnie pachną pomidorami! Nic więc dziwnego, że natychmiast pobiegłem na bazarek i kupiłem podłużne pomidory. Nie 100 kilogramów, kupiłem 4 kg i na pierwszy raz na tym poprzestanę.
Suszyłem je w piekarniku z włączonym termoobiegiem w 80 st. C, przy uchylonych drzwiczkach. Niestety nie sześć godzin, a około dziesięciu...
Później kilka dni leżały w dużej misce na parapecie i kilka razy dziennie mieszałem je.
W końcu wpakowałem do sterylnych słoików i zalałem super aromatyczną zalewą.
A zalewę zrobiłem z kilku rozgniecionych ząbków czosnku, łychy miodu, jednego chlupnięcia octu balsamicznego, zdrowej łychy oregano i drugiej tymianku cytrynowego, soku i skórki otartej z połówki dużej cytryny, pieprzu i soli.
Do każdego słoiczka włożyłem po porcji aromatycznej papki i dopełniłem olejem słonecznikowym. Potem jak 007... trzeba wstrząsnąć, nie mieszać.
Jeszcze nie wiem jak długo można takie coś przechowywać, ale tym kilku słoiczkom w mojej szafce nie wróżę zbyt długiego leżakowania...
P.S.
06.09.2017
Znalazłem jeden zbunkrowany słoiczek! Pomidorki mają się świetnie! ;)
Blog nie tylko kulinarny. O mnie i rodzinie, i trochę o pracy...? i o DOBRYM jedzeniu... w prosty sposób! I trochę wspomnień...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pomidory. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pomidory. Pokaż wszystkie posty
środa, 26 września 2012
czwartek, 11 listopada 2010
Uczta polsko - duńska w Chorwacji
Dawno, dawno temu w Chorwacji... a dokładnie w lipcu 2010... Kiedy temperatury powietrza były w przedziale 35 -38 st. C, w pięknych okolicznościach przyrody, miała miejsce uczta zacieśniająca więzy Polski i Danii.
Piękne okoliczności przyrody - dla mnie- przejawiały się tym, że wszędzie rośnie jedzenie.
Kąpię się morzu, a dookoła pływają pyszne ryby, kalmary, na skałach mule... wychodzę z morza głodny!
Idę polną drogą, a w rowach pachnie zabójczo szałwią, koprem włoskim, rozmarynem... a na polu stado młodziutkiej baraniny... jeszcze nie pieczonej...i człowiek znów głodny!
Idę wyrzucić śmieci... a tam taki zapach liści laurowych, że aż kręci w nosie... a to ktoś strzygł żywopłot laurowy i to co obciął wyniósł, o zgrozo, na śmietnik!
No, ale wracając do uczty...
W letnim domu w którym mieszkaliśmy, wypoczywały jeszcze trzy rodziny. Dwie niemieckie i jedna duńska. Obok nas mieszkali Duńczycy - bardzo sympatyczna, wielopokoleniowa rodzina. Kolacje wszyscy spożywali na swoich tarasach lub przy stołach na zewnątrz, pod wiatami. Każda rodzina sobie, ale z Thomasem i jego rodziną często "chwaliliśmy" się tym co mamy dziś na stole. Któregoś dnia, ustaliliśmy, że zrobimy zrzutkę, a ja zrobię zakupy i kolację.
Oto nasze menu.
Główną rolę odgrywały oczywiście ryby: dorada i (już sobie przypomniałem) okoń morski.
Ryby wcześniej natarłem oliwą, solą, pieprzem. Okonie obłożyłem z zewnątrz i w środku rozmarynem (rósł przy moim samochodzie), a dorady koprem włoskim (rósł przy tarasie Niemców). Do środka wszystkich ryb włożyłem jeszcze po plasterku cytryny i poszedłem rozpalać grilla...
(c)photo by Tęcza
Do ryb były ziemniaki obgotowane z czosnkiem i rozmarynem, a później grillowane na tackach al. Do tego cebula biała i czerwona lekko grillowana na tackach. Następnie dodatki: sałatka z grillowanej cukinii z miętą, sałatka z pomidorów (takich pachnących, dojrzałych!) z bazylią, owczym serem i oliwą z oliwek zza płotu, zielona sałata z winegretem. Do ryb specjalny sos z siekanych pomidorów z ziołami, balsamico i oliwą, cytryna w ćwiartkach. Całkiem obok "kruch na żaru", czyli chleb (pszenny,biały, jak wielka buła) smarowany oliwą z czosnkiem i ziołami, lekko grillowany. No i oczywiście "bilo wino" Marćeta od naszej kochanej Loredany ( u której mieszkaliśmy w ubiegłym roku, a na ich stronie www pozostał po tym drobny ślad).
A przygotowania i uczta wyglądały tak:
Towarzystwo było zacne, wina przednie to i wieczór mijał bardzo sympatycznie. Rozprawiałem z Thomasem o kulinariach i o historii, o astronomi i o dzieciach... I nie miało najmniejszego znaczenia to, że nigdy nie uczyłem się angielskiego... z upływem czasu dogadywaliśmy się co raz lepiej. A kiedy okazało się że Thomas trochę zna francuski nasza rozmowa przybrała jeszcze ciekawszą formę! Czasem prosiłem Tęczę o przetłumaczenie jakiegoś trudniejszego słowa. Nie wiem tylko dlaczego Basia słuchając naszej dyskusji miała takie duże zdziwione oczy...
środa, 6 października 2010
Nadziewane...
Będzie o nadzianych... np papryczkach albo pomidorkach.
Ale najpierw...
Krew mnie zalewa... Jest chodnik, jest zakaz zatrzymywania.... Podjeżdża "blondynka" (jest to określenie na osobników obu płci, wszelkich kolorów włosów - dotyczy cech umysłu, a właściwie jego braku) i parkuje dokładnie w poprzek chodnika... Musi stanąć akurat TU. Ok. Ja nie jestem fanatycznym przestrzegaczem przepisów...;-) Ale dlaczego nie równolegle do jezdni, żeby jakiś staruszek albo matka lub ojciec z wózkiem mogli ominąć "królewski" samochód? Brak wyobraźni? Czy zlewanie innych... A weź i zwróć uwagę ( ja z lubością to robię:) to, albo Cię zje...dzie jak psa, albo udaje, że nie wie o co chodzi...
Szczególną grupę stanowią CI LEPSI... (nadziani:-).
Na jednego Znanego Pana, samochód czeka na zakazie czasem pół godziny lub więcej. Nie blokuje chodnika, to fakt, najwyżej trochę wjazd do garażu podziemnego... Ale Ci którzy chcą być reprezentacją i władzą, moim skromnym zdaniem, prawo powinni szanować szczególnie. (Ja posłem, ani kandydatem na prezydenta nie będę, bo lubię przelatywać na "późnym" zielonym)
Żeby nie być gołosłownym:
Tak więc powrócę do nadzianych warzyw...
Papryczki nadziewane serem z czosnkiem robiłem już wcześniej i teraz była to powtórka, ale zostało mi sporo nadzienia.
Dodałem posiekanej cebuli, mozzarelli i bazylii... Napełniłem tym wydrążone pomidory...
... i zapiekłem. Pychota!
Ale jakby ktoś pomyślał, albo gorzej powiedział, że to z wiekiem przychodzi... to się myli, to dziedziczne... ;-)
Ale najpierw...
Krew mnie zalewa... Jest chodnik, jest zakaz zatrzymywania.... Podjeżdża "blondynka" (jest to określenie na osobników obu płci, wszelkich kolorów włosów - dotyczy cech umysłu, a właściwie jego braku) i parkuje dokładnie w poprzek chodnika... Musi stanąć akurat TU. Ok. Ja nie jestem fanatycznym przestrzegaczem przepisów...;-) Ale dlaczego nie równolegle do jezdni, żeby jakiś staruszek albo matka lub ojciec z wózkiem mogli ominąć "królewski" samochód? Brak wyobraźni? Czy zlewanie innych... A weź i zwróć uwagę ( ja z lubością to robię:) to, albo Cię zje...dzie jak psa, albo udaje, że nie wie o co chodzi...
Szczególną grupę stanowią CI LEPSI... (nadziani:-).
Na jednego Znanego Pana, samochód czeka na zakazie czasem pół godziny lub więcej. Nie blokuje chodnika, to fakt, najwyżej trochę wjazd do garażu podziemnego... Ale Ci którzy chcą być reprezentacją i władzą, moim skromnym zdaniem, prawo powinni szanować szczególnie. (Ja posłem, ani kandydatem na prezydenta nie będę, bo lubię przelatywać na "późnym" zielonym)
Żeby nie być gołosłownym:
(21,09,2010)
Chyba jednak już zmienię temat, bo się zaczynam rozkręcać... A jak kilka miesięcy temu zwróciłem uwagę ochroniarzowi z naszego osiedla, to miałem zbitą szybę w samochodzie... :)Tak więc powrócę do nadzianych warzyw...
Papryczki nadziewane serem z czosnkiem robiłem już wcześniej i teraz była to powtórka, ale zostało mi sporo nadzienia.
Dodałem posiekanej cebuli, mozzarelli i bazylii... Napełniłem tym wydrążone pomidory...
... i zapiekłem. Pychota!
Ale jakby ktoś pomyślał, albo gorzej powiedział, że to z wiekiem przychodzi... to się myli, to dziedziczne... ;-)
poniedziałek, 19 października 2009
Zapiekane pomidory z cukinią
Dzisiaj musiałem odebrać Franciszka wcześniej z przedszkola i nie zdążyłem przed tym nic upolować. Nie chciało mi się targać dzieciaka "na zakupy", więc zrobiłem przegląd lodówki: cebula, cytryny, pomidory, czosnek, jakaś wędlina... hm! trochę cienko... ale była jeszcze cukinia! Przypomniała mi się zapiekanka, którą jadłem kiedyś we Francji i czasem odtwarzam w domu. We Francji wszystko smakuje "troszkę" inaczej niż tu. Tam nawet żaby smakują...
Ale, do rzeczy...
Ale, do rzeczy...
Potrzebne są: duuuża cebula, czosnek, pomidory, cukinia, oliwa, trochę tartego parmezanu (pożyczyłem od sąsiadki :-), trochę tartej bułki i jakieś ziółka (oregano, bazylia, estragon).
Cebulę i czosnek pokroiłem na cienkie plastry i zeszkliłem, ułożyłem je na dnie naczynia do pieczenia. Na cebuli z czosnkiem położyłem cukinie i obok pomidory, wszystko pokrojone w plastry. Posypałem tartym parmezanem z bułką i ziołami. No i do pieca, aż się zapiecze. Tadaaa...!
Subskrybuj:
Posty (Atom)