Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pomidory. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pomidory. Pokaż wszystkie posty

środa, 26 września 2012

Suszone pomidory

Ale się dzieje! Po prostu nie wiem za co się łapać. A gdzie się dzieje? Na straganach! Pomidory gruntowe (jedyne o smaku pomidora!), papryki, dynie, cukinie, szpinak, grzyby (mało w tym roku ale są), figi, no a bakłażany... to znaczy oberżyny! Takie lśniące fioletowe, że nie mogę przejść obok nich obojętnie. Kupuję a później dopiero zastanawiam się co mogę z nich zrobić. Ostatnio zrobiłem po raz kolejny mussakę.
Ale dzisiaj o suszonych pomidorach, którymi zarazili mnie Państwo Lipov z Lawendowego... :) Zdjęcia które zrobił Lubo normalnie pachną pomidorami! Nic więc dziwnego, że natychmiast pobiegłem na bazarek i kupiłem podłużne pomidory. Nie 100 kilogramów, kupiłem 4 kg i na pierwszy raz na tym poprzestanę.

Suszyłem je w piekarniku z włączonym termoobiegiem w 80 st. C, przy uchylonych drzwiczkach. Niestety nie sześć godzin, a około dziesięciu...

 Później kilka dni leżały w dużej misce na parapecie i kilka razy dziennie mieszałem je.

W końcu wpakowałem do sterylnych słoików i zalałem super aromatyczną zalewą.
A zalewę zrobiłem z kilku rozgniecionych ząbków czosnku, łychy miodu, jednego chlupnięcia octu balsamicznego, zdrowej łychy oregano i drugiej tymianku cytrynowego, soku i skórki otartej z połówki dużej cytryny, pieprzu i soli.

Do każdego słoiczka włożyłem po porcji aromatycznej papki i dopełniłem olejem słonecznikowym. Potem jak 007... trzeba wstrząsnąć, nie mieszać.
Jeszcze nie wiem jak długo można takie coś przechowywać, ale tym kilku słoiczkom w mojej szafce nie wróżę zbyt długiego leżakowania...
P.S.
06.09.2017
Znalazłem jeden zbunkrowany słoiczek! Pomidorki mają się świetnie! ;)

czwartek, 11 listopada 2010

Uczta polsko - duńska w Chorwacji

Dawno, dawno temu w Chorwacji... a dokładnie w lipcu 2010... Kiedy temperatury powietrza były w przedziale 35 -38 st. C, w pięknych okolicznościach przyrody, miała miejsce uczta zacieśniająca więzy Polski i Danii.
Piękne okoliczności przyrody - dla mnie- przejawiały się tym, że wszędzie rośnie jedzenie.
Kąpię się morzu, a dookoła pływają pyszne ryby, kalmary, na skałach mule... wychodzę z morza głodny!
 Idę polną drogą, a w rowach pachnie zabójczo szałwią, koprem włoskim, rozmarynem... a na polu stado młodziutkiej baraniny... jeszcze nie pieczonej...i człowiek znów głodny!
Idę wyrzucić śmieci... a tam taki zapach liści laurowych, że aż kręci w nosie... a to ktoś strzygł żywopłot laurowy i to co obciął wyniósł, o zgrozo, na śmietnik!
No, ale wracając do uczty... 
W letnim domu w którym mieszkaliśmy, wypoczywały jeszcze trzy rodziny. Dwie niemieckie i jedna duńska. Obok nas mieszkali Duńczycy - bardzo sympatyczna, wielopokoleniowa rodzina. Kolacje wszyscy spożywali na swoich tarasach lub przy stołach na zewnątrz, pod wiatami. Każda rodzina sobie, ale z Thomasem i jego rodziną często "chwaliliśmy" się tym co mamy dziś na stole. Któregoś dnia, ustaliliśmy, że zrobimy zrzutkę, a ja zrobię zakupy i kolację.
Oto nasze menu.
Główną rolę odgrywały oczywiście ryby: dorada i (już sobie przypomniałem) okoń morski.
Ryby wcześniej natarłem oliwą, solą, pieprzem. Okonie obłożyłem z zewnątrz i w środku rozmarynem (rósł przy moim samochodzie), a dorady koprem włoskim (rósł przy tarasie Niemców). Do środka wszystkich ryb włożyłem jeszcze po plasterku cytryny i poszedłem rozpalać grilla...
(c)photo by Tęcza
Do ryb były ziemniaki obgotowane z czosnkiem i rozmarynem, a później grillowane na tackach al. Do tego cebula biała i czerwona lekko grillowana na tackach. Następnie dodatki: sałatka z grillowanej cukinii z miętą, sałatka z pomidorów (takich pachnących, dojrzałych!) z bazylią, owczym serem i oliwą z oliwek zza płotu, zielona sałata z winegretem. Do ryb specjalny sos z siekanych pomidorów z ziołami, balsamico i oliwą, cytryna w ćwiartkach. Całkiem obok "kruch na żaru", czyli chleb (pszenny,biały, jak wielka buła) smarowany oliwą z czosnkiem i ziołami, lekko grillowany. No i oczywiście "bilo wino" Marćeta od naszej kochanej Loredany ( u której mieszkaliśmy w ubiegłym roku, a na ich stronie www pozostał po tym drobny ślad).
A przygotowania i uczta wyglądały tak:

Towarzystwo było zacne, wina przednie to i wieczór mijał bardzo sympatycznie. Rozprawiałem z Thomasem o kulinariach i o historii, o astronomi i o dzieciach... I nie miało najmniejszego znaczenia to, że nigdy nie uczyłem się angielskiego... z upływem czasu dogadywaliśmy się co raz lepiej. A kiedy okazało się że Thomas trochę zna francuski nasza rozmowa przybrała jeszcze ciekawszą formę! Czasem prosiłem Tęczę o przetłumaczenie jakiegoś trudniejszego słowa. Nie wiem tylko dlaczego Basia słuchając naszej dyskusji miała takie duże zdziwione oczy...

środa, 6 października 2010

Nadziewane...

Będzie o nadzianych... np papryczkach albo pomidorkach.
Ale najpierw...
Krew mnie zalewa... Jest chodnik, jest zakaz zatrzymywania.... Podjeżdża "blondynka" (jest to określenie na osobników obu płci, wszelkich kolorów włosów - dotyczy cech umysłu, a właściwie jego braku) i parkuje dokładnie w poprzek chodnika... Musi stanąć akurat TU. Ok. Ja nie jestem fanatycznym przestrzegaczem przepisów...;-) Ale dlaczego nie równolegle do jezdni, żeby jakiś staruszek albo matka lub ojciec z wózkiem mogli ominąć "królewski" samochód?  Brak wyobraźni? Czy zlewanie innych... A weź i zwróć uwagę ( ja z lubością to robię:) to, albo Cię zje...dzie jak psa, albo udaje, że nie wie o co chodzi...
Szczególną grupę stanowią CI LEPSI... (nadziani:-).
Na jednego Znanego Pana, samochód czeka na zakazie czasem pół godziny lub więcej. Nie blokuje chodnika, to fakt, najwyżej trochę wjazd do garażu podziemnego... Ale Ci którzy chcą być reprezentacją i władzą, moim skromnym zdaniem, prawo powinni szanować szczególnie. (Ja posłem, ani kandydatem na prezydenta nie będę, bo lubię przelatywać na "późnym" zielonym)
Żeby nie być gołosłownym:
(21,09,2010)
Chyba jednak już zmienię temat, bo się zaczynam rozkręcać... A jak kilka miesięcy temu zwróciłem uwagę ochroniarzowi z naszego osiedla, to miałem zbitą szybę w samochodzie... :)
Tak więc powrócę do nadzianych warzyw...
Papryczki nadziewane serem z czosnkiem robiłem już wcześniej i teraz była to powtórka, ale zostało mi sporo nadzienia.
Dodałem posiekanej cebuli, mozzarelli i bazylii... Napełniłem tym wydrążone pomidory...
... i zapiekłem. Pychota!
Ale jakby ktoś pomyślał, albo gorzej powiedział, że to z wiekiem przychodzi... to się myli, to dziedziczne... ;-)

poniedziałek, 19 października 2009

Zapiekane pomidory z cukinią

Dzisiaj musiałem odebrać Franciszka wcześniej z przedszkola i nie zdążyłem przed tym nic upolować. Nie chciało mi się targać dzieciaka "na zakupy", więc zrobiłem przegląd lodówki: cebula, cytryny, pomidory, czosnek, jakaś wędlina... hm! trochę cienko... ale była jeszcze cukinia! Przypomniała mi się zapiekanka, którą jadłem kiedyś we Francji i czasem odtwarzam w domu. We Francji wszystko smakuje "troszkę" inaczej niż tu. Tam nawet żaby smakują...
Ale, do rzeczy...
Potrzebne są: duuuża cebula, czosnek, pomidory, cukinia, oliwa, trochę tartego parmezanu (pożyczyłem od sąsiadki :-), trochę tartej bułki i jakieś ziółka (oregano, bazylia, estragon).
Ingredienty przed rozcząstkowaniem.
 Cebulę i czosnek pokroiłem na cienkie plastry i zeszkliłem, ułożyłem je na dnie naczynia do pieczenia. Na cebuli z czosnkiem położyłem cukinie i obok pomidory, wszystko pokrojone w plastry. Posypałem tartym parmezanem z bułką i ziołami. No i do pieca, aż się zapiecze. Tadaaa...!