Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kurczak. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kurczak. Pokaż wszystkie posty

piątek, 26 lutego 2016

Fajita z kurczaka z salsą pomidorową

Dzisiaj zmieniłem trochę plan swojego dnia i kiedy Młody, dość wcześnie, wrócił ze szkoły otworzyłem mu drzwi w fartuchu, ale i w butach. Dziwił się, że ojciec w domu. Obejrzał mnie i wypalił: Ty w domu? Ale chyba zaraz wychodzisz... na spotkanie z kolegami kucharzami?
No, ręce opadają!
Kiedy te nasze dzieci w końcu dorosną i się wyprowadzą? 
Ale póki co mieszkają z nami i trzeba je karmić...
Ostatnie nakarmiłem nas wszystkich fajitą.
Nigdy wcześniej jakoś nie przyszło mi do głowy, żeby robić to danie, bo to przecież jada się wyłącznie w "El Popo". Teraz jednak postanowiłem zmierzyć się z kucharzami elpopowymi, ale korzystając z ich przepisu (W kuchni u Kręglickich) i trochę wspierając się J.Olivierem (Każdy może gotować). A swoją drogą, to zsumowanie tytułów tych dwóch książek jest esencją mojego toku rozumowania :)

Do fajity można używać się polędwicy wołowej, chudej wieprzowiny i piersi kurczaka. Albo wszystkie rodzaje mięsa razem, albo jednego rodzaju. Ja zrobiłem ze schabu.
Mięso musi być pokrojone w miarę cienkie paski.

Fajita
600 - 800 g mięsa
3 kolorowe papryki pokrojone w paski jak mięso
2 cebule pokrojone w plasterki

marynata
1/3 szklanki oleju
1/4 szklanki sosu sojowego
1/2 łyżeczki zmielonych nasion kolendry
2 duże papryczki chili pokrojone w plasterki 
3 ząbki czosnku pokrojone w plasterki
sok z  1 lemonki
pieprz i sól

salsa pomidorowa

1/2 papryczki chili drobno posiekane
3 - 4 pomidory pokrojone w kostkę
kilka gałązek natki
sok z 1 lemonki
oliwa extra
sól i pieprz
Mięso pokrojone w paski wymieszać ze wszystkimi składnikami marynaty i odstawić do lodówki chociaż na godzinę.

W tym czasie pokroiłem papryki i cebulę, i zrobiłem salsę pomidorową (zdążyłem jeszcze wypić jedno małe piwo miller które bardzo pasuje do fajity ). Salsę robi się mieszając i przyprawiając wszystkie składniki. 

Mięso z marynatą wrzucić na patelnię i mieszać. Fajitę najlepiej smażyć na bardzo dużej, mocno rozgrzanej patelni, żeby mięso obsmażało się, a płyny szybko odparowywały.
 Po chwili dodać papryki i cebulę.
Kiedy papryki lekko się zrumienią, a cebula zmięknie danie jest gotowe.
Podałem je na stół na gorącej patelni. Każdy nakładał fajitę na pszenne placki, dodawał salsę, sałatę... zawijał i wcinał!  


wtorek, 2 czerwca 2015

Indyk tikka masala

Kolejny przepis w ramach zmiany smaków. Nie tak dawno temu była wieprzowina vindaloo, a dzisiaj indyk tikka masala.
Przepis również pochodzi z książki J. Oliviera "Każdy może gotować". Pozwolę sobie nie zgodzić się z Mistrzem, bo według mnie, niektórzy nie powinni nawet wchodzić do kuchni... Tak jak niektórzy nie powinni siadać za kierownicą albo pisać blog.
Ja niestety robię wszystkie trzy rzeczy, i wszystkie trzy robię perfekcyjnie...
No, a tak troszkę bardziej serio to blog mógłbym prowadzić lepiej.
Wracając do indyka... W oryginale był kurczak, ale trochę mi się przejadł, więc zamieniłem go na indyka. Według J.O. można zamieniać rodzaje mięsa, a nawet używać warzyw zamiast. No więc zamieniłem.
W poprzednim przepisie curry robiłem "od początku do końca", dzisiaj postanowiłem iść trochę na skróty i użyłem gotowego sosu (za radą J.O.) firmy Patak's.

1-1,3 kg piersi indyka pokrojonej w paski
2 spore cebule pokrojone w półplasterki
2 papryczki chilli bez pestek pokrojone
kawałek imbiru pokrojony w słupki
pół słoika (czyli około 180 g) sosu tikka masala curry
400g puszka mleka kokosowego
400g puszka krojonych pomidorów
do wykończenia: płatki migdałów, natka kolendry, jogurt naturalny

Na patelni rozgrzałem olej np. słonecznikowy z kawałkiem masła. Wrzuciłem cebulę, papryczki, imbir i zeszkliłem. Dodałem mięso i jeszcze chwilę smażyłem mieszając. Dodałem sos ze słoika i wymieszałem dokładnie. Po chwili na patelnie trafiła zawartość dwóch puszek: pomidorów i mleka kokosowego. (W książce J.Oliwier dodaje jeszcze wodę  w ilości takiej jak pomidory. Za pierwszym razem tak zrobiłem i miałem zupę curry, którą musiałem zredukować na b. dużym ogniu z powrotem do sosu. Wody dolewam troszkę w razie potrzeby.)

Zagotowałem, potem zmniejszyłem ogień do małego i gotowałem jeszcze około 25 minut. Na koniec spróbowałem i delikatnie przyprawiłem solą i pieprzem.

Jedliśmy polane jogurtem, posypane płatkami migdałów i natką kolendry i podane z ryżem naturalnym i cząstkami lemonki.
A dla tych, którzy nie cierpią kokosów, dobra wiadomość: mleczko kokosowe jest nie wyczuwalne! Tęcza, która wyłowi  z każdej potrawy najmniejszy wiórek kokosowy, curry bardzo lubi.

wtorek, 25 marca 2014

Udka kurczaka z czosnkiem i cytryną... zamiast schabowego!

Byłem wczoraj "na nawsi"... Wszystko wygląda jeszcze baaardzo smutno, więc nie chcę Was zasmucać tym widokiem... Ale ja bardzo się cieszyłem, że tam jestem i widziałem to już tak:
Po powrocie do domu miałem mało czasu, żeby przygotować "obiado-kolację"... Pierwsza myśl to, że kupię kawałek schabu i zrobię kotlety. Najszybciej i najprościej, no i pewniak: wszystkim smakuje. Jednak w konfrontacji z obrazami lata i wakacyjnych klimatów... jakoś mi to nie grało... Szybka lektura kuchennej biblioteczki i padło na udka kurczaka cytrynowo - czosnkowe.
W przepisie z książki "Kuchnia śródziemnomorska" wykorzystane są tylko udka, ja użyłem udek i podudzi (pałek).

600 ml rosołu drobiowego
20 dużych ząbków czosnków
2 łyżki masła
1 łyżka oliwy
5 udek i 5 podudzi kurczaka
2 cytryny obrane grubo ze skóry (razem z białym) i pokrojona na cienkie plasterki
2 łyżki mąki
2/3 szklanki białego wytrawnego wina
sól i pieprz do smaku
natka pietruszki lub bazylia do przybrania
Rosołem zalać czosnek i gotować około 30 minut. Na patelni rozgrzać oliwę i masło, i obsmażyć kurczaka.
W żaroodpornym naczyniu ułożyć kurczaka, czosnek i plastry cytryny. Do tłuszczu na patelni dodać mąkę i mieszać przez minutę. Wlać wino wymieszać i dodać rosół w którym gotował się czosnek. Gotować, aż sos zgęstnieje. Doprawić solą i pieprzem. Sosem polać kurczaka i zapiekać 45 minut w 190 st. C.

Posypać natką i podawać z pieczonymi ziemniakami lub z ryżem i sałatą.

czwartek, 14 listopada 2013

Kurczak po galvestońsku


Wszyscy znamy tysiące sposobów na kurczaka... i każdy jest pyszny! W sumie to możemy nic z nim nie robić tylko go przyprawić solą, pieprzem i papryką, i zwyczajnie upiec. Też będzie pyszny.
Kurczak, to taki "swój" ptak, bardzo zadomowiony (dosłownie i nie tylko) w naszej polskiej kuchni i tradycji... To nasz drugi ulubiony ptak: Bielik w herbie, kurak na talerzu.
"Moja dzisiejsza propozycja" troszkę różni się od tradycyjnego kurczaka u Cioci na imieninach...  nazwa brzmi obco, nie mówiąc o wyglądzie... Można mieć różne skojarzenia... ale to pozostawiam Wam!

Przepis zaczerpnięty z dość starego dodatku do GW wydanego przez IMPRINT (PWN) pod tytułem KUCHNIE ŚWIATA.

Kurczak po galvestońsku

1 kurczak 1,5 kg
sok z 1 cytryny
4 przeciśnięte ząbki czosnku
1 łyżka pieprzu cayenne
1 łyżka słodkiej papryki
1 łyżka suszonego oregano
5 łyżek oliwy exw
pieprz i sól do przyprawienia
papryki pokrojone w paski do przybrania

Kurczaka przeciąć nożycami od kupra po szyjkę usuwając kręgosłup. "Otworzyć" kurczaka układając skórą do góry i docisnąć dłonią łamiąc mostek (można lekko naciąć od spodu) tak, żeby leżał płasko. Z oliwy, soku, czosnku i przypraw zrobić w miseczce papkę i natrzeć nią skórę kurczaka. Wstawić na kilka godzin, a najlepiej na noc do lodówki. Wyjąć z lodówki, żeby ogrzał się do temperatury pokojowej, a piekarnik ogrzać do temperatury 200 st. C. W taki sposób kurczak piecze się dość szybko, bo po 45 - 60 minutach jest gotowy. Podawać z kolorową papryką.
Szybko, pysznie i inaczej niż zwykle!

czwartek, 19 stycznia 2012

Kiszone... cytryny dla kurczaka z Maroka

No i znów muszę się tłumaczyć z tak długiej nieobecności... A więc byłem zajęty bo ... były święta? Tak to jest dobre usprawiedliwienie! Bo było Boże Narodzenie i Nowy Rok, i musiałem robić zakupy... i planować, i gotować, piec, marynować, peklować, smażyć, a do tego dzieci miały ferie świąteczne i musiałem... organizować im czas i robić obiadki...
Brzmi przekonująco! Połowa to nawet prawda, a druga połowa to zwykły leń. Później padł mi laptop... Powiedział: Nie używasz mnie to padam! I padł dysk. Dysk mam już nowy, dane udało się odzyskać, więc Go używam ze strachu żeby i ten się nie obraził.
A koniec roku był naprawdę bardzo pracowity. Byłem na przykład w więzieniu, a dokładnie w areszcie na Rakowieckiej.
Na szczęście zawodowo i mam nadzieję, że będę mógł tam znaleźć się jeszcze raz i potem, zaprezentować Wam małą podróż w lata powojenne.
Wracając do kuchni...
Dostałem maszynkę do mielenia mięsa. Taką prawdziwą, dużą (8), z piękną czerwoną rączką i po prostu musiałem zrobić na święta pasztet.
Pasztet jaki robiła moja babcia Bronia (cały czas próbuję odnaleźć tamten smak). Kiedyś o nim pisałem, ale teraz wprowadziłem pewne zmiany. Mięsa piekłem na blasze w piekarniku bez podlewania ich i przykrywania (soki które puściły wystarczą), zwiększyłem ilość i różnorodność mięs, a zamiast czerwonego wina dałem 50 g Brendy.
Ponieważ pieczenie i mielenie odbyło się sporo przed świętami, a mrożenie pasztetu nie robi mu dobrze, zamroziłem zmieloną "pulpę". Dzień przed Wigilią rozmroziłem, dodałem jajka i upiekłem. Oczywiście był pyszny! :)
A teraz coś nowego!
Idealny na rodzinny obiad. Inny niż wszystkie, chociaż wygląda podobnie.
 Smak... egzotyczny!
Kurczak marokański!!!
Kurczak jak kurczak...:) Natarty cynamonem i kurkumą (delikatnie), nafaszerowany tymiankiem i ... gotowaną, gorącą cytryną, kilka razy nakłutą (to za radą J. Oliviera). Lekko obsmażony na patelni, podlany dwoma szklankami wywaru drobiowego i łyżką miodu, z plasterkami cebuli i garstką oliwek. Jeszcze tylko trzeba zetrzeć kilka centymetrów świeżego imbiru. To już prawie wszystko. Prawie! Najważniejsze są kiszone cytryny! Na jednego kurczaka potrzeba dwóch (cytryn :). Proste, prawda? (Podajemy posypawszy świeżą kolendrą)
W Maroku nie ma paskudnych, chlapiastych zim, więc nie wiem skąd u Nich taki posiłek idealny na polski styczniowy wieczór...
No, dobra teraz zasadnicze pytanie: gdzie robią kiszone cytryny? Niestety w Maroku.
A robią je tak. Przepis z książki Arkad "KUCHNIA ŚRÓDZIEMNOMORSKA" z moimi poprawkami :).
Cytryny (i/lub limetki) należy delikatnie otrzeć im skórkę, poprzecinać na krzyż prawie do końca. Środek natrzeć solą (sól gruboziarnista morska lub kamienna). Wkładamy je ciasno do słoja, zasypujemy do połowy solą z ziarnami pieprzu, liśćmi laurowymi, kawałkami kory cynamonu, kilkoma goździkami, pokruszoną ostrą papryczką. Cytryn musimy mieć więcej żeby wycisnąć z nich sok i dopełnić nim słoik. Zamykamy i dostawiamy na dwa tygodnie, codziennie potrząsając. Przynajmniej pół roku mamy na spożycie. Trzeba je tylko trochę otrząsnąć z soli i mniej solić kurczaka, "bo zupa będzie za słona" :)



czwartek, 24 czerwca 2010

Pieczone udka kurczaka... po karaibsku nad Bałtykiem

Fajne jedzonko na zimne letnie wieczory... Siadamy na tarasie naszego domu na działce pracowniczej, lub przed przyczepą kempingową stojącą na tyłach domu zaprzyjaźnionego rybaka... Opędzając się od chmary zmutowanych i wygłodzonych komarów, wdychamy spaliny z pobliskiej obwodnicy lub bałtycką bryzę wymieszaną z "zapachem" tojtojki z wydm. Okręcamy się szczelnie kocem, a dzieciakom zakładamy kurtki na polarze. Jak mamy taką możliwość to radzę rozpalić ognisko... poprawi trochę "zapachy" i podniesie temperaturę powietrza do jakichś 8 st C.

Kiedy jesteśmy już tak przygotowani możemy zabrać się do spożywania naszej karaibskiej kolacji! (przepis z książeczki KUCHNIE ŚWIATA 4/5 wydanej kiedyś przez Tęczę z Agorą) 
A kolację robimy tak:
Udka (NIE PAŁKI!) ułożyć w naczyniu do pieczenia skórą do góry (w przepisie było odwrotnie, ale wtedy nie będziemy mieli chrupiącej skórki) i naciąć wzdłuż kostki, żeby zrobiła się kieszonka. Kieszonkę napełniamy posiekanym szczypiorkiem z solą i pieprzem.
W miseczce robimy marynatę: rozpuszczone pół kostki masła, łyżeczka tymianku, dwa zmiażdżone ząbki czosnku, sok z jednej limonki i coś ostrego ode mnie np. posiekana papryczka chili lub chociaż trochę sproszkowanej. Tym polewamy kurczaka, zakrywamy folią i wstawiamy do lodówki na kilka godzin (jeśli jesteśmy na urlopie nad Bałtykiem, nie musimy używać lodówki).

Pieczemy pod folią al (na koniec zdejmujemy) około godziny w 190 st C. Podajemy przybrane plasterkami limonki i świerzą kolendrą np z ratatouille i pieczonymi ziemniakami.
Konsumujemy marząc o dodatniej temperaturze wody w Bałtyku...

piątek, 19 marca 2010

Potrawka z kurczaka... i słówko o Kredce...

Potrawka z kurczaka jest jednym z moich (i nie tylko) ulubionych dań. Jednym ze  "sztandarowych"...
Zanim, jednak o potrawce (niecierpliwi mogą przewinąć), muszę nadrobić zaległości... Jest członek naszej rodziny do tej pory trochę pomijany w blogu... Najmłodszy, i "ostatni w naszym łańcuchu pokarmowym"... KREDKA! Trafiła do nas jako trzy miesięczna pierdółka. Nie ma rodowodu, ani nawet bliżej określonej rasy pochodzenia...
Początkowo, "psi znawcy" obstawiali w stronę Nowofunlanda...
Kredka nic się tym nie przejmowała tylko rosła... Rosła w zastraszającym tempie i była co raz silniejsza...
Zdarzył nam się raz kleszcz... i oczywiście taki z najgorszymi choróbskami... było nieciekawie... kroplówki po dwie godziny, antybiotyki itd... ale daliśmy radę!
Bardzo podniosła nam częstotliwość użycia odkurzacza i mopa... Taka długa sierść jest zabójcza...
Postanowiliśmy zmienić to i nasza Kredka stała się DAMĄ... Zrobiliśmy z niej... sznaucerkę...
Chociaż nie zawsze zachowuje się jak dama...
Mnie obrała sobie za pana (chociaż oficjalnie jest psem Basi i jej największą pupilką), ciekawe dlaczego? Fakt, ja z nią chodziłem na kroplówki, ja ją dyscyplinuję i jeszcze różne takie, ale Kredka chyba po prostu lubi moją kuchnię... dosłownie i w przenośni...
Kiedy kroję np. cebulę, nie przejawia najmniejszego zainteresowania i leży na posłaniu z nogami na ścianie... ale kiedy przechodzę do krojenia jej ulubionej marchewki już jest w pozycji gotowej do startu... Kiedy zaczynam wycinać żyłki z mięsa... i nadal jej nie wołam... przyjmuje pozycję w progu kuchni... (do środka nie wolno wchodzić kiedy pan się krząta).
Wszystko bacznie obserwuje, mam nadzieję, że dużo się już nauczyła...
Na przykład potrawki z kurczaka.
Można użyć całego, pociętego kurczaka, można, tak ja wolę tylko pewnych części np podudzi. Kurczaka obsmażam w żaroodpornym garnku, oprószam mąką, wlewam szklankę białego wytrawnego wina (nie zapomnijcie spróbować czy nie jest kwaśne :)), dokładnie zeskrobuję przypieczone kawałki z dna (bardzo ważne! to jest smak, pozostawiony - przypali się i będzie FE!) dolewam ze dwie szklanki rosołu domowego. Mieszam, dodaję bouquet garni :), sól, dużą szczyptę białego pieprzu.
Przykrywam i gotuję na małym ogniu około pół godziny...
W tym czasie na patelni obsmażam grzyby na maśle z sokiem z cytryny ( dobrze jak są to leśne, nawet rozmrożone, jak nie, to z pieczarkami też jest pycha!). Po grzybach na patelnię trafiają cebulki. Ideałem byłyby małe cebulki (ze dwadzieścia!) ale mogą być duże pokrojone na połówki lub ćwiartki, z odrobiną wody i cukru. Kiedy kurczak "dochodzi", wyjmuję bukiet i wrzucam grzyby i cebulki. Jeszcze chwilę razem... potem trochę tłustej śmietany...

Na koniec natka pietruszki i chwila odpoczynku pod przykryciem...
Uff! Z bagietką, sałatą z winegretem lub wstążkami cukinii i białym winem robi się wytworne danie! Bardzo polecam.
Jest to lekko zmodyfikowany przepis z "Wyśmienitej kuchni francuskiej" na specjalne życzenie Agnieszki, mamy mojego najmłodszego z wielu chrześniaków, która kosztowała i chyba jej smakowało...
PS.
Chciałbym zachęcić wszystkich posiadaczy małych i dużych piesków do akcji "SPRZĄTAM PO MOIM PSIE"
My sprzątamy! A jak się nie sprząta... tu nie miejsce na takie fotki, ale jest u mnie na Facebooku...