We wrześniu mój wspaniały blog ;) skończył cztery latka...
Na początku był wpis za wpisem... Potem tempo spadło... Teraz określiłbym go, niedawno odkrytym mianem, "slow bloga" :) Wiadomo, nic na siłę! Piszę dla przyjemności (swojej i chyba jeszcze kilku osób). Czasem zaglądam tu, patrzę i myślę... hę... dawno nic nie pisałem... ale nie mam nic fajnego do podzielenia się... więc dalej nic nie piszę! Ale czasem przeczytam kilka Waszych wspaniałych komentarzy i ... samo mi się pisze!
Z tego wynika, że jestem narcyzem! Skoro już mam to wyznanie za sobą... to proszę Was o następne komentarze! ;)))
O ajvarze już było tu (klik) dokładnie rok temu, jednak w tym roku zrobiłem wersję ostrzejszą. Dałem pięć papryczek chili. Bez pestek, ale i tak dały "power". Z ajvarem jest trochę dużo pracy, ale warto!
Danie z dyni powstało z lenistwa (!) na bazie rolady makaronowej (klik). Mieliśmy smaka na roladę, ale nie było czasu na zabawę z ciastem, więc powstała dynia pieczona z nadzieniem szpinakowym.
Dynię nasmarowałem oliwą i natarłem przyprawą "do dyni" czyli mieszanką zmiksowanej małej suszonej papryczki chilli, pół łyżeczki anyżu, pół łyżeczki zmielonej kolendry, soli i pieprzu. Dynię upiekłem w piekarniku (czas zależy od dyni). Na patelni lekko poddusiłem szpinak z czosnkiem i gałką muszkatołową. Upieczoną dynię napełniłem szpinakiem, serkiem ricotta i posypałem wytopionym wędzonym boczkiem... Pracy niewiele, a danie przepyszne...
Smacznego!
Blog nie tylko kulinarny. O mnie i rodzinie, i trochę o pracy...? i o DOBRYM jedzeniu... w prosty sposób! I trochę wspomnień...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ajvar. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ajvar. Pokaż wszystkie posty
wtorek, 8 października 2013
poniedziałek, 24 września 2012
Ajvar
Właśnie się zorientowałem, że na początku września minęły mojemu blogczkowi trzy latka... Rozczuliłem się i zacząłem czytać swoje pierwsze wpisy. Przypomniałem sobie, że startowałem jako Gotowy na wszystko... ale po zapoznaniu się dokładniej z ciemniejszą stroną netu, stwierdziłem, że jednak nie na wszystko jestem gotowy ;)
W jednym z pierwszych postów pisałem o zapisaniu Basi na żeglarstwo... a potem już nie pochwaliłem zdolnej latorośli jak dwa lata temu zdała egzamin i otrzymała patent. Sorki córko!
A swoją drogą, to taki patent dla trzynastolatki, to jak suchary dla szczerbatego... żeby wypożyczyć łódkę trzeba być pełnoletnim. Nawet teraz jak wypożyczamy jednostkę pływającą to idziemy razem załatwiać formalności, bo ja mam 18 lat (znaczy skończone... kiedyś...), a Młoda ma patent.
Ja mam więcej praktyki zero teorii, Młoda ma teorię, uprawnienia i trochę praktyki, i stanowimy świetny team.
A teraz Ajvar!
Czytałem o nim jakiś miesiąc temu u Agnieszki Kręglickiej w Wysokich Obcasach. Aż pachniało z gazety... Podobno ile gospodyń (i gospodarzy;) tyle przepisów, więc nie ma ściśle określonego przepisu ( jak przy pieczeniu ciasta).
Ajvar, według ortodoksyjnych ajvarowców powinien być z samej papryki. Jednak dobrze robi ajvarowi bakłażan (chociaż bardzo lubię jego francusko-pochodną nazwę OBERŻYNA), czosnek i zioła. Ja ortodoksem nie jestem tym bardziej ajvarowym, więc zrobiłem tak:
3 kg czerwonej papryki
1 duża oberżyna
1 duża cebula
piekłem je w piekarniku, cebulę i oberżynę do miękkości, a paprykę do całkowitego zwęglenia skórki.
Basia oczyściła z pestek i skóry papryki, i je pokroiła, ja rozdrobniłem do gara oberżynę, cebulę, dwa pomidory bez skóry, trzy duże ząbki czosnku, dwie papryczki chilli, wlałem po dwie łyżki oliwy i aceto balsamico, sól i pieprz. Wszystko to z papryką dusiło się aż odparowało trochę wody.
Ortodoksi ajvarowi na Bałkanach duszą toto, aż warzywa się rozgotują. Robią to jednak na ognisku, w dużym towarzystwie zdrowo imprezując. Ponieważ nie miałem ochoty imprezować samemu, w kuchni nad garnkiem na palniku, potraktowałem ajvar delikatnie malakserem. Delikatnie! Tylko kilka bzzzzyknięć!
Gorące "zasłoiczkowałem".
Ajvar świetnie pasuje do pieczonych i grillowanych mięs i warzyw, do twarogu, na grzanki i do czego dusza (raczej język) zapragnie...
P.S. Pestki na zdjęciu pochodzą z bakłażana.
W jednym z pierwszych postów pisałem o zapisaniu Basi na żeglarstwo... a potem już nie pochwaliłem zdolnej latorośli jak dwa lata temu zdała egzamin i otrzymała patent. Sorki córko!
A swoją drogą, to taki patent dla trzynastolatki, to jak suchary dla szczerbatego... żeby wypożyczyć łódkę trzeba być pełnoletnim. Nawet teraz jak wypożyczamy jednostkę pływającą to idziemy razem załatwiać formalności, bo ja mam 18 lat (znaczy skończone... kiedyś...), a Młoda ma patent.
Ja mam więcej praktyki zero teorii, Młoda ma teorię, uprawnienia i trochę praktyki, i stanowimy świetny team.
A teraz Ajvar!
Czytałem o nim jakiś miesiąc temu u Agnieszki Kręglickiej w Wysokich Obcasach. Aż pachniało z gazety... Podobno ile gospodyń (i gospodarzy;) tyle przepisów, więc nie ma ściśle określonego przepisu ( jak przy pieczeniu ciasta).
Ajvar, według ortodoksyjnych ajvarowców powinien być z samej papryki. Jednak dobrze robi ajvarowi bakłażan (chociaż bardzo lubię jego francusko-pochodną nazwę OBERŻYNA), czosnek i zioła. Ja ortodoksem nie jestem tym bardziej ajvarowym, więc zrobiłem tak:
1 duża oberżyna
1 duża cebula
piekłem je w piekarniku, cebulę i oberżynę do miękkości, a paprykę do całkowitego zwęglenia skórki.
Basia oczyściła z pestek i skóry papryki, i je pokroiła, ja rozdrobniłem do gara oberżynę, cebulę, dwa pomidory bez skóry, trzy duże ząbki czosnku, dwie papryczki chilli, wlałem po dwie łyżki oliwy i aceto balsamico, sól i pieprz. Wszystko to z papryką dusiło się aż odparowało trochę wody.
Ortodoksi ajvarowi na Bałkanach duszą toto, aż warzywa się rozgotują. Robią to jednak na ognisku, w dużym towarzystwie zdrowo imprezując. Ponieważ nie miałem ochoty imprezować samemu, w kuchni nad garnkiem na palniku, potraktowałem ajvar delikatnie malakserem. Delikatnie! Tylko kilka bzzzzyknięć!
Gorące "zasłoiczkowałem".
Ajvar świetnie pasuje do pieczonych i grillowanych mięs i warzyw, do twarogu, na grzanki i do czego dusza (raczej język) zapragnie...
P.S. Pestki na zdjęciu pochodzą z bakłażana.
Subskrybuj:
Posty (Atom)