Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ciasto. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ciasto. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 9 stycznia 2014

Tarta z jabłkami w stylu wiejskim i spełnianie się życzeń... prawie jak w bajce!

Czasem bardzo czegoś pragniemy i głośno wypowiemy nasze życzenie... No i niestety czasem się spełni!
Jakoś na początku grudnia zmęczona Tęcza po powrocie z pracy powiedziała: " Ech! Chciałabym, żeby te święta były inne niż zawsze... "
Święta zbliżały się w tempie błyskawicy, ale nic nie zapowiadało żeby miały być inne... W końcu 23 grudnia rano Basie zaczął boleć brzuch. Początkowo wyglądało to na zwykłe zatrucie, koło południa przypominało jakiegoś paskudnego wirusa żołądkowego. Przyszła zaprzyjaźniona Pani Doktor i na wszelki wypadek zaleciła wizytę u chirurga i USG... Niby nie są to typowe objawy wyrostka, ale lepiej to wykluczyć. Udało nam się umówić wizytę na 16tą. Kiedy zbliżała się godzina wizyty próbowałem moją "małą" córeczkę zaprowadzić do samochodu, ale Basia zwijała się już z bólu przy każdej próbie przejścia paru kroków. 
Za pół godziny przyjechało pogotowie... W szpitalu na Działdowskiej mimo badań krwi i USG nadal nie było 100% pewności, że to wyrostek, ale lekarz zdecydował: " na stół!"
Operacja okazała się strzałem w dziesiątkę! To było zapalenie wyrostka, który usunięto w najlepszym monecie (operacja trwała niecałą godzinę ). 
Piszę o tym ku przestrodze wszystkich rodziców ( i nie tylko ), żeby nie lekceważyć "zwykłego zatrucia" jeśli choć ździebełko wzbudza wątpliwości. 
I w ten oto sposób Święta Bożego Narodzenia mieliśmy zupełnie inne niż zawsze, bo nigdy jeszcze nie spałem na karimacie pod łóżkiem w szpitalu. Zmienialiśmy się z Tęczą, żeby Basia nie była zbyt długo sama. Spędziliśmy tam tydzień. Pan Doktor robił wszystko, żeby Basia urodziny spędziła już w domu (01 stycznia). Teraz powoli wraca do sił, czuje się co raz lepiej i nadrabia kulinarne zaległości świąteczne (tylko lekkostrawne).
Jednym z takich smakołyków jest tarta jabłkowa.
Przepis pochodzi z "Wyśmienitej kuchni francuskiej", ale z jedną małą zmianą... taką świąteczną. Dodałem 1/4 łyżeczki cynamonu i więcej soku z cytryny.

Tarta jabłkowa

1 kg jabłek
1/3 szklanki cukru pudru
sok z jednej cytryny
1/4 łyżeczki cynamonu
2 łyżki masła
ciasto kruche (używam gotowca)

Jabłka obrać, usunąć gniazda i pokroić na ósemki lub dwunastki. Polać je sokiem, posypać cynamonem i cukrem pudrem. Na patelni rozpuścić masło i wrzucić jabłka. Mieszając obsmażać około 10 minut. Krążek ciasta o średnicy około 33 cm położyć na papierze do pieczenia. Na środku ułożyć piramidkę z ciepłych jabłek zostawiając z zewnątrz wolny pierścień ciasta o szerokości 5 -7 cm. Zawinąć brzeg ciasta na jabłka i wstawić do piekarnika. Piec około 20 - 30 minut (aż ciasto przyrumieni się) w temperaturze 180 st. C. Najlepsza jest jeszcze ciepła, ale na zimno też da się zjeść :)
(Podobno dobra jest z ubitą kremówką, ale to nie nasz klimat)

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Tort urodzinowy w wersji dla "słabszych", czyli szczyt moich cukierniczych zdolności!

Franczesko (nasz prywatny) skończył 9 lat.
Jak każdy prawdziwy polski ojciec, postanowiłem sporządzić tort na syna urodziny. A ponieważ pieczenie ciast, a tym bardziej tortów nie jest moją mocną stroną, musiałem znaleźć coś prostego... Bo nie mogłem przecież iść na łatwiznę i iść do jakieś tam cukierni, i kupić jakiś tam gotowy, z pewenością niedobry, produkt tortopodobny nafaszerowany kilogramami cukru i bitej śmietany! (na samo wspomnienie mnie mdli...) Bo jakbym mógł spojrzeć synowi prosto w oczy. A w osiemnaste urodziny (kurcze to już niedługo!) rzuciłby mi w twarz : taki z ciebie ojciec?!! nawet tortu mi nigdy nie zrobiłeś!!!
Tak więc przewertowałem blisko setkę książek i księżeczek kulinarnych w poszukiwaniu czegoś, czemu bym podołał.
Jak zwykle nieoceniona okazała się "Wyśmienita kuchnia francuska". To z czego zrobiłem synowi tort w oryginale jest francuskim ciastem czekoladowym.
A robi się tak:
3/4 szklanki cukru pudru
3 tabliczki po 100g (u mnie tylko gorzka Wedla!)
175 g masła (odkryłem, o zgrozo! że obecnie kostka masła to 170 g a nie jak kiedyś 250 g )
1/2 łyżeczki aromatu waniliowego
5 jaj (osobno białka i żółtka)
1/4 szklanki mąki
szczypta soli

Czekoladę, 1/2 (!) szklanki cukru i masło rozpuściłem w kąpieli wodnej, dodałem aromat waniliowy i ostudziłem. Później potraktowałem czekoladową masę mikserem i dodawałem po jednym żółtka, a po nich mąkę. Z białek z odrobiną soli ubiłem pianę i na koniec dodałem do niej resztę cukru pudru nadal ubijając. Tortownicę (24 cm) grubo wysmarowałem masłem i obsypałem cukrem pudrem. Wlałem ciasto i lekko postukałem o blat. Piekłem 40 minut w 170 st. C. W połowie pieczenia obuciłem formę o 180 stopni bo z jednej strony rosło bardziej. Po wyjęciu z piekarnika i ostudzeniu ciasto lekko opada i giną małe pęknięcia na powierzchni. Posypałem cukrem pudrem.
Ciasto gotowe! Pozostaje wykazać się inwencją twórczą i je troszku udekorować.
Ja zrobiłem to w sposób dość ojcowski...
Tort - ciasto jest mocno czekoladowe i obłędnie pachnie!!!
P.S.
Podobno trzeba być bardzo zdolnym żeby zepsuć ciasto czekoladowe ;)

środa, 10 października 2012

Śliwki, śliwki, śliwki... śliwki w occie, powidła śliwkowe, ciasto śliwkowe...

Co rok to samo! Jedno małe drzewko i tyle przez nie roboty.
Najgorsze jest to, że za każdym razem więcej. Kiedyś było 5 kg, potem 10, 15... W tym roku to jedno drzewko dało ponad 30 kg śliwek! To jest chyba przyrost geometryczny? Jak nic z nim nie zrobię to za trzy, cztery lata będę musiał otworzyć albo stragan ze śliwkami, albo zająć się przetwórstwem śliwkowym na skalę przemysłową... Nie uśmiecha mi się. Chyba zwyczajnie skorzystam z sekatora.
W tym roku najpierw uciekłem się do sprawdzonych przepisów.
W pierwszej kolejności zrobiłem powidła metodą "szybką", jak kiedyś dawno temu, to znaczy bez tradycyjnego smażenia przez kilka dni (i mieszania!) tylko wypestkowałem 6 kg śliwek i wbiłem je do wielkiego żeliwnego emaliowanego gara.
 Bez cukru, ani żadnych dodatków, przykryłem i przez około 10 godzin trzymałem w piekarniku w temperaturze 100 - 110 st. C. Czas zależy od śliwek, piekarnika i cierpliwości wykonującego. Mają tam stać tyle aż staną się powidłami! (Pod koniec można odkryć - szybciej odparują)
Później oczywiście wyparzone słoiki itd.
Drugą sprawdzoną metodą zaczerpniętą od Małgosi, było ciasto jogurtowe.
Ciasto w 100% było dziełem Basi. Wielki szacun dla Basi, było perfekcyjne! Żadnego zakalca, przypalenia, nic! Idealne! Blikle by się mógł uczyć!
 A robi się to tak:
5 jaj
400g cukru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
200 ml oleju roślinnego ( oliwa z wytłoczyn)
220g jogurtu naturalnego (gęsty)
500g mąki
2,5 łyżeczki proszku do pieczenia

Piekarnik trzeba rozgrzać do temp. 180 st.C. Blachę wysmarować masłem i oprószyć mąką.
Śliwki wypestkować, podzielić na połówki.

Mąkę przesiać z proszkiem do pieczenia.
Oddzielić żółtka jaj od białek. Białka ubić na sztywną pianę.
Żółtka utrzeć z cukrem. Dodawać kolejno olej roślinny, jogurt, oraz ekstrakt waniliowy.
Ciągle ucierając – dodawać po trochę mąki.
Włożyć pianę i bardzo delikatnie wymieszać masę.
Włożyć ciasto do blachy. Na wierzchu rozłożyć śliwki. Posypać migdałami w płatkach.
Piec ok. 45 - 50 min. Po upieczeniu ciasto oprószyć cukrem pudrem z odrobiną cynamonu.

No, bobra! Na powidła poszło z 6 kg śliwek, na ciasto około 1 kg, jakieś 8 kg rozdaliśmy... Zostało jeszcze z 15! Co by tu zrobić? Bardzo lubimy śliwki w occie, więc zacząłem szukać przepisu. Bardzo zaintrygowały mnie śliwki w czerwonym winie znalezione u Asi. Zrobiłem trzy porcje! Nie udały mi się tak bardzo perfekcyjnie jak w oryginale, bo część po pękała, ale smak mają obłędny, a zalewę można pić na deser!
Oto składniki prawie żywcem od Asi:
3 kg śliwek (z ogonkami?)
1 kg cukru
200 ml octu winnego (dla mnie było za łagodnie i dałem 400)
1 butelka czerwonego półwytrawnego wina
garść goździków
garść płatków migdałowych
pół łyżeczki cynamonu
skórka otarta z jednej pomarańczy
Wino, cukier, ocet krótko zagotowałem, rozpuszczając cukier.
Po kilku minutach zalałem śliwki, przykryłem i odstawiłem. Drugiego dnia powtórka, tzn zlewamy grzejemy zalewę i zalewamy śliwki. Trzeciego dodałem resztę składników, zagotowałem lekko, dodałem na chwile śliwki i do wyparzonych słoików! Pycha!
Dzisiaj spożywałem z wątróbką po żydowsku. Bajka.
W ten oto sposób zutylizowałem około 25 kg śliwek. Troszkę zjedliśmy. Minął tydzień od zbioru nieszczęsnych śliwek... Około 5 kg dogorywa na balkonie...
W domu na hasło "śliwka" wszyscy nagle są bardzo zajęci i znikają... I niech ktoś mi powie, że od przybytku głowa nie boli!

środa, 21 września 2011

Ale ciacho!

Spoko, to nie będzie o mnie... ;)
W ostatni weekend z "nawsi" przyjechały z nami śliwki... Kiedyś już pisałem o klęsce urodzaju śliwek... W zeszłym roku był spokój, bo były przymrozki wiosną... W tym roku nie było, a na dodatek zaraz po kwitnieniu zrobiłem delikatny oprysk antyrobalowy (bez tego robale zjadają śliwki zanim one zaczną dojrzewać), więc śliwki są prawie ekologiczne. No i przerąbane... jedno małe drzewko i z dziesięć kilogramów śliwek! Co z tym zrobić?! Powideł nie miałem kiedy robić i trochę mi się nie chciało. Trochę zjedliśmy, trochę rozdaliśmy... ale jeszcze zostało! Wyszperałem więc ciasto jogurtowe u Małgosi i rabarbar zamieniłem na śliwki. Prawie nic nie zmieniałem... tylko posypałem dodatkowo brązowym cukrem z cynamonem. Miałem tylko obawy czy ciasto"udźwignie" śliwki i dałem ich trochę za mało :(
Franczesko, wielki fan babcinej szarlotki, zjadłszy pierwszy kawałek mojego ciacha, zawołał: TATO! ZROBIŁEŚ ŚLIWKOWĄ SZARLOTKĘ!!! To było COŚ!
A oto substraty i produkty a raczej produkt.



poniedziałek, 12 października 2009

Ciasto od edysi79

W sobotę Basia upiekła ciasto ze śliwkami. W przepisie nosi nazwę ciasta karmelowego z cynamonem. http://przystole.blox.pl/2009/09/Ciasto-karmelowe-z-cynamonem.html  Ciasto jest prze!pysz!ne! Nawet prawie udało jej się uzyskać karmel na wierzchu, co podobno nie jest łatwe... Prawie, bo okazało się, że trzeba wprowadzić korektę czasu pieczenia. Po pół godzinie,wyglądało ok, a po 40 min. wierzch zaczął się przypalać! Tu musiałem troszkę się wtrącić i wydobyć je z piekarnika. Dostało nową warstwę brązowego cukru plus odrobinę białego i ... po przestudzeniu, przy protestach rodziny zabrałem ciasto na małą sesję fotograficzną.

Dzięki edysiu79 za pomysł! A nad młodą już pracuję, żeby zrobiła powtórkę z korektą...