Musiałem jednak nabrać dystansu i znaleźć odpowiednio dużo czasu na opisanie tego. A jest o czym pisać! Wiem, że i tak tylko "liznę" temat, ale mam nadzieję, że kogoś zachęcę do odwiedzenia tej naprawdę bardzo egzotycznej wyspy. Egzotycznej nie tylko dlatego, że leży na Karaibach, ale też dlatego, że my "komunę" mamy dawno za sobą (na razie), a tam ją "widać, słychać i czuć" na każdym kroku.
Dodam tylko, że teraz jest najlepszy czas na zarezerwowanie wyjazdu na rozpoczynający się sezon na Kubie.
Wycieczka na Kubę była spełnieniem mojego marzenia, prezentem na pięćdziesiątkę i naszą podróżą z okazji 25. rocznicy ślubu, więc wszystkim zajęła się Tęcza. Nie zdecydowaliśmy się na indywidualne zwiedzanie, ze względu właśnie na panujący tam ustrój i wynikające z tego ograniczenia i niespodzianki, od których już się odzwyczailiśmy. Tęcza wybrała biuro podroży jedynie słuszne dla tęcz...
Tęcze dwie na placu Rewolucji |
Obawiałem się przelotu. Nie, nie boję się latania, wręcz przeciwnie - uwielbiam, ale ponad 11 godzin w samolocie... Moje przydługie nogi i mój kapryśny kręgosłup nie nastrajały mnie optymistycznie. Lecieliśmy Dreamlinerem, dostaliśmy miejsce przy wyjściu awaryjnym (nie żebym chciał wysiadać przed lądowaniem, tylko ze względu na dodatkowe miejsce na nogi), obsługa samolotu była super i lot minął w miarę komfortowo.
W dole słoneczna Grenlandia... |
Na Kubie lądowaliśmy w strugach deszczu! Temperatura 20 st. C. Załamka!Wracamy!Gutowscy nawet jak pojadą na Karaiby to leje!
Ale okazało się, że to tylko taki żart na powitanie. Przez resztę pobytu deszczu już nie widzieliśmy, a temperatury zachowywały się bardzo rozsądnie. W dni objazdowe rosły od 25 do 29 st. C, żeby na czas plażowy osiągnąć 30 - 32 st.
Prosto z "lutowej" Warszawy. Nic dziwnego, że szczęka opada... |
Plan wycieczki (część objazdowa) bardzo napięty, ale super atrakcyjny i ciekawy. Olbrzymia w tym zasługa naszej przewodniczki pani Joli - Polki mieszkającej od trzydziestu lat na Kubie, która nie tylko prezentowała nam kolejne punkty programu,ale też opowiadała o życiu na Kubie. Słowa podzięki należą się też naszemu... lokalnemu "przewodnikowi" Luicito - był naszym Aniołem Stróżem i prawdopodobnie takim prywatnym ochroniarzem - ochraniał nas przed ustrojem i ustrój przed nami ;-) .
A teraz więcej szczegółów, zapraszam do zwiedzania Kuby razem z nami!
Hawana! To trzeba zobaczyć! Poczuć zapach, posłuchać muzyki, spotkać ludzi, napić się rumu Habana Club i mojito. Jedzenie raczej nas nie powalało... [Chociaż lokalna woda (kranówa), może powalić. Trzeba mieć ze sobą smectę i probiotyk. A rum jest lekarstwem zapobiegawczym zalecanym w ilościach rozsądnych, na odmienną florę bakteryjną i dobry nastrój.]
Na lunch w Hawanie wybraliśmy danie o nazwie "ropa vieja", czyta się ropa wiecha, a znaczy... stara szmata. Mogliśmy zamówić kurczaka, krewetki czy rybę. Nie! Bierzemy "starą szmatę". Jak później zapoznałem się z przepisami, to może być smaczne... nasza była prawdziwą starą szmatą.
W Hawanie mieszkaliśmy dwa kroki od słynnego Maleconu, najdłuższego deptaka na świecie. Klimatyczne miejsce! Obok był słynny Hotel Nacional. Zachody słońca, pary, fale, stare samochody... Kupiliśmy tu najdroższe w naszym życiu jabłko od małego chłopca (tam to rarytas).
Hotel Nacional. Bywał tu Al Capone. |
Widok z naszego okna... |
Ja niestety od urodzenia mam kłopoty z rytmem, czego nie mógł znieść rodowity Kubańczyk i otrzymałem indywidualne korepetycje. Na zdjęciu ja i Luicito.
Potem ruszyliśmy na lajtowy (w nazwie oferty) objazd wyspy. Była farma krokodyli i przejażdżka motorówkami. Prawdziwa jaskinia indiańska, olbrzymie malowidło na skale gdzie obok w barze serwują najlepszą na Kubie Pina Coladę.
Sprawdzam czy ta Pina Colada nie jest przereklamowana |
Na szczególną wzmiankę zasługuje kubańska "autostrada"! Jechaliście kiedyś autostradą po której poruszali się rowerzyści i zaprzęgi konne? W nocy połowa samochodów jechała na światłach "długich", a druga połowa bez świateł... Były normalne skrzyżowania, a miejscami w lewo skręca się po prostu skręcając przez pas zieleni. Zdarzały się też samochody jadące "po prąd".
Kubańska prowincja jest bardzo uboga, ale w każdej miejscowości jest miejsce poświęcone Jose Marti.
Okna są bez szyb, bo po co? Musi jednak być bujany fotel. |
Mogoty i kogut. |
Szczególnego polecenia wymaga Cienfuegos i lezący obok Trynidad. Czas zatrzymał się tu dawno temu.
Cienfuegos
Cienfuegos
Cienfuegos
Trynidad |
Trynidad |
Trynidad |
Trynidad |
Trynidad |
Ostatnie dwa dni to było lenistwo w Varadero, klasycznym kurorcie nad oceanem typu All inclusive:).
Słońce niby "zimowe"... wydaje się niegroźne, jednak to tylko taka zmyłka - po godzinie, bez odpowiedniego kremu, można się nieźle spiec! Ja zabezpieczałem się nie tylko kremem. A od wewnątrz chłodziłem się napojami z lodem...
Ponieważ bez przepisu nie może się obyć, podaję przepis, sprawdzony u źródła, na najlepsze mojito na świecie! Nie takie z baru All inclusive!
Składniki:
1/2 limonki pokrojona w cienkie plasterki
1 łyżeczka cukru trzcinowego
1 garstka liści mięty
50g białego rumu Havana Club lub innego białego, ale ten jest najbardziej kubański
woda gazowana
lód kruszony
2 słomki
Do dużej szklanki (0,33l) wrzucić limonkę, cukier, miętę i dobrze ugnieść, aż puszczą sok. Dopełnić szklankę lodem, wlać rum i uzupełnić wodą. Dobrze wymieszać, aby cały cukier się rozpuścił.
Usiąść przy kaloryferze, włączyć płytkę Buena Vista Social Club, zamknąć oczy i spożywać...
Smacznego i miłych snów!
P.S.
Przepraszam za jakość filmików... blogspot się bardzo buntował. Zbyt dawno mnie tu nie było. Kara musi być ;)
P.S.' Więcej zdjęć z Kuby na moim FB gutfot