Chwilkę mnie nie było... W realu udało się jakiemuś "złemu człowiekowi" przysporzyć mi dodatkowych zajęć i trochę popsuć nastrój, robiąc kuku mojemu autku. Ale, to już "minięte"... A w tym samym czasie w wirtualu, dobrzy ludzie sprawili mi miłą niespodziankę wyróżnieniem... Równowaga musi być! Dzięki!
Dzisiaj podzielę się z Wami kolacją jaką zrobiłem w miniony piątek.
Na przystawkę cykoria z gorgonzolą, orzechami i winegretem. Danie główne to polędwiczki wieprzowe pieczone w musztardzie z gorczycą, ratatouille i pieczone ziemniaki (opisane wcześniej).
Zacznę od polędwiczek (przepis na polędwiczki i ratatouille pochodzi z książki "W kuchni u Kręglickich"), które trzeba zamarynować wcześniej (najlepiej dzień wcześniej). Marynata to: jedna cebula pokrojona w piórka, 4 ząbki czosnku w plasterkach, dużo tymianku i rozmarynu najlepiej świeżego (jak nie, to trochę więcej) sok z cytryny, łyżka miodu, sól i pieprz, i ok 1/2 szklanki oliwy. Niestety po marynowaniu, marynata ląduje w koszu... oczyszczone (jako tako) mięso obsmażam i w szkle/blasze do pieczenia obsmarowywuję grubo musztardą z gorczycą. To cacko wstawiam do piekarnika (180 st) na 20 - 25 minut. Po wyjęciu trzeba pokroić skośnie..., żeby jakiś bystrzejszy biesiadnik (u nas dzieci) nie chwycił całości na swój talerz...
Do tego państwo Kręgliccy polecają ratatouille... ja się z Nimi zgadzam w tej sprawie w 100%...
Robię ją troszkę inaczej niż Oni zalecają w książce, ale różnice w czasie smażenia warzyw niweluję odstępami w czasie wrzucania ich na patelnię. Pierwsza leci cebula, jak już się zeszkli leci papryka.
Hmm... trochę narodowo...
Potem cukinia...
Teraz bardziej włoska kolorystyka... chyba że jesteś kibicem...
Potem bakłażan. Na koniec czosnek i zioła, sól i pieprz. Jeszcze z 10 minut pod przykryciem i można serwować.
To danie główne... Przystawka jest z innej książki :) i będzie następnym razem. Nie wiem czy jutro, bo jutro jest Barbórki...
SMACZNEGO !