Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bakłażan. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bakłażan. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 24 września 2012

Ajvar

Właśnie się zorientowałem, że na początku września minęły mojemu blogczkowi trzy latka... Rozczuliłem się i zacząłem czytać swoje pierwsze wpisy. Przypomniałem sobie, że startowałem jako Gotowy na wszystko... ale po zapoznaniu się dokładniej z ciemniejszą stroną netu, stwierdziłem, że jednak nie na wszystko jestem gotowy ;)
W jednym z pierwszych postów pisałem o zapisaniu Basi na żeglarstwo... a potem już nie pochwaliłem zdolnej latorośli jak dwa lata temu zdała egzamin i otrzymała patent. Sorki córko!
A swoją drogą, to taki patent dla trzynastolatki, to jak suchary dla szczerbatego... żeby wypożyczyć łódkę trzeba być pełnoletnim. Nawet teraz jak wypożyczamy jednostkę pływającą to idziemy razem załatwiać formalności, bo ja mam 18 lat (znaczy skończone... kiedyś...), a Młoda ma patent.
Ja mam więcej  praktyki zero teorii, Młoda ma teorię, uprawnienia i trochę praktyki, i stanowimy świetny team.


A teraz Ajvar!
Czytałem o nim jakiś miesiąc temu u Agnieszki Kręglickiej w Wysokich Obcasach. Aż pachniało z gazety... Podobno ile gospodyń (i gospodarzy;) tyle przepisów, więc nie ma ściśle określonego przepisu ( jak przy pieczeniu ciasta). 
Ajvar, według ortodoksyjnych ajvarowców powinien być z samej papryki. Jednak dobrze robi ajvarowi bakłażan (chociaż bardzo lubię jego francusko-pochodną nazwę OBERŻYNA), czosnek i zioła. Ja ortodoksem nie jestem tym bardziej ajvarowym, więc zrobiłem tak:

3 kg czerwonej papryki
1 duża oberżyna
1 duża cebula
piekłem je w piekarniku, cebulę i oberżynę do miękkości, a paprykę do całkowitego zwęglenia skórki.
Basia oczyściła z pestek i skóry papryki, i je pokroiła, ja rozdrobniłem do gara oberżynę, cebulę, dwa pomidory bez skóry, trzy duże ząbki czosnku, dwie papryczki chilli, wlałem po dwie łyżki oliwy i aceto balsamico, sól i pieprz. Wszystko to z papryką dusiło się aż odparowało trochę wody.

Ortodoksi ajvarowi na Bałkanach duszą toto, aż warzywa się rozgotują. Robią to jednak na ognisku, w dużym towarzystwie zdrowo imprezując. Ponieważ nie miałem ochoty imprezować samemu, w kuchni nad garnkiem na palniku, potraktowałem ajvar delikatnie malakserem. Delikatnie! Tylko kilka bzzzzyknięć!
Gorące "zasłoiczkowałem".

Ajvar świetnie pasuje do pieczonych i grillowanych mięs i warzyw, do twarogu, na grzanki i do czego dusza (raczej język) zapragnie...
P.S. Pestki na zdjęciu pochodzą z bakłażana.

poniedziałek, 7 maja 2012

Szparagi z grila i pasta z bakłażana

Dzisiaj krótka migawka z minionego baaardzo dłuuugiego weekendu na "nawsi".
Pierwszą z kilku nowinek jakie u nas gościły były szparagi z grilla, z pikantnym sosem limonkowo - miętowym.
Drugą, kiopułu - pasta z grillowanego bakłażana prosto z Lawendowego Domu .

Szparagi zrobiłem z tego co miałem w głowie i w spiżarce. Przygotowane szparagi obtoczyłem w oliwie z oliwek i odrobinie ziół prowansalskich.
Na patelni rozpuściłem pół kostki masła i wrzuciłem otartą skórkę z limonki, posiekanych kilka listków mięty i papryczkę chilli, po chwili zdjąłem z palnika.
Przyprawiłem odrobiną soli i pieprzu. Szparagi grillowały się około 10 - 15 minut.
Polałem sosem i gotowe.
Dokładny przepis na pastę z bakłażana znajdziecie w Lawendowym Domu.
W mojej wersji jest to upieczony na grillu bakłażan (a dokładnie trzy) roztarty (ze skórą) z pięcioma ząbkami czosnku.
Jak widać na zdjęciach nie miałem dobrego sprzętu do rozcierania i moja pasta jest mało pastowa... Ale była pyszna. Następnym razem dam więcej czosnku :)

A teraz wiadomości z "nawsi".
Tak wygląda nasz "sad" a właściwie sadek...

A tak wyglądają okoliczne profesjonaliczne Sady, na które prawie każdego dnia rozpryskiwane są hektolitry najróżniejszych preparatów. Przypomnę Wam o tym jesienią ;)

środa, 12 października 2011

Moussaka... prosta i nie tłusta!

Ostatnio bardziej na topie są Węgry, ale byłem tam na urlopie i średnio mi się podobało, zwłaszcza jedzenie... Tłusto, ostro i trochę monotonnie... jak dla mnie. Ale o tym już wcześniej pisałem.

U mnie dzisiaj po grecku... też trochę nie na miejscu... ale kuchnie mają śródziemnomorską, a to lubię! Niestety w Grecji nie byłem... Byłem tylko raz kiedyś na Krecie, ale to podobno nie Grecja tak jak Korsyka to zupełnie co innego niż Francja albo Sardynia to nie Włochy... Muszę to sprawdzić! A do Grecji też jeszcze kiedyś da się pojechać ;)
Z Krety pamiętam masę pseudo-greckich knajp z nachalnymi naganiaczami, owszem miłymi kelnerami i masą "greckich" dań i trunków. Wtedy myśleliśmy, że to właśnie Grecja. Dopiero po powrocie dowiedzieliśmy się od stałych bywalców kreteńskich, że prawdziwych greckich knajp trzeba szukać z dala od turystycznych deptaków nad morzem. Teraz tak robimy i w innych krajach. Mądry Polak po szkodzie...
Zróbmy sami greckie jedzonko, na pewno będzie lepiej smakować niż to z greckich mcdonaldów.
Wiadomo że w oryginale jest jagnięcina mielona, ja robię z wołowego. I jeszcze jedna uwaga: zamiast bakłażana można użyć cukinii. Jest bardziej delikatnie a zgodnie z pierwowzorem :)
A! Jeszcze jedna zmiana. Nie wszyscy lubią beszamel, więc moja propozycja jest z zamiennikiem, też podobno akceptowanym. Ale jak według Was to już nie jest grecka moussaka tylko jakaś zapiekanka Gutka... to może też warto spróbować ;)
2 spore cukinie (jędrne)
2 duże pomidory
2 duże cebule pokrojone w plasterki
500g mięsa
1/4 łyżeczki ziół (np prowansalskich)
1/4 łyżeczki mielonego cynamonu
2 łyżki puree z pomidorów
3 łyżki siekanej natki pietruszki
1/2 szklanki wytrawnego białego wina
sól, pieprz

zamiast beszamelu:
1 opakowanie śmietany lub w wersji light gęstego jogurtu
2 łyżki tartego parmezanu lub podobnego sera
1/4 tartej gałki muszkatołowej
sól, pieprz

do posypania:
2 łyżki tartego parmezanu lub...
3 łyżki grubo kruszonej suchej bułki
pieprz

Cukinię pokroić w plastry 5 mm :) lekko posmarować oliwą, obsmażyć na rozgrzanej patelni.
Pomidory sparzyć, obrać ze skóry, pokroić na duże kawałki.
Rozgrzać piekarnik do 180 st. C
Na dużej patelni rozgrzać trochę oliwy włożyć cebulę i mięso, smażyć na małym ogniu rozgniatając mięso. Po kilku minutach dodać pomidory, zioła, cynamon, puree z pomidorów, natkę, wino, pieprz i zagotować. Zmniejszyć ogień i dusić 20 min.
Żaroodporne naczynie delikatnie posmarować oliwą, wyłożyć dno warstwą z połowy cukinii (na zakładkę jak wystarczy). Rozłożyć mięso z warzywami z patelni i przykryć resztą cukinii.
Na wierzchu rozprowadzić śmietanę /jogurt wymieszany z serem, gałką muszkatołową, solą i pieprzem. Posypać wymieszaną bułką z serem i pieprzem.
Zapiekać ok. 45 min. aż będzie barwy złocistej...
Można zrobić to samo danie w wersji ekonomicznej, tzn. nie w dużym naczyniu tylko w kokilkach. Wersja ekonomiczna polega na tym, że każdy z biesiadników dostaje jedną kokilkę i nie ma dokładek ;)

P.S.
Zachęcam do akcji biało-czerwona . Więcej informacji u Małgosi Głowackiej właśnie tam.

środa, 9 marca 2011

Tempura i fotoocena

Dostałem maila z propozycją oceniania blogów pod względem fotograficznym. Na pierwszy ogień rzucił się autor pomysłu - Atonii z Gotowania na gazie . Zrobiłem to mimo, że nie jest to wdzięczne zajęcie, a wręcz trudne i NIEwdzięczne :) Ale o tym możecie poczytać na moim drugim blogu.
Ocenianie zdjęć innych jest bardzo ryzykownym zajęciem. Dla ocenianego też, ale przede wszystkim dla oceniającego!
Kiedy chodziłem do szkoły średniej zaczytywałem się prasą fotograficzną. W latach 80-tych prasą fotograficzną był miesięcznik FOTO i kwartalnik FOTOGRAFIA, który ukazywał się raz lub dwa razy w roku. W FOTO publikowane były zdjęcia młodych fotografów, co bardzo zachęcało do działania. Szczególnym miejscem w miesięczniku, był dział pod tytułem foto - ocena. Tam, różne autorytety komentowały nadesłane zdjęcia. Był to najprostszy sposób na opublikowanie chociaż jednej fotki, nawet gdyby miała być "zjechana". Jako 13 - 14 latek miałem duże parcie na pierwszą publikacje w prasie i mimo nieśmiałości wysłałem fotoreportaż. Było to chyba sześć zdjęć z cmentarza powązkowskiego. Na pierwszym była brama wejściowa, na ostatnim fragment muru z zabitą dechami, nieużywaną bramą. Reszta to nastrojowe fotki zniczy, roślin, liści, nagrobków itp. Niestety nie załapałem się na publikację, ale dostałem list z foto - oceną... Pod listem podpisana była pani, znana zresztą do dzisiaj, dziennikarka, fotografka, autorka książek i różnych opracowań. Pani Anna Teresa (nazwiska nie podam) napisała mi taki list, że czytając go miałem duże wątpliwości czy dotyczy moich zdjęć! "Wiem o co chodziło... o ten odwieczny problem przemijania..." Ale mnie nie chodziło o żaden problem! Na zdjęciach był zabytek, fajnie według mnie pokazany... To były fajne, nastrojowe, czarno-białe fotki... Ale Pani Anna - Teresa dostrzegła "problem" z jakim chciałem się zmierzyć! Kurde: "co poeta miał na myśli!?!".  Tak sobie wtedy pomyślałem, że taki Mickiewicz czy Słowacki (nie żebym się porównywał ;) to jakby wstali z grobu i posłuchali co się opowiada o ich dziełach... padliby trupem! Bo co Mickiewicz miał na myśli opisując stepy akermańskie? Tęsknił za Litwą? A może po prostu tam było fajnie? (na stepach... hm! wątpliwe!)
Tak więc, nie słuchajcie co "mądre głowy" opowiadają o Waszych fotkach. Ważne żeby WAM się te zdjęcia podobały!
Inną rzeczą jest ocena techniczna i to starałem się zrobić u Antoniego.
No, ale po tak trudnych tematach ;) należy zrobić coś fajnego do jedzenia!
Na przykład TEMPURA!
Tempura kojarzy się z Japonią, a podobno pochodzi z... Portugalii.
Japońce by sami na to nie wpadli. Tempura to nie jest jakiś tam czip! To świetny pomysł na urozmaicenie jadłospisu. Najlepiej użyć do frytkownicy, ale można jak ja na dużej patelni. Trzeba tylko wlać duuużo oleju. No i nastawić się na duuuże sprzątanie :(((
Chyba nie ma ściśle określonych składników, których trzeba użyć. Pole do popisu dla artystów kuchennych...
Ja użyłem: ryby pokrojonej na kawałki (bez ości), krewetek obgotowanych i obranych, ogonków langustynek, bakłażana i cukinii pokrojonych w plastry, papryki czerwonej pokrojonej w paski, brokuła podzielonego na różyczki i niestety, rozmrożonej mrożonej fasolki szparagowej z powodu braku szparagów :(
Robimy ciasto naleśnikowe z 2 jajek, 2 szklanek wody i 2 szklanek mąki oraz szczypty soli.
Składniki zanurzamy w cieście i wrzucamy na chwilę na rozgrzany olej, zaczynając od warzyw, a kończąc na owocach morza i rybach.
Wpis ten powstał dzięki Gavinowi, mojemu australijskiemu kumplowi, z którym pracuję ostatnio nad zdjęciami do książki. Od Gavina podpatrzyłem też patent na to co widzicie jako "podkład". Jest to makaron ryżowy, który wrzuciłem na chwilkę na głęboki olej.
O Gavinie i książce napiszę więcej, kiedy już sprawa będzie bliska finału. A tym czasem SMACZNEGO!

wtorek, 2 marca 2010

Para pieczona, on i ona

Ale mi tytuł wyszedł! Aż sam się ubawiłem!
No, długo nic nie "prezentowałem"... ale, to nie znaczy, że nie bywałem TU. Czytywałem różne blogi, blogi bardziej i mniej zaprzyjaźnione...masę ciekawych rzeczy znalazłem. Rzadko coś wpisuję w komentarzach... bo co? mam zrobić dziesiąty wpis, że ładne i apetyczne... tak, ładne i apetyczne, ale już dziewięć osób to napisało! Chciałem tylko powiedzieć, że ja też Was obserwuję... jak Wielki Brat...
A dzisiaj były zapiekane cukinia i bakłażan. Miał być bakłażan, ale miałem tylko jednego i nie było w okolicy więcej. Ale, była cukinia.
Obydwa pokroiłem na plastry, posmarowałem oliwą i opiekłem. Zrobiłem sos: zeszkliłem (wow!) posiekaną dużą cebulę i trzy ząbki czosnku, wlałem duży kieliszek czerwonego wina (drugi wypiłem), odparowałem trochę, i dorzuciłem puszkę zmiksowanych lekko pomidorów. Z bakłażana i cukinii zostały skrajne plastry, więc posiekałem je drobniutko i do sosu. Pieprz, sól, coś ostrego... Potem, poprzekładałem, dodając troszkę tartego sera, a na górze bazylię i mozzarelle.
Polałem jeszcze oliwą i do piekarnika. 180 st. 5 - 8 minut, aż sery się przypieką...
Spożywać natychmiast! (bo mogą wpaść goście...)

czwartek, 3 grudnia 2009

Kolacja... czyli polędwiczki wieprzowe w musztardzie i ratatouille

Chwilkę mnie nie było...  W realu udało się jakiemuś "złemu człowiekowi" przysporzyć mi dodatkowych zajęć i trochę popsuć nastrój, robiąc kuku mojemu autku. Ale, to już "minięte"... A w tym samym czasie w wirtualu, dobrzy ludzie sprawili mi miłą niespodziankę wyróżnieniem... Równowaga musi być! Dzięki!
Dzisiaj podzielę się z Wami kolacją jaką zrobiłem w miniony piątek.
Na przystawkę cykoria z gorgonzolą, orzechami i winegretem. Danie główne to polędwiczki wieprzowe pieczone w musztardzie z gorczycą, ratatouille i pieczone ziemniaki (opisane wcześniej).
Zacznę od polędwiczek (przepis na polędwiczki i ratatouille pochodzi z książki "W kuchni u Kręglickich"), które trzeba zamarynować wcześniej (najlepiej dzień wcześniej). Marynata to: jedna cebula pokrojona w piórka, 4 ząbki czosnku w plasterkach, dużo tymianku i rozmarynu najlepiej świeżego (jak nie, to trochę więcej) sok z cytryny, łyżka miodu, sól i pieprz, i ok 1/2 szklanki oliwy. Niestety po marynowaniu, marynata ląduje w koszu... oczyszczone (jako tako) mięso obsmażam i w szkle/blasze do pieczenia obsmarowywuję grubo musztardą z gorczycą. To cacko wstawiam do piekarnika (180 st) na 20 - 25 minut. Po wyjęciu trzeba pokroić skośnie..., żeby jakiś bystrzejszy biesiadnik (u nas dzieci) nie chwycił całości na swój talerz...
Do tego państwo Kręgliccy polecają ratatouille... ja się z Nimi zgadzam w tej sprawie w 100%...
Robię ją troszkę inaczej niż Oni zalecają w książce, ale różnice w czasie smażenia warzyw niweluję odstępami w czasie wrzucania ich na patelnię. Pierwsza leci cebula, jak już się zeszkli leci papryka.
Hmm... trochę narodowo...
Potem cukinia...
Teraz bardziej włoska kolorystyka... chyba że jesteś kibicem...
Potem bakłażan. Na koniec czosnek i zioła, sól i pieprz. Jeszcze z 10 minut pod przykryciem i można serwować.
To danie główne... Przystawka jest z innej książki :) i będzie następnym razem. Nie wiem czy jutro, bo jutro jest Barbórki...
SMACZNEGO !