Kiedy dałem się namówić i zacząłem popełniać tego bloga, nie miałem pojęcia w co się ładuję!
Wczoraj i dzisiaj zwiedzałem okolicę... tzn. odwiedzałem blogi kulinarne. Jest ich taka masa... głowa boli. Ale większość tych, które odwiedziłem są tak prowadzone, że... chapeau bas. Na dodatek zdjęcia w nich zamieszczane chyba są zamawiane w agencjach fotograficznych specjalizujących się w fotografii kulinarnej :))) (zainteresowani wiedzą, kogo mam na myśli). A serio, to dobrze, że ich autorzy piszą blogi, a nie zajmują się zawodowo fotografią potraw, bo umarłbym z głodu... uf!
Ja swojej pisaniny nie zaliczam do blogów ściśle kulinarnych, ale jakiś przepis czasem wrzucę. I dzisiaj proponuję...
Jest to przystawka z J. Oliviera - pieczone cytryny! Przepis wart rozpropagowania...
Cytryny sparzone, wyszorowane itd. kroję na pół i odcinam piętki, wycinam miąższ. Do środka mały plasterek mozzarelli, taki żeby zakrył dno, na niego pół filecika anchovis (chodzi o anszua:-), pół pomidorka koktajlowego albo kawałek "normalnego", listek bazyli, sól, pieprz i szczyptę chili. Zakrywam drugim plastrem mozzarelli i do pieca na 10 - 15 minut. Miodzio!