Jestem, niestety głównie po za zasięgiem sieci (w dziczy),więc zbytnio się nie udzielam, za co bardzo przepraszam!
Mamy za sobą kilka dni w Krynicy, o czym wspominałem...
Mamy za sobą Węgry : Budapeszt i Balaton. O tym jeszcze nie wspominałem :) Teraz jestem z Franciszkiem na "nawsi" (już tak nie mówi :( ). ale o tym innym razem.
W tak zwanym między czasie ;) mieliśmy weekend na żaglach... ech!
Węgry dla nas to nie jest kraj szaleństwa kulinarnego... nie te klimaty. Gulasz-paprykarz w upale, to nie jest to co Gutki lubią najbardziej. Kiełbacha napchana papryką... no, raz może dwa. Pomidorów i sałaty jak na lekarstwo! Na inne też trzeba polować. Ryb... zero!
Mieliśmy za to wspaniałą pogodę. Czasem "za wspaniałą", bo do łażenia Budapeszcie mogłoby być troszkę mniej niż 38 st. C.
Zakotwiczyliśmy na dwie noce w Szetendre pod Budapesztem (taki trochę nasz Kazimierz nad Wisłą),
niepozornym ale bardzo miłym hoteliku.
W Szetendre trafiliśmy na Boże Narodzenie w połowie lipca.
muzeum świąt Bożego Narodzenia
Później skoczyliśmy nad Balaton do Balatonfured (to taka Krynica Morska ;) na kemping, pod namiot... a co?! Raz się żyje!
Później skoczyliśmy nad Balaton do Balatonfured (to taka Krynica Morska ;) na kemping, pod namiot... a co?! Raz się żyje!
ważenie wieczerzy na grillu
Miejsce bardzo fajne (chociaż moloch), ale gdybym miał wystawić ocenę to nie byłaby to 6, tylko raczej 5-/4+.
Teraz jest już dużo cieplej i nawet rozstawiliśmy basen. Siedzimy tu z Franciszkiem i odwrotnie niż "lud pracujący stolicy", na soboty i niedziele jeździmy do Warszawki :)
sory za ewentualne niedoskonałości wpisu, ale na nawsi mam słaby sygnał w komórce iłączenie się z internetem to duży sprawdzian mojej cierpliwości... :)
O piasku nad Balatonem zapomnijcie... najlepiej zabrać ze sobą, np wiślany. Jest za to muł... podobno leczniczy, ale mnie z niczego jakoś nie wyleczył.
wyżej z córką i tu synem podczas uprawiania sportów extremalnych
Było klawo. Uciekliśmy, po 10 dniach przed nadchodzącymi ulewami, które w drodze powrotnej deptały nam po piętach i spustoszyły Słowację i Podhale.
Na ostatnie dni rodzinnego wyjazdu skryliśmy się u nas na nawsi, żeby odpocząć po urlopie... Musieliśmy tylko troszkę cieplej się ubierać :(
Teraz jest już dużo cieplej i nawet rozstawiliśmy basen. Siedzimy tu z Franciszkiem i odwrotnie niż "lud pracujący stolicy", na soboty i niedziele jeździmy do Warszawki :)
P.S.
Bracia Madziarzy obraziliby się śmiertelnie gdybym nie wspomniał ich wspaniałych win, których całą gamę kosztowaliśmy... ;)sory za ewentualne niedoskonałości wpisu, ale na nawsi mam słaby sygnał w komórce iłączenie się z internetem to duży sprawdzian mojej cierpliwości... :)