piątek, 26 marca 2010

Cukinia zapiekana inaczej

"Są takie dni w tygodniu..." kiedy nie powinienem wchodzić do kuchni! To chyba dzisiaj... Najpierw, przy otwieraniu puszki pomidorów, część soku z środka wylądowało na mojej koszulce, potem łyżka wyślizgnęła mi się z ręki i wpadła z impetem do pomidorówki, a ta wystrzeliła fontanną na... (brawo! wygrała Pani lutownicę!) na moją koszulkę. Potem jeszcze tylko odlewając kluski... wylałem je na odwrotnie trzymane sitko... tego jeszcze nie grałem! Na kolację robię rybę... strach pomyśleć co może się wydarzyć :)))
A chciałem dziś zachęcić do zapiekanki z cukinii, którą zrobiłem według pomysłu Beaty z LAWENDOWEGO DOMU... Pycha i naprawdę wyjątkowa! Zapraszam tam po przepis, bo lepiej nie będę dzisiaj podawał żadnych.
Ja tylko, dodatkowo wepchnąłem, gdzie niegdzie połówkę pomidorka koktajlowego...

czwartek, 25 marca 2010

KAWAŁ... MIĘCHA !

W związku z powszechnym "maniemdość" zimy i powolnym następowaniem wiosny, kupiłem na balkon trochę zielonego z czerwonym i drugie, zielone z niebieskim ...

Polecam ... Duzo lepiej nam się zrobiło ...

Na stole gościło u nas ostatnio bardzo eleganckie bydle ...
Na urodziny dostałem od Pascala prezent.., ładną papierową torebkę,trochę ciężkawą ... W środku "coś" zawinięte we francuską gazetę ... miękkie i zimne ... hmm ...
Były to trzy wielkie steki wołowe z ĄNTRRIKOTT:) marki, yyy znaczy się rasy, LEMUZZĘ:). Tak, mniej więcej (raczej mniej) to się wymawia, po naszemu: antrykot z limuzyny.
Ponieważ, jak zaznaczył Pascal, mięso bylo za świerze, trafiło do zamrażalnika i czekało ... (dwa miesiące :)
Dla nas, w kraju nad Wisłą, pojęcie rasy krowy z jakiej jest wołowina w garnku, to zupełna abstrakcja. Wyobrażam sobie reakcję pana w sklepiku na bazarku, kiedy przychodzę i pytam czy ma antrykot z wołowiny rasy limuze ... Przecież nie sprzedałby mi juz nigdy nawet pasztetowej ! Ale ...! właśnie sprawdzałem poprawną pisownię tej rasy i znalazlem takie ogłoszenie: Bydło. sprzedam 7 sztuk jałówek limuze 100% po francuskich rodzicach ...(Na Stronie sprzedambyka.pl). No proszę, może spróbuje jednak na bazarku ...
Nasza limuzyna doczekała się rozmrożenia. Poleżała jeszcze w lodówce dobę, po pieprzona, ale nie po solona.
Przygotowałem specjalnie dla niej masełko. Miękkie masło (1 / 4 kostki) wymieszałem z łyżką musztardy Dijon, posiekaną bazylią, ząbkiem czosnku, solą i pieprzem. "Uformowałem" wałeczek ... i go schłodziłem ...
Wołowinę, z braku grilla w domu, wrzuciłem na bardzo rozgrzaną patelnię (grillową). Bardzo krótko, bo lubimy raczej bardziej niż mniej krwiste( tyle minut z każdej strony ile centymetrów grubości). Ale nawet jak kto lubi wysmażone, do tez krótko! Trochę dłużej, ale krótko, bo jak będzie za długo, to nie da się ugryźć:)
Z młodymi ziemniakami, upieczonymi z czosnkiem i tymiankiem, oraz z ciężkim czerwonym winem... BAJKA!

piątek, 19 marca 2010

Potrawka z kurczaka... i słówko o Kredce...

Potrawka z kurczaka jest jednym z moich (i nie tylko) ulubionych dań. Jednym ze  "sztandarowych"...
Zanim, jednak o potrawce (niecierpliwi mogą przewinąć), muszę nadrobić zaległości... Jest członek naszej rodziny do tej pory trochę pomijany w blogu... Najmłodszy, i "ostatni w naszym łańcuchu pokarmowym"... KREDKA! Trafiła do nas jako trzy miesięczna pierdółka. Nie ma rodowodu, ani nawet bliżej określonej rasy pochodzenia...
Początkowo, "psi znawcy" obstawiali w stronę Nowofunlanda...
Kredka nic się tym nie przejmowała tylko rosła... Rosła w zastraszającym tempie i była co raz silniejsza...
Zdarzył nam się raz kleszcz... i oczywiście taki z najgorszymi choróbskami... było nieciekawie... kroplówki po dwie godziny, antybiotyki itd... ale daliśmy radę!
Bardzo podniosła nam częstotliwość użycia odkurzacza i mopa... Taka długa sierść jest zabójcza...
Postanowiliśmy zmienić to i nasza Kredka stała się DAMĄ... Zrobiliśmy z niej... sznaucerkę...
Chociaż nie zawsze zachowuje się jak dama...
Mnie obrała sobie za pana (chociaż oficjalnie jest psem Basi i jej największą pupilką), ciekawe dlaczego? Fakt, ja z nią chodziłem na kroplówki, ja ją dyscyplinuję i jeszcze różne takie, ale Kredka chyba po prostu lubi moją kuchnię... dosłownie i w przenośni...
Kiedy kroję np. cebulę, nie przejawia najmniejszego zainteresowania i leży na posłaniu z nogami na ścianie... ale kiedy przechodzę do krojenia jej ulubionej marchewki już jest w pozycji gotowej do startu... Kiedy zaczynam wycinać żyłki z mięsa... i nadal jej nie wołam... przyjmuje pozycję w progu kuchni... (do środka nie wolno wchodzić kiedy pan się krząta).
Wszystko bacznie obserwuje, mam nadzieję, że dużo się już nauczyła...
Na przykład potrawki z kurczaka.
Można użyć całego, pociętego kurczaka, można, tak ja wolę tylko pewnych części np podudzi. Kurczaka obsmażam w żaroodpornym garnku, oprószam mąką, wlewam szklankę białego wytrawnego wina (nie zapomnijcie spróbować czy nie jest kwaśne :)), dokładnie zeskrobuję przypieczone kawałki z dna (bardzo ważne! to jest smak, pozostawiony - przypali się i będzie FE!) dolewam ze dwie szklanki rosołu domowego. Mieszam, dodaję bouquet garni :), sól, dużą szczyptę białego pieprzu.
Przykrywam i gotuję na małym ogniu około pół godziny...
W tym czasie na patelni obsmażam grzyby na maśle z sokiem z cytryny ( dobrze jak są to leśne, nawet rozmrożone, jak nie, to z pieczarkami też jest pycha!). Po grzybach na patelnię trafiają cebulki. Ideałem byłyby małe cebulki (ze dwadzieścia!) ale mogą być duże pokrojone na połówki lub ćwiartki, z odrobiną wody i cukru. Kiedy kurczak "dochodzi", wyjmuję bukiet i wrzucam grzyby i cebulki. Jeszcze chwilę razem... potem trochę tłustej śmietany...

Na koniec natka pietruszki i chwila odpoczynku pod przykryciem...
Uff! Z bagietką, sałatą z winegretem lub wstążkami cukinii i białym winem robi się wytworne danie! Bardzo polecam.
Jest to lekko zmodyfikowany przepis z "Wyśmienitej kuchni francuskiej" na specjalne życzenie Agnieszki, mamy mojego najmłodszego z wielu chrześniaków, która kosztowała i chyba jej smakowało...
PS.
Chciałbym zachęcić wszystkich posiadaczy małych i dużych piesków do akcji "SPRZĄTAM PO MOIM PSIE"
My sprzątamy! A jak się nie sprząta... tu nie miejsce na takie fotki, ale jest u mnie na Facebooku...

piątek, 12 marca 2010

Kulki rybne

Padło na rybki...

Stwierdziłem dzisiaj , że moje dzieci są za bardzo rozpuszczone! Jedzeniowo... A to roladki z kurczaczka, a to szaszłyczki, albo polędwiczki, albo rybka pod mozzarellą... a najchętniej carpaccio z polędwicy lub mule (to Basia!). BASTA! Nie miałem dzisiaj czasu i ochoty na kucharzenie, więc kupiłem opakowanie "SMAKOSZKÓW"... kotleciki rybne firmy Dal Pesca... Ładna fotka na pudełku, kolorowe literki, kształt rybek... no dla dzieci! Do tego zrobiłem domowe frytki (na szczęście!).
Zagoniłem rebiatę do stołu i zaserwowałem! Po chwili patrzę... frytki znikają, a rybki... nie. "Delikatnie" zachęciłem potomstwo do jedzenia pięknych rybek. Franciszek stwierdził, że jemu bardziej przypomina "to" żarówki, a Basia, że baloniki... no może i tak, ale wcinajcie! Niestety nic z tego! W końcu sam spróbowałem... UPS!!! No, dobra! Zjedzcie tylko frytki! Za dwie godziny musiałem zrobić tosty, bo potomstwo głośno domagało się zapełnienia brzuszków... Tak to jest, lenistwo nie popłaca, a wszystkich ostrzegam przed wyżej wymienionym produktem ! NIEJADALNE! Nie dałem nawet naszej Kredce, bo pewnie i tak by nie ruszyła.
Niestety, nie zawsze można jadać kuleczki rybne handmade, które były ze trzy tygodnie wcześniej...
A kuleczki robi się tak jak pulpety. Jako ryby użyłem kostek z łososia, tylko je rozmroziłem i rozdrobniłem ździebko. Wymieszałem z posikaną cebulą, natką, oregano, solidną garścią pokruszonej suchej bułki, jajkiem, pieprzem, solą i odrobiną pasty paprykowej. Mokrymi rękoma zrobiłem kuleczki i obsmażyłem.

Polałem sosem pomidorowym (zeszklona, posiekana cebula, czosnek, duszone z pomidorami z puszki z ziołami) i posypałem tartym serem.

Potem wystarczy zapiec, aż ser się dobrze przyrumieni.

Serwowałem z brokułami i gnocchi z ricotty i bazyli, ale troszkę wyszły mi zbyt "luźne" (co widać), więc dzisiaj nie będę się nimi chwalił...
Można zrobić takie kulki z mięsem. Też dobre...

wtorek, 9 marca 2010

Kurcze i kokardki

Dzień dobry. Dzień dobry. O przepraszam! Witam, witam! Zapraszam i rozgośćcie się! Panią też witam!
Widzę, że ostatnio zrobił się tu u mnie spory ruch. Wszystkich serdecznie witam! Dostaję też mnóstwo ciepłych słów i zachęty do dalszego działania. Naprawdę bardzo, bardzo dziękuję! Dla niektórych jest na pewno dużym zaskoczeniem, że ja piszę blog, a zwłaszcza taki bardziej kulinarny... Największym zaskoczeniem byłoby to dla moich Pań Polonistek ze szkół (ukłony). Dla mnie to jest zaskoczeniem i na pewno moja mama patrząc "z góry" jest bardzo zaskoczona... Moja "twórczość pisarska" w czasach szkolnych, wskazywała, że powinienem zatrudnić się na poczcie i odpłatnie układać ludziom telegramy. Wróżono mi w tym zawodzie wielkie sukcesy...
No to teraz telegraficznie!

Paski kurczaka zamarynować w pesto. STOP. Pieczarki obsmażyć. STOP. Makaron ugotować. STOP. Kurczaka usmażyć. STOP. Pomidorki koktajlowe pokroić. STOP. Wszystko wymieszać na patelni dodając trochę pesto i podgrzać. STOP. Podawać! STOP. Nie, nie stop tylko jeść bo wystygnie!
Coś podobnego widziałem u Pascala Brodnickiego, tylko że z jakimiś kostkami... :)

poniedziałek, 8 marca 2010

DONOS, WYWIAD, PYCHA!

"-co Wy tam piszecie?
 - DONOS !
 - DO NOS?!?!
 - nie DO WOS, tylko NA WOS !"
Tak bywało... , ale i na mnie ktoś napisał... ( i dzięki:)
I odezwał się do mnie WYWIAD !
Bywa, że się jakiś do mnie odzywa, ale zawsze chciał współpracy w wywiadywaniu kogoś...
Efekty takiej współpracy bywały różne. Czasem było wesoło, czasem groźnie... kiedyś stanąłem oko w oko z niedźwiedziem syberyjskim (na szczęście było to w towarzystwie Państwa Gucwińskich,a bestia w pozycji pionowej obejmowała mnie pod kolanem...).
Czasem wywiaduje się kogoś zagranicznego.


I wtedy to jest WYWIAD zagraniczny...
Ale, pierwszy raz WYWIAD zainteresował się mną ! (czy może to jest kontrwywiad...)
No, cóż... nie powiem! Miłe...
A... coś jeszcze miało być o PYSZE czy o PRÓŻNOŚCI... nie wiem...
PS
Wszystkiego najlepszego wszystkim Paniom!


wtorek, 2 marca 2010

Para pieczona, on i ona

Ale mi tytuł wyszedł! Aż sam się ubawiłem!
No, długo nic nie "prezentowałem"... ale, to nie znaczy, że nie bywałem TU. Czytywałem różne blogi, blogi bardziej i mniej zaprzyjaźnione...masę ciekawych rzeczy znalazłem. Rzadko coś wpisuję w komentarzach... bo co? mam zrobić dziesiąty wpis, że ładne i apetyczne... tak, ładne i apetyczne, ale już dziewięć osób to napisało! Chciałem tylko powiedzieć, że ja też Was obserwuję... jak Wielki Brat...
A dzisiaj były zapiekane cukinia i bakłażan. Miał być bakłażan, ale miałem tylko jednego i nie było w okolicy więcej. Ale, była cukinia.
Obydwa pokroiłem na plastry, posmarowałem oliwą i opiekłem. Zrobiłem sos: zeszkliłem (wow!) posiekaną dużą cebulę i trzy ząbki czosnku, wlałem duży kieliszek czerwonego wina (drugi wypiłem), odparowałem trochę, i dorzuciłem puszkę zmiksowanych lekko pomidorów. Z bakłażana i cukinii zostały skrajne plastry, więc posiekałem je drobniutko i do sosu. Pieprz, sól, coś ostrego... Potem, poprzekładałem, dodając troszkę tartego sera, a na górze bazylię i mozzarelle.
Polałem jeszcze oliwą i do piekarnika. 180 st. 5 - 8 minut, aż sery się przypieką...
Spożywać natychmiast! (bo mogą wpaść goście...)