Tu Wasz specjalny wysłannik do stolicy polskich Tatr! Jesteśmy tu specjalnie dla Was! (Koszty i numer konta podam po powrocie) Trafiliśmy do Zakopanego szukając zimy. Znaleźliśmy Ją tu i staramy jak możemy korzystać z jej dobrodziejstw. Niestety są też minusy. Kilka razy dziennie muszę odśnieżać samochód, że nie wspomnę o zamarzniętych drzwiach.
Mieszkamy w przytulnym domku i inwestujemy w naukę Franciszka jazdy na nartach (nawet jak nie widać nart).
Serów ci tu dostatek, chociaż zniknęły oscypki...
Jest okej!
Trzeci raz...
F na naukach. Musiałem je baaardzo rozjaśnić żeby było coś widać ;)
Blog nie tylko kulinarny. O mnie i rodzinie, i trochę o pracy...? i o DOBRYM jedzeniu... w prosty sposób! I trochę wspomnień...
środa, 25 stycznia 2012
czwartek, 19 stycznia 2012
Kiszone... cytryny dla kurczaka z Maroka
No i znów muszę się tłumaczyć z tak długiej nieobecności... A więc byłem zajęty bo ... były święta? Tak to jest dobre usprawiedliwienie! Bo było Boże Narodzenie i Nowy Rok, i musiałem robić zakupy... i planować, i gotować, piec, marynować, peklować, smażyć, a do tego dzieci miały ferie świąteczne i musiałem... organizować im czas i robić obiadki...
Brzmi przekonująco! Połowa to nawet prawda, a druga połowa to zwykły leń. Później padł mi laptop... Powiedział: Nie używasz mnie to padam! I padł dysk. Dysk mam już nowy, dane udało się odzyskać, więc Go używam ze strachu żeby i ten się nie obraził.
A koniec roku był naprawdę bardzo pracowity. Byłem na przykład w więzieniu, a dokładnie w areszcie na Rakowieckiej.
Na szczęście zawodowo i mam nadzieję, że będę mógł tam znaleźć się jeszcze raz i potem, zaprezentować Wam małą podróż w lata powojenne.
Wracając do kuchni...
Dostałem maszynkę do mielenia mięsa. Taką prawdziwą, dużą (8), z piękną czerwoną rączką i po prostu musiałem zrobić na święta pasztet.
Pasztet jaki robiła moja babcia Bronia (cały czas próbuję odnaleźć tamten smak). Kiedyś o nim pisałem, ale teraz wprowadziłem pewne zmiany. Mięsa piekłem na blasze w piekarniku bez podlewania ich i przykrywania (soki które puściły wystarczą), zwiększyłem ilość i różnorodność mięs, a zamiast czerwonego wina dałem 50 g Brendy.
Ponieważ pieczenie i mielenie odbyło się sporo przed świętami, a mrożenie pasztetu nie robi mu dobrze, zamroziłem zmieloną "pulpę". Dzień przed Wigilią rozmroziłem, dodałem jajka i upiekłem. Oczywiście był pyszny! :)
A teraz coś nowego!
Idealny na rodzinny obiad. Inny niż wszystkie, chociaż wygląda podobnie.
Smak... egzotyczny!
Kurczak marokański!!!
Kurczak jak kurczak...:) Natarty cynamonem i kurkumą (delikatnie), nafaszerowany tymiankiem i ... gotowaną, gorącą cytryną, kilka razy nakłutą (to za radą J. Oliviera). Lekko obsmażony na patelni, podlany dwoma szklankami wywaru drobiowego i łyżką miodu, z plasterkami cebuli i garstką oliwek. Jeszcze tylko trzeba zetrzeć kilka centymetrów świeżego imbiru. To już prawie wszystko. Prawie! Najważniejsze są kiszone cytryny! Na jednego kurczaka potrzeba dwóch (cytryn :). Proste, prawda? (Podajemy posypawszy świeżą kolendrą)
W Maroku nie ma paskudnych, chlapiastych zim, więc nie wiem skąd u Nich taki posiłek idealny na polski styczniowy wieczór...
No, dobra teraz zasadnicze pytanie: gdzie robią kiszone cytryny? Niestety w Maroku.
A robią je tak. Przepis z książki Arkad "KUCHNIA ŚRÓDZIEMNOMORSKA" z moimi poprawkami :).
Cytryny (i/lub limetki) należy delikatnie otrzeć im skórkę, poprzecinać na krzyż prawie do końca. Środek natrzeć solą (sól gruboziarnista morska lub kamienna). Wkładamy je ciasno do słoja, zasypujemy do połowy solą z ziarnami pieprzu, liśćmi laurowymi, kawałkami kory cynamonu, kilkoma goździkami, pokruszoną ostrą papryczką. Cytryn musimy mieć więcej żeby wycisnąć z nich sok i dopełnić nim słoik. Zamykamy i dostawiamy na dwa tygodnie, codziennie potrząsając. Przynajmniej pół roku mamy na spożycie. Trzeba je tylko trochę otrząsnąć z soli i mniej solić kurczaka, "bo zupa będzie za słona" :)
Brzmi przekonująco! Połowa to nawet prawda, a druga połowa to zwykły leń. Później padł mi laptop... Powiedział: Nie używasz mnie to padam! I padł dysk. Dysk mam już nowy, dane udało się odzyskać, więc Go używam ze strachu żeby i ten się nie obraził.
A koniec roku był naprawdę bardzo pracowity. Byłem na przykład w więzieniu, a dokładnie w areszcie na Rakowieckiej.
Na szczęście zawodowo i mam nadzieję, że będę mógł tam znaleźć się jeszcze raz i potem, zaprezentować Wam małą podróż w lata powojenne.
Wracając do kuchni...
Dostałem maszynkę do mielenia mięsa. Taką prawdziwą, dużą (8), z piękną czerwoną rączką i po prostu musiałem zrobić na święta pasztet.
Pasztet jaki robiła moja babcia Bronia (cały czas próbuję odnaleźć tamten smak). Kiedyś o nim pisałem, ale teraz wprowadziłem pewne zmiany. Mięsa piekłem na blasze w piekarniku bez podlewania ich i przykrywania (soki które puściły wystarczą), zwiększyłem ilość i różnorodność mięs, a zamiast czerwonego wina dałem 50 g Brendy.
Ponieważ pieczenie i mielenie odbyło się sporo przed świętami, a mrożenie pasztetu nie robi mu dobrze, zamroziłem zmieloną "pulpę". Dzień przed Wigilią rozmroziłem, dodałem jajka i upiekłem. Oczywiście był pyszny! :)
A teraz coś nowego!
Idealny na rodzinny obiad. Inny niż wszystkie, chociaż wygląda podobnie.
Smak... egzotyczny!
Kurczak marokański!!!
Kurczak jak kurczak...:) Natarty cynamonem i kurkumą (delikatnie), nafaszerowany tymiankiem i ... gotowaną, gorącą cytryną, kilka razy nakłutą (to za radą J. Oliviera). Lekko obsmażony na patelni, podlany dwoma szklankami wywaru drobiowego i łyżką miodu, z plasterkami cebuli i garstką oliwek. Jeszcze tylko trzeba zetrzeć kilka centymetrów świeżego imbiru. To już prawie wszystko. Prawie! Najważniejsze są kiszone cytryny! Na jednego kurczaka potrzeba dwóch (cytryn :). Proste, prawda? (Podajemy posypawszy świeżą kolendrą)
W Maroku nie ma paskudnych, chlapiastych zim, więc nie wiem skąd u Nich taki posiłek idealny na polski styczniowy wieczór...
No, dobra teraz zasadnicze pytanie: gdzie robią kiszone cytryny? Niestety w Maroku.
A robią je tak. Przepis z książki Arkad "KUCHNIA ŚRÓDZIEMNOMORSKA" z moimi poprawkami :).
Cytryny (i/lub limetki) należy delikatnie otrzeć im skórkę, poprzecinać na krzyż prawie do końca. Środek natrzeć solą (sól gruboziarnista morska lub kamienna). Wkładamy je ciasno do słoja, zasypujemy do połowy solą z ziarnami pieprzu, liśćmi laurowymi, kawałkami kory cynamonu, kilkoma goździkami, pokruszoną ostrą papryczką. Cytryn musimy mieć więcej żeby wycisnąć z nich sok i dopełnić nim słoik. Zamykamy i dostawiamy na dwa tygodnie, codziennie potrząsając. Przynajmniej pół roku mamy na spożycie. Trzeba je tylko trochę otrząsnąć z soli i mniej solić kurczaka, "bo zupa będzie za słona" :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)