czwartek, 18 lutego 2021

"Kisiel" i ... kiedy przyjść na zdjęcia

 No to wracam!

Miało być trochę inaczej, to będzie! Dzisiaj wspominki zawodowe. A, że nijak nie potrafię połączyć Stefana Kisielewskiego z żadnym moim przepisem kulinarnym, będzie tylko o "Kisielu" Stefanie Kisielewskim . Jedzonko w następnym wpisie.

 Wspomnienie z początków pracy fotografa czy może trochę fotoreportera.

Kiedy miałem lat dwadzieścia z malutkim okładem, pracowałem w szpitalu na Banacha w pracowni foto. Robiłem zdjęcia w czasie operacji, sekcji i takie tam... ale o tym kiedy indziej. Współpracowałem też (starałem się) z prasą. Ojciec mojego przyjaciela z dzieciństwa pracował w odrodzonym "Po prostu - tygodniku studentów i młodej inteligencji":) Czasem proszono mnie o zrobienie zdjęcia jakiegoś budynku, miejsca itp. Jednak pewnego dnia dostałem zlecenie na sesję portretową Stefana Kisielewskiego "Kisiela". 

WOW!

Dostałem adres i datę oraz godzinę (ok. 20.00) o której jestem umówiony. Przed wizytą miałem zadzwonić! Przypomnę tylko, że nie było komórek (heloł to był początek lat 90'.). 

Pan Kisielewski mieszkał w Al. Szucha. Wysiadłem z autobusu na Trasie Łazienkowskiej przy Marszałkowskiej. Na górze, na zewnątrz poczty, były automaty telefoniczne na monety. Elegancko, pół godziny przed umówioną godziną wybrałem numer mojego modela... Czyli, była godzina 19.30! O tej godzinie rozpoczynał się Dziennik Telewizyjny (jedyne ówczesne źródło informacji). Kisiel odebrał telefon i od razu otrzymałem ostrą reprymendę. Jak mogę dzwonić w czasie DT?! Przeprosiłem i umówiliśmy się zaraz po. Miałem z 15 minut na wizytę i zdjęcia. Ręce trochę mi się trzęsły, ale efekt został zaakceptowany przez zleceniodawcę. 

Do dzisiaj godzina 19.30 źle mi się kojarzy! 

                     


Oświetlenie zastane. Negatyw cz-b ISO 400 forsowany na 800 lub 1600.

Stefan Kisielewski zmarł rok później.



środa, 3 lutego 2021

Witam serdecznie! Jeszcze tu jestem!

 Oj, dawno mnie tu nie było! Od pewnego czasu mam wyrzuty sumienia, że porzuciłem moje blogowe dziecko, które skończyło już jedenaście lat. Nie do końca jest to prawdą. Nic nie publikowałem, ale bardzo często tu zaglądam i korzystam ze swoich zapisków (mam nadzieję, że nie tylko ja).

Mam pewien pomysł na dalsze wpisy i kontynuacje "dzieła", zmieniając trochę (!) tematy opowieści. Ponieważ, dzieci trochę wyrosły i nie są już tak wdzięcznym tematem, spróbuję trochę inaczej. 

Zobaczymy co z tego wyjdzie...

Dzisiaj "zarzucam wędkę". 

Czy ktoś tu jeszcze zagląda?  Proszę o jakiś odzew w komentarzach.

Teraz dla zachęty apetyczne, mam nadzieję, mandarynki i nie tylko.

Coś z nich ugotuję...