Podróże kształcą. A każde kolejne miasto zachwyca – każde czymś innym. Miasta mają swój urok, niezaprzeczalny. O ilu z nich mówi się, że nigdy nie śpią? Czasem wydaje mi się, że ciekawszą wycieczką jest ta w głąb urbanistycznej dżungli niż do rzeczywistego lasu deszczowego. Miasta na każdym kroku zaskakują. Tak samo ta książka. Swoją niedoskonałością. Zacznę od drobnego oszustwa – Nowy Jork i Moskwa wymagają od nas minimum siedemdziesięciu dwóch godzin, dodatkowa doba. Ja bym mogła w nich zamieszkać (jak i dziesiątkach innych – kto wie, może jedno miasto na jeden miesiąc? Kwiecień w Wiedniu, maj w Krakowie, czerwiec w Bergen, lipiec w Londynie, sierpień w Wenecji, wrzesień w Paryżu, październik w Nowym Jorku, listopad w Budapeszcie, grudzień w Singapurze, styczeń w Tokio, luty w Kopenhadze, marzec w Berlinie…), więc to mi nie przeszkadza, jednak skoro książka mówi, że godzin jest czterdzieści osiem, niech będzie tyle i koniec. Poza tym co to za książka o wspaniałych mias...