"Zatrute ciasteczko" - Alan Bradley
Flavię de Luce zna chyba każdy – przynajmniej z widzenia. Po boomie na nią, jaki zapanował jakiś czas temu na blogach, ciężko nie kojarzyć przynajmniej, kim ona jest. Wtedy nie dałam się ponieść modzie i na swoją przygodę z jedenastoletnią chemiczką Flavią poczekałam dłuższy czas. Dziewczynka postrzega świat poprzez chemię – to jest chyba najlepsza część książki, a może cecha. Ja sama w wieku jedenastu lat marzyłam (oprócz otrzymania listu z Hogwartu), by być chemikiem, mieć laboratorium i przeprowadzałam różne eksperymenty (w wyniku jednego podpaliłam kiedyś stół, ale wiem o tym tylko ja). Raz stworzyłam nawet różowy atrament! Ale Flavii nie zadowalają takie dziecinne zabawy. Ona zajmuje się czymś poważniejszym – truciznami. Muszę przyznać, że właśnie ta jedna rzecz mnie przyciągała do „Zatrutego ciasteczka”. I opis, i recenzje. Jednak moje własne spotkanie okazało się mniej fascynujące. Pół książki było miło, ale ciągnęło się niczym krówka mordoklejka i ciężko było rusz...