"Japoński strumień zdrowia. Autoterapia z wykorzystaniem tradycyjnej wiedzy ludowej" - Ingrid Schlieske
Niezdrowo interesuję się medycyną alternatywną. Może dlatego, że jestem najprawdopodobniej hipochondryczką, która uważa, że leki jej szkodzą, więc szukam innych dróg ku zdrowiu. Generalnie jestem skłonna uwierzyć we wszystko, jeśli zostanie mi podane w zjadliwej formie. "Japoński strumień zdrowia" nie został i z osoby z pozytywnym nastawieniem stałam się ogromną sceptyczką. Wierzę, że na ludzkim ciele są punkty, których uciskanie może pomóc, dlatego też ta książka była jakby odpowiedzią na moje wołania. Niestety autorka zdołała mnie już na początku (czyli przez pierwszych sześćdziesiąt stron) zdenerwować. Nieustannie powtarzała to samo i próbowała mnie - osobę, która z własnej woli sięgnęła po tę książkę z chęcią jej przeczytania, a następnie wprowadzenia zawartych w niej rad w życie - przekonać, żebym czytała, nie była sceptyczna i że to działa i dokonuje cudów. Gdybym nie wierzyła, że działa, to trzymałabym się od niej z daleka. Po tym przydługim wstępie chciałam ją odłożyć...