Recenzje filmowe - Weekend (17)
Wcześniej
ukazały się recenzje filmów: Gran Torino (1), Bogowie (2), Chłopiec na rowerze (3), Pokłosie
(4), Grzechy ojca (5), Operacja Argo (6), Bóg nie umarł (7), Jestem (8), Ida
(9), Dwa dni, jedna noc (10), Wątpliwość (11), Gabriel (12), Wiek Adaline (13),
Choć goni nas czas (14), W obcej/cudzej skórze (15), Chce się żyć (16)
Dziś:
Weekend – Polska; 2011
reż. Cezary Pazura
wyst. Paweł Małaszyński, Michał Lewandowski, Jan Frycz, Antoni
Królikowski, Małgorzata Socha, Olaf Lubaszenko
O
co tyle hałasu!
Nie rozumiem!
Psy i koty wieszają na Cezarym, a Cezary Pazura zrobił zupełnie fajny film.
Wyrażenie „fajny” jest tu jak najbardziej na miejscu, bo film był pastiszową
komedią, zrobioną z następującego miszmaszu: Matrixa, Desperado, Pulp Fiction,
Kill Billa. Dlatego ta komedia nie miała być bardzo dobra (mogła, ale nie była),
nie miała być dobra (momentami była), natomiast miała być po prostu fajna (i
była). Moim skromnym zdaniem, a nie silę się przy tym na oryginalność, jak co
niektórzy - z łaski pracodawcy - krytycy, którzy wręcz muszą krytykować, bo nie
mogliby sobie potem spojrzeć w oczy, uznaję pracę Pazury (faktycznie trochę trudno
mi tutaj użyć słowa „dzieło” Pazury) za całkiem udaną. I nie będę krytykować reżysera tylko dlatego, że
już najwyższy czas, by go skrytykować, bo zaczęło się robić nudno. Ma facet
talent komediowy, to niech nim szafuje. Ktoś zazdrości? No, dobrze, to tyle, jeśli
chodzi o moją reakcję na negatywne opinie o filmie pana Cezarego. Uff, chyba wykonałam
kawał dobrej roboty.
A teraz do
dzieła. Oczywiście „Weekend” nie błyszczy blaskiem diamentu. Ale po co miałby błyszczeć?
Miał bawić, przecinek śmieszyć, przecinek lekko prześmiewać, a także przejaskrawiać
znane z innych obrazów filmowych sceny, teksty, zachowania, intrygi i to robił,
parodiując może nie zawsze nad wyraz celnie, ale przeważnie tak. I tyle. Owszem,
mnie też raziła niezwykła częstotliwość występowania tu brzydkich słów,
niesmacznych i erotomańskich dowcipów, ale wiedząc, że pastisz polega na eksponowaniu
w dwójnasób tego, o czym ma opowiadać, pogodziłam się łatwo z tym faktem.
Nie mogę się też
zgodzić z opinią szanownych panów krytyków, którzy twierdzą, że film nie ma
fabuły, a jeśli ją już ma (zdecydujcie się, panowie: ma fabułę czy jej nie ma) to
nielogiczną. „Weekend” ma fabułę, ma także zwroty akcji, ma też dowcip całkiem stylowy
i dystyngowany, np. „Nigdy pana tutaj nie widziałem. Och, to pewnie dlatego, że
jestem tu po raz pierwszy”. Czyż to nie urocza wymiana zdań? I taka
inteligentna. A jak doskonały jest na ekranie Jan Frycz, który dwoi się i troi,
by zrobić prawdziwego glinę z ciamajdy Królikowskiego Antosia. Cymes. Małaszyński
nie śmieszy? Bo on akurat ma nie śmieszyć - to taki polski Banderas lub Reeves,
który w tym miszmaszu musi zachować sparodiowaną powagę, a to trudna sztuka.
Uważam, że mu się ta sztuka udała. A jakiż był w części melodramatycznej filmu
romantycznie niezdarny! Rarytasik.
Muzyka dobra,
choć najbardziej dopasowana była swą czarnoskórą balladowością w momencie, gdy
przekraczaliśmy próg lokalu dla gejów. A naczelny gej tego filmu, czyli Tomasz
Tyndyk, to jakby był w tej skórze od urodzenia, choć przecież później okazało
się… Wiem, wiem, że te trzy kropki stawiam nie dla szanownych panów krytyków,
bo oni zbrukaliby się, sięgając do tego filmu, ale dla innych, nie naznaczonych
obywateli może tak. A Łódź, a Wrocław? Jak te miasta się starały, by wyścigi
samochodowe i rozwalanki były wiarygodne! Owszem, były tylko na pół gwizdka, no
bo w końcu to nie była hollywoodzka tylko polska „misja niemożliwa”. Nepotyzm u
Pazury, bo Cezary zatrudnił Radosława? No, to chyba normalne, szczególnie w
czasach, gdy generalnie ciężko o pracę. Wiem coś na ten temat, bo sama nie mam
rodzeństwa i… pracy też. Pazura zatrudnił również kabareciarzy z kabaretu „Ani
mru, mru”. Ci akurat mogli dać z siebie więcej, ale w końcu film to nie skecz i
pewnie kabareciarze to wyczuli. A zakończenie filmu? Walizka z narkotykami,
wręcz jak gorący ziemniak, przeskakiwała z rąk jednej mafii do drugiej. To wszystko
mało?
Jeśli, panowie
krytycy, nie polubiliście tego filmu, bo nie zrozumieliście prościutkiej intrygi,
to może ja jeszcze raz wszystko od początku wytłumaczę?
Małgorzata
Ciupińska
Komentarze
Prześlij komentarz