„24 marca 1978
(…)
Tom I i II, jak również pozostałe tomy, może niewiele są warte jako czytanie. Ale gdyby nie ich tworzenie, narastanie, może byłbym jeszcze głupszy niż jestem. Ostatecznie nie snułem ich dla rezultatu. Tylko dla procesu. Choć wtedy niemało było w tym procesie przyjemności. Przyjemności w sensie szerszym niż to się zazwyczaj rozumie.” (s. 717)
Ciekawość mnie zżera, ileż to zeszytów zapisał Sławomir Mrożek swoimi zapiskami. Sądząc z niebagatelnej objętości kolejnego tomu „Dziennika” musi to być ilość znacząca.
W drugim tomie "Dziennika" Mrożek kontynuuje grzebanie w swoim wnętrzu i jestestwie. Osiąga wiek średni, zdaje sobie sprawę z pogarszającej się kondycji fizycznej, pełen jest niepewności co do swoich możliwości twórczych, choć jednocześnie nie można powiedzieć, że nie odnosi sukcesów zawodowych. Osiąga pewną stabilność finansową i większe poczucie bezpieczeństwa, ale cały czas dziwi się: „Czy to możliwe, żebym tak inaczej odczuwał siebie, a inni mnie tak inaczej?” (s. 522)
W większości wpisów koncentruje się na swoich odczuciach, również tych dotyczących kontaktów damsko – męskich, czego w pierwszej części zupełnie nie było. W drugim tomie Dziennika poznajemy Mrożka jako kochanka porzucającego i porzucanego, miotającego się między miłostkami a nieco dłuższymi romansami. Te doświadczenia skłaniają go do napisania paru kąśliwych uwag o kobietach. Oj, czasem pobrzmiewa z nich wręcz mizoginizm. :) Obecne są również, choć w mniejszej ilości niż w pierwszym tomie, błyskotliwe i zadziorne uwagi o Polsce i polskości, cytaty z aktualnie czytanych lektur, jak również opisy ekscesów alkoholowych.
Mimo wielu podróży i spotkań (Iran, USA, Londyn, Berlin) niewiele się dowiadujemy o ludziach, których spotyka, o miejscach, które zobaczył. Jakby go to szczególnie nie interesowało. Jeśli już zdarzają się uwagi o innych, to raczej krytyczne (jak np. jakiś irański poeta, przez którego niepunktualność nie zdążył na kolację z udziałem szacha).
9 września 1975
(…) A ja? Arystokrata bez zawodu, Polak bez polskości, geniusz bez talentu, święty bez Boga, schizofrenik bez rezultatów, duch bez substancji.” (…) s. 390
Mrożek patrzy też na swoje przeszłe życie, zastanawia się, czy nie wrócić do Polski. Pobyt w Chiavari, który miał miejsce w pierwszym tomie, uznaje za swoje najgorsze lata pod względem twórczym i osobistym. Często pobrzmiewa w jego słowach rozczarowanie względem świata, który zmierza ku upadkowi. Chociaż teksty te dotyczą lat siedemdziesiątych, to niektóre sformułowania żywcem można by przenieść do teraźniejszości i niewiele by straciły na aktualności. A jednak mimo swojego zgorzknienia potrafi przeżyć chwile euforii, np. wtedy, gdy Karol Wojtyła zostaje wybrany na papieża i tę radość czuje się w jego wpisie z 22 października 1978 r.:
(…) Po raz pierwszy – od ilu lat? – mam ochotę powiedzieć: „my”. My parokrotnie – my, Polacy, my - chrześcijańska cywilizacja. Coś nas zmienia (tylko zmienia?), coś większego ode mnie, od każdego ja.
„Moment historyczny” – są takie, zdarzają się. W krótkiej chwili streszczenie – w jednym miejscu, w jednym akcie, w jednym obrazie – wielu czasów i przestrzeni, ogromnego kompleksu zdarzeń, małych przypadków. (…) s. 753
Mistrzem Mrożka jest Witold Gombrowicz, z którym był w kontakcie osobistym podczas pierwszych lat na emigracji. Ciekawostką tego tomu Dziennika jest kilkakrotne wspomnienie autora o „prawdziwych” dziennikach Gombrowicza. Widać więc, że fama o tych nieznanych, a bardzo osobistych zapiskach Gombrowicza, które niedawno zostały wydane, rozeszła się już w kilka lat po śmierci pisarza.
Szczerze się przyznam, że ten tom czytało mi się gorzej niż pierwszy. Na mój gust, za dużo w nim utyskiwań na codzienność, na ból, na kobiety. Wydaje się, że Sławomir Mrożek analizuje swoje życie i nie znajduje w nim powodów do dumy. Ten Dziennik jest jednak dla autora „Miłości na Krymie” i „Tanga” bardzo ważny, czemu daje wyraz w przytoczonym na początku notki cytacie. Jeśli nie przerażają Was rozmiary trzech tomiszczy i chcielibyście poznać wewnętrzne zmagania Sławomira Mrożka, ciekawego, choć pełnego sprzeczności człowieka, to zachęcam do podjęcia tego wyzwania.
Sławomir Mrożek (ur. 1930) – polski dramatopisarz i prozaik. Autor satyrycznych opowiadań i utworów dramatycznych o tematyce filozoficznej, politycznej, obyczajowej i psychologicznej. Debiutował w 1950 roku jako rysownik, od 1953 publikował cykle rysunków w Przekroju. Wydane wtedy zbiory opowiadań: Opowiadania z Trzmielowej Góry oraz Półpancerze praktyczne stanowiły jego literacki debiut. Jego pierwszą sztuką teatralną był dramat Policja, wydany w 1958 roku. Dramat Tango z 1964 roku Mrożkowi światową sławę. W 1963 wyemigrował z kraju, mieszkał w Paryżu, USA, Niemczech, Włoszech i Meksyku. W 1996 powrócił do Polski. W 2002 roku przeżył udar mózgu, którego wynikiem była afazja. Skutkiem tego utracił możliwość posługiwania się językiem zarówno mówionym, jak i pisanym. Dzięki terapii, która trwała około trzy lata, odzyskał zdolność pisania i mówienia. Postanowieniem prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego z dnia 11 listopada 1997 roku, w uznaniu wybitnych zasług dla kultury narodowej, został odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
Źródło zdjęcia
Źródło zdjęcia
Autor: Sławomir Mrożek
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 860