Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura niemiecka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura niemiecka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 21 stycznia 2018

Jan Seghers, Partytura śmierci





„Partytura śmierci” to trzecia odsłona przygód komisarza Roberta Marthalera. O ile życie uczuciowe komendanta mnie zadziwia in minus (mam na myśli kompletny brak zainteresowania sprawami partnerki, a właściwie ich wspólnymi), o tyle akcja „Partytury śmierci” jest chyba najciekawsza z trzech części, które miałam okazję przeczytać.

Georg Hoffman jest wiekowym dyrektorem rewiowym w Paryżu i wiedzie uporządkowane życie z wieloletnią ukochaną u boku. Podczas wywiadu udzielonego telewizji ARTE niespodziewanie dla siebie i widzów odkrywa tajemnicę z dzieciństwa: jego rodzice, Żydzi z Frankfurtu, zostali wywiezieni do Oświęcimia i tam zginęli, a sam Georg ocalał niemal cudem. Gdy sprawa ta zostaje ujawniona, dzwoni pewna nieznajoma, której ma dla niego kopertę przekazaną przez umierającego ojca Georga jej ojcu, więźnia tego samego obozu śmierci. Okazuje się, że w kopercie znajduje się partytura nieznanej operetki Jacquesa Offenbacha. Jaką tajemnicę zawiera? Co powoduje, że prowokuje do wielokrotnego morderstwa we Frankfurcie nad menem, miejscu gdzie wszystko się zaczęło, a gdzie teraz pracuje komisarz Marthaler z zespołem śledczych?

Zagadka kryminalna jest opisana interesująco, a rozwiązanie nietypowe i podnoszące problem odpowiedzialności Niemiec za II wojnę światową i jej okropności. Nie jest to zbyt częste u pisarzy niemieckich, że tak ewidentnie potrafią o tych wydarzeniach pisać i nie udawać, że „naziści” to była wąska, mało mająca z Niemcami wspólnego, grupa osób. Można dyskutować, czy rodzina żydowska miała jeszcze prawo normalnie funkcjonować we Frankfurcie w 1942 r. i czy mały Georg miałby jakąkolwiek szansę ukrycia się przed gestapo czy SS w sercu Niemiec, ale najważniejsze jest przesłanie zawarte w tej książce i podkreślenie potrzeby ponoszenia odpowiedzialności za swoje czyny.

W sumie dla Marthalera wszystko też kończy się dobrze, bo jego Tereza jest kobietą o wybitnej cierpliwości. :)

Podobała mi się ta propozycja wydawnicza i jej przesłanie, choć – moim zdaniem – w tej części kreacja postaci komisarza Marthalera nieco szwankuje. O ile w pierwszej części wzbudzał moją sympatię, w drugiej irytował, to w trzeciej jego perypetie w ogóle mnie nie interesowały.




Autor: Jan Seghers
Tytuł oryginalny: Partitur des Todes
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Ze Strachem
Tłumacz: Elżbieta Kalinowska-Styczeń
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 432

czwartek, 3 marca 2016

Jan Seghers, Panna młoda w śniegu



Po lekturze „Zbyt pięknej dziewczyny” uznałam, że z chęcią zapoznam się z dalszymi losami Roberta Marthalera, frankfurckiego policjanta w średnim wieku, który może trochę irytować swoją rutyną, ale jednocześnie ujmować spokojem i zdrowym rozsądkiem.

„Panna młoda w śniegu” to drugi tom przygód Marthalera. Opisuje sprawę brutalnego morderstwa frankfurckiej dentystki, która po śmierci została upozowana w obsceniczny sposób. Po rozpoczęciu śledztwa do zespołu komisarza dołącza młody policjant, z którym szef grupy miał konflikt, co powoduje pewne tarcia w zespole. Tymczasem dochodzi do kolejnego morderstwa świadczącego niezbicie o tym, że tym razem policjanci mają do czynienia z seryjnym mordercą.

Przyznam szczerze, że o ile pierwsza część cyklu nawet mi się podobała, to „Panna młoda w śniegu” trochę mnie znudziła, a nawet zirytowała. Jeśli chodzi o bohatera, to pomijając jego dziwną skłonność do wpadania w złość (jakoś tego nie zauważyłam w poprzedniej książce), prywatnie nie jest tu zbyt sympatyczny. Jego związek z Teresą, którą poznał w poprzednim tomie, nie wygląda najlepiej, skoro był on w stanie zapomnieć o jej przylocie i nie skontaktować się z nią, aby uprzedzić o swojej nieobecności. Zachowanie nie tylko dziwne, ale i mało wiarygodne w dzisiejszych czasach, które polegają głównie na byciu cały czas w kontakcie telefonicznym.

Mogłabym jednak spuścić zasłonę milczenia na niedoskonałe cechy charakteru bohatera i jego mało przekonywujące zachowanie wobec kobiety, z którą jest w uczuciowym związku, niemniej jednak, opisane śledztwo jest dość niekonsekwentne. Nie ujawniając zbyt wiele, mogę stwierdzić, że dość dużo czasu poświęcono działaniom śledczych odnośnie poznania osobowości pierwszej ofiary i uzyskano zadziwiająco mało informacji. Nie sprawdzono dokładnie ani jej relacji z narzeczonym, ani czasów studenckich. Okoliczności drugiego morderstwa są na tyle niezwykłe, że śledczy powinni zwrócić uwagę na pewne kwestie, tymczasem zostawiono tę sprawę w zupełnym zawieszeniu nie drążąc zbytnio sprawy. Końcówka jest już prowadzona w szybkim tempie, a rozwiązanie dość zaskakujące, choć właściwie od kluczowego momentu, w którym autor jakby zrezygnował z kontynuacji śledztwa wiadomo było, gdzie powinno się szukać mordercy (OK, możliwe były właściwie dwie opcje, ale żadnej nie podjęto). Wygląda na to, że autor nie chcąc kończyć kryminału zbyt szybko, lub nie mając dobrego pomysłu postąpił dość niekoherentnie, co mi jednak przeszkadzało w odbiorze, bo wyczułam tam fałsz albo po prostu zbyt mało umiejętności w interesującym poprowadzeniu fabuły.

Konkludując, nie jest to kryminał, który szczególnie mnie zachwycił, choć jest parę fragmentów podanych ciekawie i niebanalnie. Uwagę zwraca staranne odmalowanie tła, czyli Frankfurtu nad Menem pokazującego swe mało bankierskie oblicze. Niedosyt budzi niedoskonały sposób prowadzenia narracji oraz mało ciekawy w tym tomie główny bohater. Mam w domu kolejną część cyklu, więc zapewne ją przeczytam, jednak bez specjalnie wygórowanych oczekiwań.




Autor: Jan Seghers 
Tytuł oryginalny: Die Braut im Schnee
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Ze Strachem
Tłumacz: Elżbieta Kalinowska
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 420

środa, 9 kwietnia 2014

Marie Luise Kaschnitz, Miejsca





Marie Luise Kaschnitz to znana pisarka niemiecka, z którą jednak zetknęłam się po raz pierwszy sięgając po „Miejsca”, tom wspomnieniowy dotyczący miejsc i ludzi, z którymi się zetknęła w swoim życiu. Książkę tę wybrałam zupełnie przypadkowo, głównie ze względu na fakt, iż została wydana w serii Nike, która już niejednokrotnie zapewniła mi pozytywne doświadczenia czytelnicze. Jeśli tu zaglądacie w miarę regularnie, to wiecie również, że lubię książki wspomnieniowe, a gdy dotyczą podróży to już jestem „kupiona”. :)

Rzeczywiście, autorka sporo podróżowała po świecie, głównie z uwagi na pracę męża, znanego niemieckiego archeologa. Małżonkowie często wyjeżdżali wspólnie na wyprawy badawcze w rejon Morza Śródziemnego, który stał się dla nich niemal drugim domem. Wspomnienia Kaschnitz mają charakter impresji, migawek z różnych stron świata bez zachowania chronologii. Przeskoki od młodości, do dorosłości, starości, opieki nad ciężko chorym mężem, stosunków z córką. Taki misz-masz, zawierający jednak parę cennych myśli i refleksji. Bardzo poruszające i trudne dla pisarki były fragmenty dotyczące opieki nad mężem w najcięższych momentach jego śmiertelnej choroby.

Mnie najbardziej zaciekawiły teksty dotyczące odczuć autorki jako obywatelki III Rzeszy w apogeum II wojny światowej. Kaschnitz znana była jako przeciwniczka nazizmu, niemniej jednak nie była również ofiarą prześladowań. 

„Frankfurt podczas wojny, i na czym właściwie miała polegać ta nasza tak zwana wewnętrzna emigracja? Na tym, że słuchaliśmy zagranicznych stacji radiowych, że zbieraliśmy się razem i psioczyli na rząd, że czasem podawaliśmy jakiemuś Żydowi rękę na ulicy, nawet wtedy, gdy ktoś mógł nas zobaczyć? Że wywróżyliśmy najpierw wojnę, potem wojnę totalną, potem klęskę i tym samym kres partii? Nie drukowaliśmy potajemnie ulotek w piwnicy, nie rozpowszechnialiśmy ich nocą, nie należeliśmy do organizacji ruchu oporu, o których wiedzieliśmy, że istnieją, ale wcale nie pragnęliśmy tego dokładnie wiedzieć. Lepiej przeżyć, lepiej jeszcze istnieć, nadal pracować, gdy koszmar już przeminie. Nie jesteśmy politykami, nie jesteśmy bohaterami, robiliśmy coś innego. To „inne” podtrzymywało nas: męża nauka, historia śródziemnomorskich struktur, mnie opowiadanie greckich mitów, moje wiersze, później nowo skreślone przeze mnie życie francuskiego malarza Goustave’a Courbeta. Ani chwili nie wątpiliśmy w doniosłość naszej pracy, jakieś naukowe odkrycie, udana linijka wiersza, choćby nawet nigdy nie wydrukowana, mogła podług mojego ówczesnego poglądu zmienić świat, ulepszyć go, to był nasz rodzaj oporu, rodzaj, który wyobcował nas z narodu, czyniąc z nas wręcz zdrajców. (strony 119-120)

Czy istniała w ówczesnych Niemczech jakakolwiek realna opozycja? Czy emigracja wewnętrzna ludzi nie zgadzających się z władzami hitlerowskimi była pójściem na "łatwiznę" czy jedynym wyjściem, aby ocalić życie? Czy takie pogrążenie się w pracy, niewikłanie się w politykę było właściwym rozwiązaniem w tamtym czasie? Niełatwo jest ferować wyroki i jestem jak najdalsza od tego, żeby to robić, ale postawa "emigracji wewnętrznej", którą przyjęła Autorka wraz z mężem i zapewne wielu innych, być może wyjaśnia, dlaczego hitleryzm święcił triumfy przez tak długi czas.


Mimo ciekawej tematyki i niebanalnego życiorysu autorki książkę odebrałam dość obojętnie. Głównym problemem w jej odbiorze był chyba fakt, że czytałam ją bezpośrednio po fenomenalnym „Dzienniku” Sandora Maraia, a w porównaniu z tym dziełem wszystkie inne podobne wydawnictwa wypadają blado. Marie Luise Kaschnitz urodziła się w 1901 r., była właściwie rówieśniczką Maraia, tak więc porównania nasuwały mi się same, choć oczywiście nie było zamiarem autorki stworzenie książki porównywalnej z dziełem węgierskiego twórcy. Doceniam wiele fragmentów „Miejsc”, ale nie sądzę, abym jeszcze wróciła do tej książki.  

Nie zachęcam, ale i nie odradzam. Jeśli ta książka wpadnie Wam w ręce może Was zaciekawić, a w pamięć może Wam zapaść coś zupełnie innego niż mnie.


 
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Czytamy serie wydawnicze
 
 

 
Marie Luise Kaschnitz (1901-74) - niemiecka pisarka. Podróże na wyprawy badawcze z mężem miały duży wpływ na jej twórczość, podobnie jak sprzeciw wobec nazizmu.
 
 
 
 
 

Autor: Marie Luise Kaschnitz
Tytuł oryginalny: Orte
Wydawnictwo: Czytelnik
Seria: Nike
Tłumacz: Edyta Sicińska
Rok wydania: 1978
Liczba stron: 260



wtorek, 14 stycznia 2014

Jan Seghers, Zbyt piękna dziewczyna



Ten kryminał stał na mojej półce już bardzo długo. Nadszedł w końcu czas, aby zapoznać się z nowym detektywem, tym razem z Niemiec, a dokładniej z Frankfurtu.

Komisarz Robert Marthaler jest samotnym człowiekiem po czterdziestce. Jego życie prywatne praktycznie nie istnieje po tragicznej śmierci ukochanej żony piętnaście lat wcześniej. Od tej pory poświęca się wyłącznie pracy śledczego we frankfurckiej policji ograniczając znacząco swój krąg towarzyski. Gdy rozpoczyna swój urlop zostaje z niego odwołany na skutek potwornej zbrodni popełnionej na młodym mężczyźnie. Jak się okazuje był on niedoszłym panem młodym, który spędzał czas z kolegami na "kawalerskim weekendzie". Komisarz Marthaler angażuje ludzi do zespołu śledczego i rozpoczyna żmudną pracę mającą na celu wyjaśnienie, kto jest odpowiedzialny za tę zbrodnię. Wkrótce okazuje się, że w sprawę wplątana jest pewna przepiękna dziewczyna, nieuchwytna i niosąca z sobą tajemnicę. Okazuje się, że pierwsza odnaleziona ofiara nie była jedyną…

Niesamowicie piękna dziewczyna, która pojawia się w zeznaniach świadków, zachowuje się dość zagadkowo, co wzbudza zainteresowanie czytelnika. Teoretycznie, dość szybko można się domyśleć, kto stoi za zbrodniami, ale... no właśnie. Nie wszystko jest jasne jak słońce, a w momencie zakończenia lektury książki tajemnica dziewczyny nadal tkwi nam w głowie.
 
Osoba komisarza Marthalera wzbudziła moją sympatię. Nie jest on supermanem ani macho, nie też jest „gwiazdą” policji rozwiązującą wszelkie zagadki w mgnieniu oka. Jest to typ rzemieślnika, wypracowującego sobie pozycję żmudną pracą, uporem i solidnością. Nie ma właściwie życia prywatnego, jego kontakty towarzyskie są bardzo ograniczone, bez reszty poświęca się więc tropieniu przestępców. Jest również świadomy zmieniających się czasów, kiedy media zawładnęły sercami i umysłami opinii publicznej, ale stara się nie ulegać zbiorowej histerii ogarniającej jego zwierzchników na myśl o możliwym pojawieniu się na ekranie telewizora przy okazji nagłośnionej zbrodni. Coraz częściej zauważa destrukcyjny wpływ tabloidowej "czwartej władzy" na jakość pracy śledczej. Jego zdecydowanie i upór przyczyniają jednak się do rozwiązania najtrudniejszych spraw mimo popełnianych błędów. 

Ważną rolę w książce odkrywa również Frankfurt. Miasto jest jednym z pełnoprawnych bohaterów. Komisarz prowadzi nas swoimi trasami zwracając jednocześnie uwagę na ciekawe zakątki. Nie znam tego miasta, nie odczuwam potrzeby natychmiastowego poczucia jego wielkomiejskiej atmosfery, ale Jan Seghers dobrze wywiązuje się z roli frankfurckiego cicerone nadając temu miejscu pozytywne, dalekie od skojarzeń ze stolicą europejskiej finansjery, skojarzenia.

No i tak, intryga jest w porządku z ciekawym zakończeniem, główny bohater budzi sympatię, lokalny koloryt jest ładnie podany, czegóż można chcieć więcej? A jednak mimo zalet, które podniosłam wyżej, muszę przyczepić się do jednej rzeczy. Nie do końca bowiem rozumiem motywy zachowania jednej z osób wplątanych w przestępstwo. Nie mogę napisać więcej, gdyż zdradziłabym zbyt dużo, ale wątek dotyczący tej osoby ciągnie się przez dość długi czas, rozgrywają się istotne wydarzenia, a jednak jej postępowanie wydaje mi się dość nielogiczne w kontekście rozwiązania zagadki opisywanej zbrodni. Nie wiem, czy inne osoby, które przeczytały książkę zgodzą się ze mną, ale coś mi tu "zgrzytało" (i nie chodzi mi tu o tytułową dziewczynę).

Chyba nie czytałam dotąd niemieckich kryminałów, ale „Zbyt piękna dziewczyna” na pewno mnie do nich nie zniechęciła. Seghers porównywany jest w opisie na okładce do Mankella i Sjöwall / Wahlöö, ale - mimo pewnych podobieństw -uważam, że kryminały Seghersa obronią się same, gdyż mają w sobie duży potencjał, ciekawego, bliskiego czytelnikowi bohatera, fajne tło i naprawdę interesującą intrygę kryminalną. Z takim zakończeniem, które pozostawia w nas pewną dozę niepewności, jak to jednak naprawdę wszystko się stało, spotykamy się w dzisiejszych kryminałach dość rzadko, a Seghers rozegrał to naprawdę nieźle. W moim przekonaniu seria z Robertem Marthalerem rokuje dobrze. Z chęcią sięgnę po następne tomy.


 

Jan Seghers (właśc. Matthias Altenburg, ur. 1958) – niemiecki dziennikarz i pisarz. Od 2004 r. wydaje serię powieści kryminalnych z Robertem Marthalerem w roli głównej. Wywiad z Janem Seghersem o książce "Zbyt piękna dziewczyna" znajdziecie tu (źródło zdjęcia). 






Autor: Jan Seghers (właśc. Matthias Altenburg)
Tytuł oryginalny: Ein allzu schönes Mädchen
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Ze Strachem

Tłumacz: Elżbieta Kalinowska
Rok wydania: 2009

Liczba stron: 424





piątek, 3 stycznia 2014

Ernst Wiechert, Pani majorowa




Twórczością Ernsta Wiecherta zainteresowałam się dzięki jednej z dyskusji u Jeżanny. Jest to twórca obecnie niemal zapomniany, ale w Polsce przeżywa pewien renesans twórczości na skutek jego związków z dawnymi Prusami Wschodnimi. Człowiek rozwija się całe życie, stwierdziłam więc, że postaram się poznać nowe dla mnie nazwisko pisarza, którego twórczość była mi do tej pory kompletnie nieznana. 

„Pani majorowa” rozpoczyna się w momencie, gdy strudzony wędrowiec przedziera się przez moczary do wioski pozostającej we włościach tytułowej pani majorowej i oboje się tam spotykają. Przy czym majorowa, bogata dziedziczka, właścicielka gospodarstwa o powierzchni ok. 5 tys morg, siedzi na koniu, a wędrowiec wychodzi z moczarów wielce strudzony i ubogo odziany. Gdy majorowa, z wysokości końskiego grzbietu, udziela mu na wstępie rad, okazuje się, że nieznajomy jednak zna ją z przeszłości, gdyż jest jednym z synów chłopa osiadłego we wiosce. Co więcej, jest to człowiek uznany za poległego, którego nazwisko widnieje na pomniku upamiętniającym ofiary Wielkiej Wojny, od zakończenia której upłynęło już kilkanaście lat. Lata te Michał Fahrenholzer spędził w niewoli, na tułaczce i poniewierce. Jest człowiekiem rozbitym i złamanym, który najchętniej zaszyłby się w kącie, gdzie nikt by mu nie przeszkadzał i nie widzi dla siebie miejsca w społeczeństwie. Czy w rodzinnej wiosce znajdzie spokój i ukojenie po ciężkich przeżyciach? 

Pani majorowa to kobieta czterdziestoletnia, od wielu lat owdowiała, a więc w kontekście tradycyjnych wyobrażeń tamtej epoki niemal seniorka. Jej małżeństwo nie było łatwe, jak wynika z napomknień autora. Jej syn, którego cechą charakterystyczną jest noszenie liliowych rękawiczek i poruszanie się po wiejskich drogach czerwonym powozem, również nie jest powodem do dumy. Szczęście czy też raczej poczucie sensu, odnajduje w gospodarzeniu swoim majątkiem i kontakcie z przyrodą. Możliwość ułatwienia Michałowi powrotu do normalnego życia staje się dla niej wyzwaniem, ale i staje się stopniowo jednym z najważniejszych elementów jej egzystencji. Więź tych dwojga, silnie związanych z lokalnym otoczeniem i pięknem przyrody, staje się coraz silniejsza, a pojawiające się komplikacje tylko tę więź zacieśniają.

Oprócz dwójki głównych bohaterów spotykamy również Jonasza, przyjaciela Michała z lat młodości, również naznaczonego piętnem rodzinnej tragedii z czasów wojny czy ojca głównego bohatera, który straciwszy podczas wojny trzech synów nie jest w stanie przyjąć do wiadomości, iż jeden z nich został cudownie ocalony i przebywa wśród żywych. Na krótko pojawiają się również przedstawiciele lokalnej elity czy też syn pani majorowej z narzeczoną, ale oni ewidentnie symbolizują upadek obyczajów i są niejako ostrzeżeniem przed rozluźnieniem więzi z odwiecznym naturalnym środowiskiem człowieka.

Autor nie wymienia w książce nazwy miejscowości, daty, nawet imienia tytułowej bohaterki. Od szczegółów ważniejszy jest nastrój tej opowieści, w której niezwykle ważnym elementem jest więź człowieka z naturą jako przeciwieństwo „zgniłej”, miejskiej cywilizacji. Autor, silnie związany ze swą „małą ojczyzną”, zawarł w książce wiele przemawiających do wyobraźni opisów przyrody sławiąc piękno swojego miejsca na ziemi.

Według dostępnych informacji wydana w 1934 r. „Pani majorowa” była w swoim czasie bardzo poczytną ksiązką, przetłumaczoną na wiele języków. Przyznam jednak, że powieść ta nie powaliła mnie na kolana. Może jestem bezduszną istotą, ale nie potrafiłam się wzruszyć prezentowaną historią, choć momentami ten poetycki i staroświecki nastrój brał górę nad moim malkontenctwem. ;) Język powieści, dość przestarzały, jest chyba główną przyczyną mojego przekonania, że z „Panią majorową” czas nie obszedł się łaskawie. Akcja toczy się powoli, sposób narracji jest specyficzny, pisany w osobie trzeciej, ale jakby z dużego dystansu z pewnymi przemyśleniami podawanymi w formie domysłów i przypuszczeń. Nastrój książki jest refleksyjny i pełen zadumy nad kolejami ludzkiego życia.


Powieść ta jest ramotką, czasami nawet uroczą, ale nie wzbudziła ona we mnie większych emocji. Przyznam się nawet, że pod koniec lektury zdarzało mi się przerzucać strony, a historia zbliżenia się dwojga ludzi z różnych światów naznaczonych trudnymi przeżyciami jakoś do mnie nie przemówiła. Może dlatego, że nie uważam, aby zabijanie bezbronnych łabędzi oraz straszenie dziecka i starca naładowaną strzelbą było usprawiedliwione stresem po niewoli wojennej. A jeśli nawet, to ludziom w takiej kondycji psychicznej nie powinno się oferować stanowiska, które umożliwia dostęp do broni palnej. Mimo dobrych chęci i pozytywnego nastawienia do lektury książka jednak nie trafiła w mój gust. Wierzę jednak, że ma ona sporo zalet, które w opinii wielu osób przeważą niedostatki, o których wspomniałam.



Ernst Wiechert (1887 - 1950) - pisarz niemiecki, jeden z najpoczytniejszych literatów w latach 30-tych XX wieku. W 1948 r. wyemigrował do Szwajcarii, gdzie zmarł. Obecnie jest w Niemczech niemal zupełnie zapomniany, w Polsce zaś jego popularność odżywa z uwagi na jego związek z Mazurami.

Źródło zdjęcia





Autor: Ernst Wiechert
Tytuł oryginalny: Die Majorin
Wydawnictwo: Pojezierze Olsztyn
Tłumacz: Edward Martuszewski
Rok wydania: 1984
Liczba stron: 176


wtorek, 8 stycznia 2013

Johann Wolfgang von Goethe, Podróż włoska




Słoneczna Italia od wieków była mekką i natchnieniem artystów europejskich. Nic więc dziwnego, że Johann Wolfgang von Goethe, niemiecki poeta i pisarz, opromieniony sławą swoich „Cierpień młodego Wertera”, również marzył o poznaniu tego kraju. W 1786 r. miał 37 lat, od 11 lat mieszkał w Weimarze, gdzie pełnił wiele funkcji na dworze księcia Karola Augusta. Ale pewnego wrześniowego wieczora, nic nie mówiąc swoim przyjaciołom, z którymi spędzał czas, zmęczony obowiązkami urzędowymi, wyjechał – za cichym przyzwoleniem swojego księcia - ukradkiem do Włoch. Zapis jego podróży przez Wenecję, Weronę, Ferrarę do Rzymu to głównie jego korespondencja i zapiski w dzienniku. Po spędzeniu pół roku w Rzymie, udał się w podróż do Neapolu i stamtąd na Sycylię. Do Rzymu wrócił w połowie 1787 r. Pozostał tam do końca kwietnia 1788 r., gdy udał się w drogę powrotną do Weimaru.
„20 grudnia [1786]

A jednak więcej trudów i zmartwień niż radości. Nadal, po ponownych narodzinach, zmieniam się wewnętrznie. Wiedziałem, że się tu czegoś nauczę, ale nie przypuszczałem, że będę musiał zaczynać edukację od samego początku, że aż tyle będę musiał zapomnieć i tak wielu rzeczy uczyć się od nowa. Wreszcie zrozumiałem i pogodziłem się z tym. (…) Jestem jak budowniczy, który wznosił wieżę, ale źle ustawił fundamenty. Ponieważ zorientował się w porę, więc bez skrupułów burzy wszystko, co już wyrosło nad ziemię. Stara się teraz poszerzyć i poprawić swój plan. Dba o to, by lepiej zabezpieczyć fundamenty, i już z góry cieszy się, że zbuduje coś trwałego. (…)” (s. 133)

Ta podróż to, jak wielokrotnie wspomina w swych zapiskach Goethe, koniec i początek pewnej epoki, punkt zwrotny w jego życiu, a na pewno w życiu artystycznym. Włoska kultura, zabytki, przyroda, klimat pozwalają mu inaczej spojrzeć na swoje osiągnięcia. Początkowo Goethe chciał ukryć swoją tożsamość i podróżował incognito, aby uniknąć zaproszeń i nagabywania o „Wertera”, prawdopodobnie również po to, aby odciąć się od swojej przeszłości i odkryć siebie na nowo. W miarę upływu czasu jednak, rozluźniał swoje zasady i aktywnie uczestniczył w życiu towarzyskim oferowanym przez najbardziej znane rody Rzymu, Neapolu czy Sycylii. Np. podczas bytności w Neapolu kilkakrotnie wspomina angielskiego ambasadora Williama Hamiltona, którego kochanka uprzyjemnia jego dni, a my skądinąd wiemy, że kochanka ta wyszła po paru latach za mąż za leciwego ambasadora, a później była kochanką słynnego lorda Nelsona, pogromcy Napoleona spod Trafalgaru.

Pobyt we Włoszech dał Goethemu jednak dużo więcej niż wizyty u najbardziej wpływowych mieszkańców tego kraju. Chciał zobaczyć starożytność swoimi oczami, chciał poczuć smak Południa, chciał odkryć tajemnicę kraju, który zafascynował jego ojca, a wielu artystów natchnął do aktywnego aktu tworzenia

Goethe nie jest biernym podróżnikiem. Interesuje się wszystkim, co spotyka na swojej drodze. Opisuje krajobrazy, ludzi, zwyczaje. Okazuje się również, że pisarz był zapalonym geologiem i botanikiem. Wielokrotnie daje wyraz swojej fascynacji skałami i kamieniami, ciągle przewija się również chęć udowodnienia swojego konceptu prarośliny, co we Włoszech wydaje mu się możliwe. Tym jednak, co wzbudza największy zachwyt słynnego podróżnika jest sztuka i zabytki. Przy czym Goethego interesują tylko dzieła starożytne lub klasyczne.

Po powrocie z Sycylii zmienia się nieco forma zapisków pisarza. Stają się one dłuższe i nastawione na opisanie konkretnego zagadnienia, np. rzymskiego karnawału. Mniej jest listów i krótkich zapisków dziennych.

Mnie najbardziej urzekły jego opisy sycylijskie. Może dlatego, że sama byłam parę lat temu na tej pięknej wyspie i natykałam się ciągle na cytaty z Goethego, a dopiero teraz miałam okazję zapoznać się z całością jego zapisków. Mam również wrażenie, że mimo podziwu dla Wenecji i Rzymu, Goethemu najbardziej przypadł do gustu pobyt na Sycylii właśnie. Z jego opisów pobrzmiewa autentyczne szczęście i oczarowanie tym miejscem. Jest on zresztą autorem wielokrotnie cytowanego na Sycylii zdania:

„Kto nie widział Sycylii, ten nie rozumie Włoch.”


Większość zapisków to korespondencja z przyjaciółmi w Weimarze. Mimo upływu prawie dwustu lat od napisania tej książki (pierwsze wydanie rok 1816) czyta się ją z ciekawością i zainteresowaniem. Całość jest napisana pięknym literackim językiem. Owszem, zdarzają się fragmenty, które nieco się dłużą, ale styl pisarski jest nienaganny, świadczy o dużej swobodzie w posługiwaniu się piórem w notatkach, które przecież nie były początkowo przewidziane do druku. Jako że czytałam niedawno „Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku” autorstwa Józefa Ignacego Kraszewskiego, wydane zresztą w tej samej serii PIW, muszę jednoznacznie stwierdzić, że Kraszewskiego czytało mi się dużo trudniej z uwagi na zawikłane konstrukcje składniowe, których używał. U Goethego, jeśli nawet są dłuższe zdania, są one klarowne i zrozumiałe, co zdecydowanie ułatwia lekturę i czyni ją przyjemną.

Warto podkreślić staranność wydania i opracowania redakcyjnego książki. Niewątpliwie spora w tym zasługa tłumacza, Henryka Krzeczkowskiego, który również opracował książkę redakcyjnie i jest autorem bardzo szczegółowych przypisów, które przybliżają osoby, miejsca i zagadnienia poruszane przez pisarza w swoich zapiskach.

Jeśli planujecie wyjazd do Włoch, a zwłaszcza na Sycylię lub do Rzymu, przeczytajcie tę książkę, żeby być świadkiem włoskiego zauroczenia jednego z gigantów europejskiej literatury sprzed ponad 200 lat.


Na koniec zostawiłam nieco dłuższy cytat Goethego napisany pod wpływem uczestnictwa w rzymskim karnawale w 1788 r., niosący bardziej filozoficzne przesłanie:
"Ta wąska, długa, zatłoczona ulica jeszcze bardziej przypomina szlaki doczesnego bytu, na których każdy z nas jest widzem i zarazem aktorem, co z odsłoniętym obliczem lub w masce, z balkonu lub z trybuny ogląda tylko wąską przestrzeń przed sobą i po bokach, w powozie lub pieszo wlecze się krok za krokiem, częściej bywa popychany, rzadziej zaś porusza się z własnej woli, częściej jest zatrzymywany, rzadziej sam przystaje, pragnie gorąco dotrzeć tam, gdzie jest lepiej i weselej, tylko po to, by stwierdzić, że znowu znalazł się w tłoku, z którego znowu będzie wypchnięty.

Jeśli wolno nam ciągnąć dalej w tym tonie poważniejszym, niżby do tego uprawniał temat, to powiemy, że najbarwniejsze i najwspanialsze przeżycia są, jak te przelatujące konie, przeżyciami jednej chwili i choć nas wzruszają, wątły tylko ślad pozostawiają w duszy; że wolnością i równością potrafimy się cieszyć tylko wtedy, gdy jesteśmy odurzeni szaleństwem, że największa rozkosz najbardziej nas pociąga, kiedy jest najbliższa niebezpieczeństwu, że pożądliwość zawsze sąsiaduje z trwożliwie przyjemnymi wrażeniami.
I oto niepostrzeżenie zakończyłem nasz karnawał popielcowymi rozmyślaniami. Nie chciałbym zasmucić czytelnika, lecz, wręcz przeciwnie, pragnąłbym, by każdy, kto podziela moje przekonanie, że życia w całej złożoności nie da się ogarnąć, że nie jest ono tylko nieustannym używaniem, że zawsze pozostawia sprawy nie rozwiązane, przypomniał sobie dzięki opowieści o tym beztroskim tłumie masek, jak cenna jest każda nawet najdrobniejsza chwila radości.” (s. 449) – opis karnawału rzymskiego 1788.


Johann Wolfgang von Goethe (1749 - 1832) - najwybitniejszy niemiecki poeta i jeden z najbardziej znaczących w skali światowej, dramaturg, prozaik, uczony, polityk.
W 1775 osiadł w Weimarze, gdzie pozostał do końca życia. Autor głośnej powieści Cierpienia młodego Wertera (1774, wydanie polskie 1874). W pierwszym okresie weimarskim pisał liryki i ballady, jak Król olch, a także znane dramaty: Ifigenia w Taurydzie (1787, wydanie polskie 1833), Egmont (1787, wydanie polskie 1885), Torquato Tasso (1789, wydanie polskie 1861).Ostatnia dekada XVIII w. przyniosła rozkwit różnorakiej twórczości Goethego m.in.: satyryczny epos Lis przechera (1794, wydanie polskie 1877), ballady Uczeń czarnoksiężnika czy Poszukiwacz skarbów.
Kolejny okres twórczości Goethego to przede wszystkim praca nad dziełem życia , tragedią Faust (1806, wydanie polskie 1866), której część druga ukazała się w roku jego śmierci.
Źródło zdjęcia

Autor: Johann Wolfgang von Goethe
Tytuł oryginalny: Italienische Reise
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Seria: Podróże
Tłumacz: Henryk Krzeczkowski
Rok wydania: 1980
Liczba stron: 576


Autorzy

Agopsowicz Monika Albaret Celeste Albom Mitch Alvtegen Karin Austen Jane Babina Natalka Bachmann Ingeborg Baranowska Małgorzata Becerra Angela Beekman Aimee Bek Aleksander Bellow Saul Bennett Alan Besala Jerzy Bobkowski Andrzej Bogucka Maria Bonda Katarzyna Borkowska Urszula Bowen Rhys Brabant Hyacinthe Braine John Brodski Josif Calvino Italo Castagno Dario Cegielski Tadeusz Cejrowski Wojciech Cherezińska Elżbieta Cleeves Ann Courtemanche Gil Covey Sean Crummey Michael Cusk Rachel Czapska Maria Czarnecka Renata Czarnyszewicz Florian Czwojdrak Bożena Dallas Sandra Didion Joan Dmochowska Emma Doctorow E.L. Domagalski Dariusz Domańska-Kubiak Irena Dostojewska Anna Drewniak Wojciech Drinkwater Carol Drucka Nadzieja Druckerman Pamela Dunlop Fuchsia Dyer Wayne Edwardson Ake Evans Richard Fabiani Bożena Fadiman Anne Faulkner William Fiedler Arkady Filipowicz Wika Fletcher Susan Fogelström Per Anders Fowler Karen Joy Frankl Viktor Franzen Jonathan Frayn Michael Fredro Aleksander Fryczkowska Anna Fønhus Mikkjel Gaskell Elizabeth Genow Magdalena Gilmour David Giordano Paolo Goetel Ferdynand Goethe Johann Wolfgang Gołowkina Irina Grabowska-Grzyb Ałbena Grabski Maciej Green Penelope Grimes Martha Grimwood Ken Gunnarsson Gunnar Gustafsson Lars Gutowska-Adamczyk Małgorzata Guzowska Marta Hagen Wiktor Hamsun Knut Hejke Krzysztof Helsztyński Stanisław Hen Józef Herbert Zbigniew Hill Napoleon Hill Susan Hoffmanowa Klementyna Holt Anne Hovsgaard Jens Hulova Petra Ishiguro Kazuo Iwaszkiewicz Jarosław Iwaszkiewiczowa Anna Jaffrey Madhur Jahren Hope Jakowienko Mira Jamski Piotr Jaruzelska Monika Jastrzębska Magdalena Jersild Per Christian Jurgała-Jureczka Joanna Jörgensdotter Anna Kaczyńska Marta Kallentoft Mons Kanger Thomas Kanowicz Grigorij Karlsson Elise Karon Jan Karpiński Wojciech Kaschnitz Marie Luise Kolbuszewski Jacek Komuda Jacek Kowecka Elżbieta Kościński Piotr Kraszewski Józef Ignacy Kroh Antoni Kruusval Catarina Krzysztoń Jerzy Kręt Helena Kuncewiczowa Maria Kutyłowska Helena Lackberg Camilla Lanckorońska Karolina Lander Leena Larsson Asa Laurain Antoine Lehtonen Joel Loreau Dominique cytaty Lupton Rosamund Lurie Alison Maciejewska Beata Maciorowski Mirosław Mackiewicz Józef Magris Claudio Malczewski Rafał Maloney Alison Manguel Alberto Mankell Henning Mann Wojciech Mansfield Katherine Marai Sandor Marias Javier Marinina Aleksandra Marklund Liza Marquez Gabriel Masłoń Krzysztof Mazzucco Melania Małecki Jan McKeown Greg Meder Basia Meller Marcin Meredith George Michniewicz Tomasz Mitchell David Mizielińscy Miłoszewski Zygmunt Mjaset Christer Mrożek Sławomir Mukka Timo Murakami Haruki Musierowicz Małgorzata Musso Guillaume Myśliwski Wiesław Nair Preethi Naszkowski Zbigniew Nesbø Jo Nesser Hakan Nicieja Stanisław Nothomb Amelie Nowakowski Marek Nowik Mirosław Obertyńska Beata Oksanen Sofi Orlińska Zuzanna Ossendowski Antoni Ferdynand Pająk-Puda Dorota Paukszta Eugeniusz Pawełczyńska Anna Pawlikowski Michał Pezzelli Peter Pilch Krzysztof Platerowa Katarzyna Plebanek Grażyna Proust Marcel Pruszkowska Maria Pruszyńska Anna Przedpełska-Trzeciakowska Anna Puchalska Joanna Puzyńska Katarzyna Płatowa Wiktoria Quinn Spencer Rabska Zuzanna Rankin Ian Rejmer Małgorzata Reszka Paweł Rutkowski Krzysztof Rylski Eustachy Sadler Michael Safak Elif Schirmer Marcin Seghers Jan Sobański Antoni Sobolewska Justyna Staalesen Gunnar Stanowski Krzysztor Stasiuk Andrzej Stec Ewa Stenka Danuta Stockett Kathryn Stulgińska Zofia Susso Eva Sypuła-Gliwa Joanna Szabo Magda Szalay David Szarota Piotr Szczygieł Mariusz Szejnert Małgorzata Szumska Małgorzata Terzani Tiziano Theorin Johan Thompson Ruth Todd Jackie Tomkowski Jan Tristante Jeronimo Tullet Herve Velthuijs Max Venclova Tomas Venezia Mariolina Vesaas Tarjei Wachowicz-Makowska Jolanta Waltari Mika Warmbrunn Erika Wassmo Herbjørg Wasylewski Stanisław Wałkuski Marek Wańkowicz Melchior Weissensteiner Friedrich White Patrick Wiechert Ernst Wieslander Jujja Włodek Ludwika Zevin Gabrielle Zyskowska-Ignaciak Katarzyna de Blasi Marlena Ładyński Antonin Łapicka Zuzanna Łopieńska Barbara Łozińska Maja Łoziński Mikołaj Żylińska Jadwiga
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...