„Chciałabym opisać wszystkie smaki i widoki Rodopów, wskrzesić ludzi, którzy żyli na tej ziemi, byli częścią mojej historii, a których już nie ma.” (s. 41)
Z czym kojarzy się Wam Bułgaria? Standardowa odpowiedź byłaby zapewne taka, że znakiem firmowym tego kraju są piękne plaże, wspaniała pogoda i znane z czasów PRL-u kurorty, jak np. Złote Piaski czy Słoneczny Brzeg. Myślę, że niektórzy z odpowiadających na zadane pytanie wspomnieliby też o kręceniu głową jako potwierdzeniu, a kiwaniu głową jako zaprzeczeniu, z czego słyną Bułgarzy czy o dowcipach na temat mieszkańców Gabrowa stanowiących bułgarski odpowiednik polskich żartów o Wąchocku.
Pamiętam swoje zdziwienie, gdy w rozmowie ze swoim brytyjskim znajomym wiele lat temu okazało się, że nie odwiedził on żadnego z krajów Europy Środkowej poza Bułgarią, gdzie kiedyś spędził urlop. OK, byłam pewna, że chodziło o urlop nad morzem, ale byłam w błędzie. Znajomy Szkot był wiele lat temu w bułgarskich górach na nartach, co mnie bardzo zdziwiło, gdyż w naszym kraju raczej nie znamy tego oblicza Bułgarii, a na narty wybieramy przeważnie Austrię czy Szwajcarię. Wtedy uzmysłowiłam sobie, że dość stereotypowo odbierałam ten kraj, a moja wiedza na temat naszego regionu Europy ma wiele luk.
Książkę Ałbeny Grabowskiej-Grzyb kupiłam dość przypadkowo. Na fali zainteresowania literaturą opisującą doświadczenia z życia w nowym otoczeniu postanowiłam poczytać też o znanym-nieznanym kraju, jakim jest Bułgaria, a właściwie o Rodopach, skąd wywodzi się rodzina autorki książki. Jest ona bowiem córką Bułgarki i Polaka, od dzieciństwa utrzymującą stały kontakt ze swoją bułgarską rodziną. Ponieważ odziedziczyła po babci część domu w Czepełare, jeździ tam na wakacje również ze swoim mężem i dziećmi.
Wyjazdy w Rodopy są dla niej okazją nie tylko do wakacyjnego odpoczynku, ale również do dogłębnego poznania regionu, jego kultury, kuchni i tradycji. Książka prezentuje nam tę krainę (przyznajmy, że mało znaną przeciętnemu polskiemu turyście) w bardzo ponętny sposób. Przy czym atrakcyjny jest nie tylko opis atrakcji turystycznych, na które składają się malownicze góry, zabytki, muzea, ale przede wszystkim ludzie, ich zwyczaje kultywujące bliskość i więzi rodzinne oraz kuchnię.
Początkowo rozdziały są krótkie i skoncentrowane na anegdotycznych aspektach wakacyjnych pobytów polsko-bułgarskiej rodziny w Czepełare. Przyznam, że historyjka związana z porannym bieganiem męża autorki rozbawiła mnie do łez. Te opowieści są pretekstem do przedstawienia sposobu życia tamtejszych mieszkańców, ich otwartości i życzliwego zainteresowania sobą i obcymi. Bo rodzina autorki jest dla mieszkańców Czepełare przybyszem z innego świata, ale jednocześnie wszyscy kojarzą babcię autorki i dlatego uważają ją w dużej mierze za „swoją” i to jest też jedną z zalet książki odróżniającą ją od serii opowieści o rozpoczynaniu nowego życia gdzie indziej. W każdym razie, przyjazd gości z zagranicy powoduje wzmożone zainteresowanie wśród mieszkańców Czepełare i okolic, a obcy ludzie zdają się wiedzieć o autorce wszystko.
W drugiej części książki pojawiają się dłuższe rozdziały omawiające nieco szerzej, acz w przystępnej formie, historię, kulturę, oraz smakowicie opisaną kuchnię Rodopów. Opisy posiłków są tak apetyczne, że ma się ochotę natychmiast ich spróbować, nawet tych, których zwykle chyba nie odważyłabym się nawet napocząć (mam na myśli podroby). Świetnym pomysłem jest umieszczenie na końcu książki przepisów kulinarnych, które pozwolą na wypróbowanie swoich umiejętności w przygotowywaniu potraw z Rodopów zanim się tam udamy zachęceni przez autorkę książki :)
Motywem przewodnim książki są rozdziały dotyczące postaci Orfeusza, największego śpiewaka i muzyka greckiego, bohatera kilku mitów. Autorka podąża jego śladem, gdyż był on synem starożytnej Tracji, której częścią były właśnie Rodopy. Ałbena Grabowska – Grzyb jest zafascynowana tą postacią, a zwłaszcza tragizmem jej losów i stara się odnaleźć rzeczywiste miejsca opisane w mitach greckich.
Jak już wspomniałam we wstępie do tej notki, Polakom Bułgaria kojarzy się właściwie tylko z morzem, tymczasem z książki wynika, że w Bułgarii można natknąć się na wielu obywateli Zjednoczonego Królestwa, którzy dość masowo kupują tam domy i spędzają jesień swojego życia w cieplejszym klimacie. To – w połączeniu z informacją mojego brytyjskiego kolegi – świadczyłoby o dość efektywnej promocji Bułgarii w Wielkiej Brytanii.
Jedynym minusem tej książki, który zwrócił moją uwagę, jest brak choćby najkrótszego „słowa końcowego”. Opowieść urywa się dość nagle bez żadnego podsumowania i choćby zachęty do poznania tego regionu na własną rękę. Autorka zabrała nas w piękną podróż po Rodopach, ale nie pożegnała się z czytelnikami i tego mi zabrakło, co nie zmienia mojej pozytywnej oceny książki. Cieszy mnie, gdy mogę zapoznać się z barwną i ciekawą opowieścią, która pobudza zainteresowanie mniej popularnym krajem.
Jeśli chcecie poznać nieznany szerzej region w Europie, który potrafi zaczarować (bo po lekturze ma się ochotę ruszać tam bez zbędnej zwłoki ;), to na pewno książka dla Was. Zapewnia ciekawe spojrzenie na znany – nieznany kraj, jest napisany z dowcipem i z przymrużeniem oka, zawiera też momentami poważniejszą refleksję, zwłaszcza w odniesieniu do trudnej historii Bułgarii i obrony własnej tożsamości podczas pięćsetletniego okresu zależności tureckiej. Mimo piękna opisywanej przyrody i atrakcji turystycznych najważniejsi są portretowani ludzie, którzy tworzą atmosferę tej ziemi i to dzięki nim, ich otwartości i życzliwości, a także dzięki zdolnościom pisarskim autorki możemy przenieść się w Rodopy, piękną krainę z tradycjami i starożytną historią.
Z czym kojarzy się Wam Bułgaria? Standardowa odpowiedź byłaby zapewne taka, że znakiem firmowym tego kraju są piękne plaże, wspaniała pogoda i znane z czasów PRL-u kurorty, jak np. Złote Piaski czy Słoneczny Brzeg. Myślę, że niektórzy z odpowiadających na zadane pytanie wspomnieliby też o kręceniu głową jako potwierdzeniu, a kiwaniu głową jako zaprzeczeniu, z czego słyną Bułgarzy czy o dowcipach na temat mieszkańców Gabrowa stanowiących bułgarski odpowiednik polskich żartów o Wąchocku.
Pamiętam swoje zdziwienie, gdy w rozmowie ze swoim brytyjskim znajomym wiele lat temu okazało się, że nie odwiedził on żadnego z krajów Europy Środkowej poza Bułgarią, gdzie kiedyś spędził urlop. OK, byłam pewna, że chodziło o urlop nad morzem, ale byłam w błędzie. Znajomy Szkot był wiele lat temu w bułgarskich górach na nartach, co mnie bardzo zdziwiło, gdyż w naszym kraju raczej nie znamy tego oblicza Bułgarii, a na narty wybieramy przeważnie Austrię czy Szwajcarię. Wtedy uzmysłowiłam sobie, że dość stereotypowo odbierałam ten kraj, a moja wiedza na temat naszego regionu Europy ma wiele luk.
Książkę Ałbeny Grabowskiej-Grzyb kupiłam dość przypadkowo. Na fali zainteresowania literaturą opisującą doświadczenia z życia w nowym otoczeniu postanowiłam poczytać też o znanym-nieznanym kraju, jakim jest Bułgaria, a właściwie o Rodopach, skąd wywodzi się rodzina autorki książki. Jest ona bowiem córką Bułgarki i Polaka, od dzieciństwa utrzymującą stały kontakt ze swoją bułgarską rodziną. Ponieważ odziedziczyła po babci część domu w Czepełare, jeździ tam na wakacje również ze swoim mężem i dziećmi.
Wyjazdy w Rodopy są dla niej okazją nie tylko do wakacyjnego odpoczynku, ale również do dogłębnego poznania regionu, jego kultury, kuchni i tradycji. Książka prezentuje nam tę krainę (przyznajmy, że mało znaną przeciętnemu polskiemu turyście) w bardzo ponętny sposób. Przy czym atrakcyjny jest nie tylko opis atrakcji turystycznych, na które składają się malownicze góry, zabytki, muzea, ale przede wszystkim ludzie, ich zwyczaje kultywujące bliskość i więzi rodzinne oraz kuchnię.
Początkowo rozdziały są krótkie i skoncentrowane na anegdotycznych aspektach wakacyjnych pobytów polsko-bułgarskiej rodziny w Czepełare. Przyznam, że historyjka związana z porannym bieganiem męża autorki rozbawiła mnie do łez. Te opowieści są pretekstem do przedstawienia sposobu życia tamtejszych mieszkańców, ich otwartości i życzliwego zainteresowania sobą i obcymi. Bo rodzina autorki jest dla mieszkańców Czepełare przybyszem z innego świata, ale jednocześnie wszyscy kojarzą babcię autorki i dlatego uważają ją w dużej mierze za „swoją” i to jest też jedną z zalet książki odróżniającą ją od serii opowieści o rozpoczynaniu nowego życia gdzie indziej. W każdym razie, przyjazd gości z zagranicy powoduje wzmożone zainteresowanie wśród mieszkańców Czepełare i okolic, a obcy ludzie zdają się wiedzieć o autorce wszystko.
W drugiej części książki pojawiają się dłuższe rozdziały omawiające nieco szerzej, acz w przystępnej formie, historię, kulturę, oraz smakowicie opisaną kuchnię Rodopów. Opisy posiłków są tak apetyczne, że ma się ochotę natychmiast ich spróbować, nawet tych, których zwykle chyba nie odważyłabym się nawet napocząć (mam na myśli podroby). Świetnym pomysłem jest umieszczenie na końcu książki przepisów kulinarnych, które pozwolą na wypróbowanie swoich umiejętności w przygotowywaniu potraw z Rodopów zanim się tam udamy zachęceni przez autorkę książki :)
Motywem przewodnim książki są rozdziały dotyczące postaci Orfeusza, największego śpiewaka i muzyka greckiego, bohatera kilku mitów. Autorka podąża jego śladem, gdyż był on synem starożytnej Tracji, której częścią były właśnie Rodopy. Ałbena Grabowska – Grzyb jest zafascynowana tą postacią, a zwłaszcza tragizmem jej losów i stara się odnaleźć rzeczywiste miejsca opisane w mitach greckich.
Jak już wspomniałam we wstępie do tej notki, Polakom Bułgaria kojarzy się właściwie tylko z morzem, tymczasem z książki wynika, że w Bułgarii można natknąć się na wielu obywateli Zjednoczonego Królestwa, którzy dość masowo kupują tam domy i spędzają jesień swojego życia w cieplejszym klimacie. To – w połączeniu z informacją mojego brytyjskiego kolegi – świadczyłoby o dość efektywnej promocji Bułgarii w Wielkiej Brytanii.
Jedynym minusem tej książki, który zwrócił moją uwagę, jest brak choćby najkrótszego „słowa końcowego”. Opowieść urywa się dość nagle bez żadnego podsumowania i choćby zachęty do poznania tego regionu na własną rękę. Autorka zabrała nas w piękną podróż po Rodopach, ale nie pożegnała się z czytelnikami i tego mi zabrakło, co nie zmienia mojej pozytywnej oceny książki. Cieszy mnie, gdy mogę zapoznać się z barwną i ciekawą opowieścią, która pobudza zainteresowanie mniej popularnym krajem.
Jeśli chcecie poznać nieznany szerzej region w Europie, który potrafi zaczarować (bo po lekturze ma się ochotę ruszać tam bez zbędnej zwłoki ;), to na pewno książka dla Was. Zapewnia ciekawe spojrzenie na znany – nieznany kraj, jest napisany z dowcipem i z przymrużeniem oka, zawiera też momentami poważniejszą refleksję, zwłaszcza w odniesieniu do trudnej historii Bułgarii i obrony własnej tożsamości podczas pięćsetletniego okresu zależności tureckiej. Mimo piękna opisywanej przyrody i atrakcji turystycznych najważniejsi są portretowani ludzie, którzy tworzą atmosferę tej ziemi i to dzięki nim, ich otwartości i życzliwości, a także dzięki zdolnościom pisarskim autorki możemy przenieść się w Rodopy, piękną krainę z tradycjami i starożytną historią.
Ałbena Grabowska-Grzyb (ur. 1971) - lekarz neurolog; pracuje jako kierownik Pracowni Patofizjologii i Elektroencefalografii w Szpitalu Dziecięcym w Dziekanowie Leśnym. Na co dzień zajmuje się problematyką padaczki, jest autorką wielu publikacji w tym zakresie oraz cenionym wykładowcą. Prywatnie żona i mama trójki dzieci (9, 7, 2 lata). Córka Bułgarki i Polaka, wychowana w Polsce, biegle władająca językiem bułgarskim. Zawsze podkreśla swoje bałkańskie korzenie. Autorka książeczek dla dzieci „O małpce, która spadła z drzewa” i „Julek i Maja w labiryncie" oraz książki dla dorosłych pt. „Coraz mniej olśnień”. Wywiad z autorką na temat książki "Tam, gdzie urodził się Orfeusz" znajdziecie tu
Autor: Ałbena Grabowska – Grzyb
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 336