Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czarne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czarne. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 21 stycznia 2018

Jan Seghers, Partytura śmierci





„Partytura śmierci” to trzecia odsłona przygód komisarza Roberta Marthalera. O ile życie uczuciowe komendanta mnie zadziwia in minus (mam na myśli kompletny brak zainteresowania sprawami partnerki, a właściwie ich wspólnymi), o tyle akcja „Partytury śmierci” jest chyba najciekawsza z trzech części, które miałam okazję przeczytać.

Georg Hoffman jest wiekowym dyrektorem rewiowym w Paryżu i wiedzie uporządkowane życie z wieloletnią ukochaną u boku. Podczas wywiadu udzielonego telewizji ARTE niespodziewanie dla siebie i widzów odkrywa tajemnicę z dzieciństwa: jego rodzice, Żydzi z Frankfurtu, zostali wywiezieni do Oświęcimia i tam zginęli, a sam Georg ocalał niemal cudem. Gdy sprawa ta zostaje ujawniona, dzwoni pewna nieznajoma, której ma dla niego kopertę przekazaną przez umierającego ojca Georga jej ojcu, więźnia tego samego obozu śmierci. Okazuje się, że w kopercie znajduje się partytura nieznanej operetki Jacquesa Offenbacha. Jaką tajemnicę zawiera? Co powoduje, że prowokuje do wielokrotnego morderstwa we Frankfurcie nad menem, miejscu gdzie wszystko się zaczęło, a gdzie teraz pracuje komisarz Marthaler z zespołem śledczych?

Zagadka kryminalna jest opisana interesująco, a rozwiązanie nietypowe i podnoszące problem odpowiedzialności Niemiec za II wojnę światową i jej okropności. Nie jest to zbyt częste u pisarzy niemieckich, że tak ewidentnie potrafią o tych wydarzeniach pisać i nie udawać, że „naziści” to była wąska, mało mająca z Niemcami wspólnego, grupa osób. Można dyskutować, czy rodzina żydowska miała jeszcze prawo normalnie funkcjonować we Frankfurcie w 1942 r. i czy mały Georg miałby jakąkolwiek szansę ukrycia się przed gestapo czy SS w sercu Niemiec, ale najważniejsze jest przesłanie zawarte w tej książce i podkreślenie potrzeby ponoszenia odpowiedzialności za swoje czyny.

W sumie dla Marthalera wszystko też kończy się dobrze, bo jego Tereza jest kobietą o wybitnej cierpliwości. :)

Podobała mi się ta propozycja wydawnicza i jej przesłanie, choć – moim zdaniem – w tej części kreacja postaci komisarza Marthalera nieco szwankuje. O ile w pierwszej części wzbudzał moją sympatię, w drugiej irytował, to w trzeciej jego perypetie w ogóle mnie nie interesowały.




Autor: Jan Seghers
Tytuł oryginalny: Partitur des Todes
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Ze Strachem
Tłumacz: Elżbieta Kalinowska-Styczeń
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 432

czwartek, 3 marca 2016

Jan Seghers, Panna młoda w śniegu



Po lekturze „Zbyt pięknej dziewczyny” uznałam, że z chęcią zapoznam się z dalszymi losami Roberta Marthalera, frankfurckiego policjanta w średnim wieku, który może trochę irytować swoją rutyną, ale jednocześnie ujmować spokojem i zdrowym rozsądkiem.

„Panna młoda w śniegu” to drugi tom przygód Marthalera. Opisuje sprawę brutalnego morderstwa frankfurckiej dentystki, która po śmierci została upozowana w obsceniczny sposób. Po rozpoczęciu śledztwa do zespołu komisarza dołącza młody policjant, z którym szef grupy miał konflikt, co powoduje pewne tarcia w zespole. Tymczasem dochodzi do kolejnego morderstwa świadczącego niezbicie o tym, że tym razem policjanci mają do czynienia z seryjnym mordercą.

Przyznam szczerze, że o ile pierwsza część cyklu nawet mi się podobała, to „Panna młoda w śniegu” trochę mnie znudziła, a nawet zirytowała. Jeśli chodzi o bohatera, to pomijając jego dziwną skłonność do wpadania w złość (jakoś tego nie zauważyłam w poprzedniej książce), prywatnie nie jest tu zbyt sympatyczny. Jego związek z Teresą, którą poznał w poprzednim tomie, nie wygląda najlepiej, skoro był on w stanie zapomnieć o jej przylocie i nie skontaktować się z nią, aby uprzedzić o swojej nieobecności. Zachowanie nie tylko dziwne, ale i mało wiarygodne w dzisiejszych czasach, które polegają głównie na byciu cały czas w kontakcie telefonicznym.

Mogłabym jednak spuścić zasłonę milczenia na niedoskonałe cechy charakteru bohatera i jego mało przekonywujące zachowanie wobec kobiety, z którą jest w uczuciowym związku, niemniej jednak, opisane śledztwo jest dość niekonsekwentne. Nie ujawniając zbyt wiele, mogę stwierdzić, że dość dużo czasu poświęcono działaniom śledczych odnośnie poznania osobowości pierwszej ofiary i uzyskano zadziwiająco mało informacji. Nie sprawdzono dokładnie ani jej relacji z narzeczonym, ani czasów studenckich. Okoliczności drugiego morderstwa są na tyle niezwykłe, że śledczy powinni zwrócić uwagę na pewne kwestie, tymczasem zostawiono tę sprawę w zupełnym zawieszeniu nie drążąc zbytnio sprawy. Końcówka jest już prowadzona w szybkim tempie, a rozwiązanie dość zaskakujące, choć właściwie od kluczowego momentu, w którym autor jakby zrezygnował z kontynuacji śledztwa wiadomo było, gdzie powinno się szukać mordercy (OK, możliwe były właściwie dwie opcje, ale żadnej nie podjęto). Wygląda na to, że autor nie chcąc kończyć kryminału zbyt szybko, lub nie mając dobrego pomysłu postąpił dość niekoherentnie, co mi jednak przeszkadzało w odbiorze, bo wyczułam tam fałsz albo po prostu zbyt mało umiejętności w interesującym poprowadzeniu fabuły.

Konkludując, nie jest to kryminał, który szczególnie mnie zachwycił, choć jest parę fragmentów podanych ciekawie i niebanalnie. Uwagę zwraca staranne odmalowanie tła, czyli Frankfurtu nad Menem pokazującego swe mało bankierskie oblicze. Niedosyt budzi niedoskonały sposób prowadzenia narracji oraz mało ciekawy w tym tomie główny bohater. Mam w domu kolejną część cyklu, więc zapewne ją przeczytam, jednak bez specjalnie wygórowanych oczekiwań.




Autor: Jan Seghers 
Tytuł oryginalny: Die Braut im Schnee
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Ze Strachem
Tłumacz: Elżbieta Kalinowska
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 420

środa, 2 grudnia 2015

Edmund de Waal, Zając o bursztynowych oczach





Elegancko wydana książka kompletnie mi nieznanego autora przyciągnęła moją uwagę na tyle, aby zdecydować się na jej kupno. I przyznam, że były to nieźle wydane pieniądze.:)

Tę książkę trudno zaklasyfikować gatunkowo. Nie jest to klasyczna biografia, nie są to wspomnienia, trudno ją też uznać za sagę rodzinną, choć dotyczy losów jednej z najbogatszych rodzin żydowskich przełomu XIX i XX wieku. 

Edmund de Waal, potomek rodu Ephrussich, za punkt wyjścia do opowieści historii rodziny przyjął losy kolekcji netsuke - 264 maleńkich japońskich figurek z kości słoniowej. Zgromadził je Charles Ephrussi, wyrafinowany paryski kolekcjoner sztuki. Figurki te to jedyny ślad po oszałamiającym bogactwie rodziny, które zostało unicestwione przez nawałnice dziejowe XX wieku.

Kolekcja figurek netsuke rodziny Ephrussich
Źródło



Ta żydowska rodzina wywodziła się z carskiej Rosji, dokładniej z Odessy, gdzie wzbogacili się na handlu zbożem. Jak ogromne musiało być to bogactwo świadczyć mogą choćby budowle, które wznieśli bądź nabyli w Paryżu i Wiedniu, głównych stolicach europejskich, dokąd przenieśli swoje interesy.

O, taki pałac rodzina Ephrussich wzniosła w Wiedniu
Źródło



Pierwsza część opowieści de Waala jest zdominowana przez postać Charlesa Ephrussi, konesera sztuki, estety i znanej osobistości Paryża belle epoque. To właśnie on nabył kolekcję netsuke, która później została przekazana w podarunku ślubnym wiedeńskiemu kuzynowi i była niemym obserwatorem oszałamiającego sukcesu, narastających trudności i ostatecznego upadku rodu. Finansowo rodzinę osłabiła I wojna światowa i wydatki związane z popieraniem Cesarstwa Austro-Węgierskiego, a kompletny upadek z groźbą utraty życia przyszedł w momencie Anschlussu Austrii i wprowadzenia antyżydowskich regulacji prawnych. Członkowie rodu Ephrussich uszli z życiem, ale ich bogactwo przepadło. Nie udało się odzyskać choćby jego cząstki. Po latach resztki kolekcji netsuke trafiły do Japonii, skąd oryginalnie pochodziły. Potem trafiły w ręce de Waala, uznanego artysty ceramika, który postanowił napisać tę książkę wspomnieniową i oddać hołd przodkom upamiętniając ich w ten niezwykły sposób.

Autor prowadzi swą opowieść z rozmachem, w formie niespiesznej, niezwykle plastycznej gawędy. Dużą uwagę przywiązuje do opisu tła, czyli ówczesnego Paryża i Wiednia, gdzie głównie rozgrywały się losy Ephrussich. W przypadku Paryża te opisy są czasem zbyt specjalistyczne, koncentrujące się na detalach, które docenić mogą chyba tylko historycy sztuki. Autor z pietyzmem opisuje falę japonizmu, jaka zalała Paryż pod koniec XIX wieku. Niewątpliwie problemem był brak odpowiedniej dokumentacji i z tego zapewne wynika styl tej opowieści, który pozostawia w pamięci czytającego nie osobowości przodków, a raczej ogólną atmosferę miejsc, w których przyszło im żyć oraz niekwestionowaną aurę bogactwa. Poza Charlesem Ephrussim, o którym chyba dowiadujemy się najwięcej, inni członkowie rodziny przypominają cienie przeszłości bez jakichś charakterystycznych właściwości. 


Książka niewątpliwie warta jest przeczytania. Dzięki niej możemy poznać niesamowitą historię rodziny od relatywnego ubóstwa (akurat nieopisanego) aż do niewyobrażalnego bogactwa i upadku spowodowanego wydarzeniami dziejowymi. Choć żaden z bohaterów nie utkwił mi specjalnie w pamięci, to jednak ta historia rodzinna, której symbolem są losy kolekcji japońskich figurek z kości słoniowej, robi wrażenie i pozostaje w pamięci.



Autor: Edmund de Waal
Tytuł oryginalny: The Hare with Amber Eyes: a Family's Century of Art. and Loss
Wydawnictwo: Czarne
Tłumacz: Elżbieta Jasińska
Rok wydania: 2013

 
 

środa, 1 kwietnia 2015

Andrzej Stasiuk, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach



 


„Tak więc wrzesień. Początek końca. Ostatni wysiłek świata zanim zacznie powoli gasnąć, popielić się i zamierać. Heroiczny miesiąc.” (s. 102)

Andrzej Stasiuk to specyficzny twórca; albo się ulegnie magii jego pisarstwa, albo uzna za nudziarza. Jego proza ma w sobie dużo melancholii, nostalgii, szukania sensu w świece obecnym i minionym. Mimo zaszycia w swojej małej ojczyźnie w Bieszczadach zew podróży wzywa go co jakiś czas i wyrusza głównie na południe i wschód, a potem opisuje swoje wrażenia i wzruszenia w swoich książkach. 

Nie pretenduję do bycia ekspertem w odniesieniu do twórczości pisarza, gdyż przed sięgnięciem po „Nie ma ekspresów przy żółtych drogach” przeczytałam do tej pory zaledwie dwie jego książki, ale przyznaję, że jego „nudziarstwo” mnie czaruje. Jego spostrzeżenia, porównania, odczucia otoczone są lekką mgiełką niedopowiedzenia, smutku i jakby dekadenckiego nastroju, co mnie osobiście czaruje, choć nie wszystkie jego teksty są na równie wysokim poziomie.

„Nie ma ekspresów przy żółtych drogach” to zbiór szkiców, który sprawia wrażenie dość przypadkowego. Nie odnalazłam tu jakiejś generalnej myśli przewodniej, no chyba, że za taką uznać podróż na wschód rozumiany szeroko od nadbużańskiej krainy dzieciństwa po stepy Mongolii i syberyjskie osady. Ten misz-masz dziwi mniej, gdy przeczytamy informację zamieszczoną na końcu książki, iż szkice zawarte w książce pochodzą z wydawnictw prasowych i internetowych z ostatnich lat.

Poziom esejów zawartych w omawianej dziś książce jest dość nierówny. Miło mi się czytało wspomnienia z wyjazdów na wieś do babci w czasach dzieciństwa autora, może dlatego, że ja również udawałam się na wakacyjny wypoczynek w tamte rejony. :) Zachwycił mnie szkic „Najsłynniejsi Łemkowie świata”, w którym Andrzej Stasiuk wspomina dwóch artystów pochodzenia łemkowskiego i z pewnością nigdy nie zgadniecie, o kim on traktuje. :)

Proza Stasiuka jest prosta i przystępna, ale nasączona melancholią i tęsknotą. Każdy może się w niej odnaleźć, choćby przez wspomnienie swoich magicznych momentów z peregrynacji dalszych i bliższych. Nie każdy jednak potrafi przekuć swoje doświadczenia w ciekawy tekst. Nie zawsze udaje się to również Stasiukowi. Lubię jego styl pisarski, ale czasami jego wnioski zupełnie rozmijają się z moimi odczuciami i zadziwiają swoją powierzchownością. Dopóki jednak Andrzej Stasiuk będzie autorem takich perełek, jak „Palenie”, „Wrzesień” czy „Wujek”, dopóty będę go czytać z nadzieją i oczekiwaniem na nowe odkrycia.

„Przyglądam się mapie wiszącej na ścianie. Wschodnia granica Unii przypomina rzekę łączącą Morze Bałtyckie z Morzem Czarnym. Przebiega u nasady naszego kontynentu, który w istocie jest maleńkim półwyspem na euroazjatyckim lądzie. Na cienką krętą linię napiera cały ogromny Wschód. Napiera Rosja z Syberią, Azja Centralna, napierają Chiny, Indie oraz Indochiny. Wszyscy pożądają europejskich bogactw, europejskiego komfortu, europejskiego luksusu. Nie ma się co oszukiwać – pożądają tego wszystkiego nawet ascetyczni i fundamentalistyczni mahometanie. Setki milionów ludzi chcą się wybrać w podróż. Dziesiątki wybierają się i stają u bram naszej krainy. (…) Przyglądam się granicy na mapie i widzę, jak jest krucha. Krucha i nie do utrzymania. Żyjemy na naszym półwyspie jak w oblężonej twierdzy. (s. 62)


Autor: Andrzej Stasiuk
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 176

wtorek, 16 września 2014

Małgorzata Rejmer, Bukareszt. Kurz i krew





„Mam wrażenie, że Bukareszt to miasto ludzi, którzy nie chcą pamiętać o przeszłości, a jednak przeszłość woła za nimi na każdym kroku.” (s. 174)

Są kraje niby bliskie nam geograficznie, o których historii wiemy niewiele lub prawie nic. Tak z ręką na sercu, kto z Was kojarzy z Rumunią jakiekolwiek inne postacie niż Drakulę i Ceaucescu? No może jeszcze Eugene Ionesco czy Nadię Comaneci. Gdy zaczęłam się nad tym zastanawiać, to poza wymienionymi osobami i Bukaresztem, ogólną, dość zamgloną wiedzą o postawie Rumunii podczas I i II wojny światowej w mojej głowie żadna klapka już się nie otworzyła, żeby móc ten skromny zasób wiedzy poszerzyć. Przykre, ale prawdziwe. A przecież to kraj z naszego regionu geograficznego, który odegrał istotną rolę w tułaczce Polaków po klęsce wrześniowej w 1939 r.

Małgorzata Rejmer, młoda polska pisarka i dziennikarka, w latach 2009-11 podróżowała do Bukaresztu wielokrotnie. Chociaż nie jest to miasto, które łatwo zdobywa serca podróżników, to jednak między polską autorką a miastem powstała silna więź, którą można spokojnie określić mianem uczucia. W swojej książce Małgorzata Rejmer daje wyraz swojej fascynacji tym miastem, ludźmi tam żyjącymi i trudnej historii, której doświadczył ten naród.

Książka podzielona jest na trzy zasadnicze części o skrótowych, acz celnych tytułach:  

Komunizm. Złoto i błoto
Międzywojnie. Oko i ostrze
Współczesność. Orient i obłęd

„Bukareszt komunistyczny był prezentem, ofertą mamiącą ludzi – ciągnął Tomek [Ogiński].- Tu się przyjeżdżało, dostawało pracę od ręki i szło do zakładu, gdzie produkowano buble. Ludzie żyli w mieszkaniach, które były bublami, i ich życie też było bublem. I tak Bukareszt stał się miastem-bublem, odbiciem Pjongjangu i wszystkich stolic totalitarnych miast-scenografii, które oszukiwały ludzi i które były przez nich oszukiwane, miast, w których w najlepsze trwało permanentne oszustwo.” (s. 207)

Czasy dyktatury komunistycznej ujęte są w kilku miniaturach opartych głównie na wywiadach. Na ich podstawie autorka tworzy eseje opisujące historie rodzinne naznaczone prześladowaniami, biedą i wszechobecnym donosicielstwem. Z tych rozmów wyłania się fragment przeszłości, który przemawia do nas z całą mocą. Praktycznie każda rodzina była dotknięta bestialstwem reżimu, każdy może opowiedzieć o członku bliższej lub dalszej rodziny, który miał się nieszczęście znaleźć na celowniku tajnych służb. Autorkę interesują również osobowości Nicolae Ceaucescu i jego żony Eleny, osób mało wybitnych, które zapewniły sobie nie ograniczoną niczym władzę, czego wyrazem jest choćby budowa ogromnego Pałacu Ludowego kosztem trudnych do wyobrażenia zniszczeń w tkance architektonicznej stolicy i - co ważniejsze - kosztem katorżniczej pracy tysięcy ludzi. Ten budynek jest zresztą dla autorki symbolem braku rozliczeń po epoce komunistycznej. Tak jak po groteskowym i dramatycznym „procesie” i egzekucji dyktatorskiego małżeństwa nie wyjaśniono praktycznie żadnego aspektu tego wydarzenia, tak i obecny przekaz oficjalny na temat Pałacu podkreśla jego wymiary, epatuje liczbami, nie informując o krwawych kosztach i bezsensowności tej decyzji.

„Przysłowia rumuńskie stanowią komentarz na wypadek wszelkiego rodzaju nieszczęść i zgryzot, na wypadek zdrady, bólu i nieszczęścia:

„Dasz komuś chleba z solą, pożre cię całego.”

„Ten, kogo nie znasz, cię sprzeda, ten, kogo znasz, cię kupi.”(…)

„Masz pieniądze, masz przyjaciół, nie masz pieniędzy, nie masz przyjaciół.”
(s.161)


Druga część to miniatury dotyczące Rumunii przed wojną, nie mniej krwawej i naznaczonej ludzkimi fanaberiami władców. Te teksty pozwalają jednak spojrzeć na miasto i kraj z innej perspektywy, wyobrazić sobie piękne domy, secesyjne balkoniki, które budowano na wzór Paryża, a które w dużej mierze zostały zniszczone w pogoni za budową nowego wspaniałego świata. Świata naznaczonego gigantomachią i nieliczeniem się z człowiekiem.

„Bukareszt jest miastem tyleż tragicznym, co komicznym, czasem drobne zdarzenia zaczynają się jak komedia, potem raptownie przybierają postać tragedii, a na koniec zostają w pamięci jako farsa.” (s. 250)

Ostatnia część to eseje o współczesnym Bukareszcie. Autorka przedstawia tu własne doświadczenia, spotkania z ludźmi, zapisy rozmów o współczesności i przeszłości. W pamięć zapada jej relacja z podróży koleją naznaczoną agresywnością sfrustrowanej kontrolerki biletów czy przerażający wręcz materiał o watahach bezpańskich psów wałęsających się po rumuńskiej stolicy. 

Książka jest napisana z pasją i uczuciem. To jest widoczne i czuje się tę fascynację. Jeśli mogłabym się do czegoś przyczepić, to nie podobało mi się nadmierne wyeksponowanie wątku dotyczącego potajemnych aborcji w epoce komunizmu. Nie kwestionuję faktu, że autorka poruszyła ten temat, ale wydaje mi się, że poświęcono mu zbyt wiele miejsca w tej książce, którą czyta się świetnie mimo niełatwego tematu i trudnych sytuacji, które są opisane bez owijania w bawełnę. Jeśli podczas lektury co i raz pojawia się u mnie chęć pogłębienia wiedzy na temat pojawiających się osób, miejsc i faktów, to jest to symptom udanej lektury. Tak było w przypadku tej książki, której lektura była dla mnie wielkim przeżyciem i jednym z tegorocznych odkryć.

Mam jednak nieco ambiwalentne odczucia wobec tej lektury. O ile czytało mi się ją świetnie, opisywane miejsca, sytuacje i ludzie wzbudzali moje żywe zainteresowanie, o tyle nie poczułam chęci odwiedzenia tego miasta, poczucia jego atmosfery fatalizmu i beznadziei, która uwiodła autorkę. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to kawałek naprawdę świetnego reportażu zaangażowanego i osobistego, odkrywającego przed czytającym zupełnie nieznane aspekty przeszłości i teraźniejszości. Ta książka wciąga i elektryzuje.

 
Małgorzata Rejmer (ur. 1985) - polska pisarka. W 2009 r. wydała debiutancką książkę pt. "Toksymia" i otrzymała za nią nominację do Nagrody Literackiej Gdynia. Jej kolejna książka "Bukareszt. Kurz i krew" otrzymała Nagrodę Newsweeka im. Teresy Torańskiej, była także nominowana do nagrody Nike. Wywiad m.in. o fascynacji Bukaresztem znajdziecie tu.
 
 
 
 
Autor: Małgorzata Rejmer
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Sulina
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 288

czwartek, 24 lipca 2014

Madhur Jaffrey, Wśród mangowych drzew




Madhur Jaffrey to popularna na Zachodzie autorka książek kucharskich. Z jej nazwiskiem zetknęłam się po raz pierwszy, trudno mi więc wyrokować, czy jej popularność dorównuje Jamiemu Olivierowi czy Gordonowi Ramsayowi, ale skusiłam się na książkę, której podtytuł - "Wspomnienia z dzieciństwa w Indiach" - niósł nadzieję na ciekawą lekturę.
 
W Indiach rodzice nadają swoim dzieciom niestandardowe imiona, często wręcz poetyckie. Madhur Jaffrey miała szczęście dostać imię wypełnione słodyczą i słońcem, gdyż jej imię oznacza "słodka jak miód". Zawdzięcza je ojcu, który nie podążył za radą kapłanów, aby nazwać ją "bogini niebios". Autorka książki urodziła się w 1933 r. i dorastała w licznej rodzinie, której rodowód sięga XVI wieku. Jej protoplastą ze strony ojca był minister finansów cesarza Aurangzeba z dynastii Wielkich Mogołów. Rodzina ta należała do podkasty mathur kajastha, czyli pisarz, skryba, urzędnik i była naprawdę dobrze sytuowana. Choć hinduistyczna, to jednak pod silnym wpływem muzułmańskim i europejskim. Lata jej dzieciństwa przypadły na końcówkę rządów brytyjskich w Indiach, wojnę, podział kraju i niepodległość. Chociaż więc wydarzeń politycznych w tym czasie nie brakowało, to jednak autorka prezentuje nam wspomnienia dotyczące niemal wyłącznie życia jej licznej rodziny, sposobu wychowania, spędzania wolnego czasu, edukacji oraz typowych potraw, które ukształtowały jej smak i wizję gotowania.
 
Jak sama autorka wspomina, posiłek spożywany w gronie rodzinnym oznaczał dla niej przebywanie w gronie przynajmniej 30-40 osób przy kilku stołach. Opisy wspólnych posiłków, wycieczek, pikników są dla autorki synonimem szczęśliwego dzieciństwa. Wspomnienia są ciepłe, przepełnione sentymentem i tęsknotą, niemniej jednak Madhur Jaffrey nie ukrywa problemów, które sprawiał jej stryj swoim niezbyt entuzjastycznym podejściem do żony i dzieci.

Wszyscy zwolennicy kuchni indyjskiej powinni czuć się usatysfakcjonowani wykazem smakowitych przepisów, którymi uraczyła nas autorka na końcu książki. Dla tych, którzy nie znają tych smaków, może być to z kolei pierwsza lekcja gotowania po indyjsku.  
 
 
Madhur Jaffrey opisuje swoje dzieciństwo rozpoczynając od scenki na drzewie mangowym, które okupowali najmłodsi członkowie licznej rodziny zatapiając ząbki w słodkich owocach mango. Ten właśnie smak kojarzy się Madhur Jaffrey z dzieciństwem i z tej właśnie scenki wywodzi się tytuł książki, swoistej podróży sentymentalnej autorki. Mnie z kolei smak mango będzie się kojarzył z tą bezpretensjonalną i ciepłą książką, która była dla mnie również nader udanym spotkaniem z serią Dolce Vita.



Autor: Madhur Jaffrey
Tytuł oryginalny: Climbing the mango trees
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Dolce Vita 
Tłumacz: Paweł Lipszyc
Rok wydania: 2013
Liczba stron: : 312
 

wtorek, 14 stycznia 2014

Jan Seghers, Zbyt piękna dziewczyna



Ten kryminał stał na mojej półce już bardzo długo. Nadszedł w końcu czas, aby zapoznać się z nowym detektywem, tym razem z Niemiec, a dokładniej z Frankfurtu.

Komisarz Robert Marthaler jest samotnym człowiekiem po czterdziestce. Jego życie prywatne praktycznie nie istnieje po tragicznej śmierci ukochanej żony piętnaście lat wcześniej. Od tej pory poświęca się wyłącznie pracy śledczego we frankfurckiej policji ograniczając znacząco swój krąg towarzyski. Gdy rozpoczyna swój urlop zostaje z niego odwołany na skutek potwornej zbrodni popełnionej na młodym mężczyźnie. Jak się okazuje był on niedoszłym panem młodym, który spędzał czas z kolegami na "kawalerskim weekendzie". Komisarz Marthaler angażuje ludzi do zespołu śledczego i rozpoczyna żmudną pracę mającą na celu wyjaśnienie, kto jest odpowiedzialny za tę zbrodnię. Wkrótce okazuje się, że w sprawę wplątana jest pewna przepiękna dziewczyna, nieuchwytna i niosąca z sobą tajemnicę. Okazuje się, że pierwsza odnaleziona ofiara nie była jedyną…

Niesamowicie piękna dziewczyna, która pojawia się w zeznaniach świadków, zachowuje się dość zagadkowo, co wzbudza zainteresowanie czytelnika. Teoretycznie, dość szybko można się domyśleć, kto stoi za zbrodniami, ale... no właśnie. Nie wszystko jest jasne jak słońce, a w momencie zakończenia lektury książki tajemnica dziewczyny nadal tkwi nam w głowie.
 
Osoba komisarza Marthalera wzbudziła moją sympatię. Nie jest on supermanem ani macho, nie też jest „gwiazdą” policji rozwiązującą wszelkie zagadki w mgnieniu oka. Jest to typ rzemieślnika, wypracowującego sobie pozycję żmudną pracą, uporem i solidnością. Nie ma właściwie życia prywatnego, jego kontakty towarzyskie są bardzo ograniczone, bez reszty poświęca się więc tropieniu przestępców. Jest również świadomy zmieniających się czasów, kiedy media zawładnęły sercami i umysłami opinii publicznej, ale stara się nie ulegać zbiorowej histerii ogarniającej jego zwierzchników na myśl o możliwym pojawieniu się na ekranie telewizora przy okazji nagłośnionej zbrodni. Coraz częściej zauważa destrukcyjny wpływ tabloidowej "czwartej władzy" na jakość pracy śledczej. Jego zdecydowanie i upór przyczyniają jednak się do rozwiązania najtrudniejszych spraw mimo popełnianych błędów. 

Ważną rolę w książce odkrywa również Frankfurt. Miasto jest jednym z pełnoprawnych bohaterów. Komisarz prowadzi nas swoimi trasami zwracając jednocześnie uwagę na ciekawe zakątki. Nie znam tego miasta, nie odczuwam potrzeby natychmiastowego poczucia jego wielkomiejskiej atmosfery, ale Jan Seghers dobrze wywiązuje się z roli frankfurckiego cicerone nadając temu miejscu pozytywne, dalekie od skojarzeń ze stolicą europejskiej finansjery, skojarzenia.

No i tak, intryga jest w porządku z ciekawym zakończeniem, główny bohater budzi sympatię, lokalny koloryt jest ładnie podany, czegóż można chcieć więcej? A jednak mimo zalet, które podniosłam wyżej, muszę przyczepić się do jednej rzeczy. Nie do końca bowiem rozumiem motywy zachowania jednej z osób wplątanych w przestępstwo. Nie mogę napisać więcej, gdyż zdradziłabym zbyt dużo, ale wątek dotyczący tej osoby ciągnie się przez dość długi czas, rozgrywają się istotne wydarzenia, a jednak jej postępowanie wydaje mi się dość nielogiczne w kontekście rozwiązania zagadki opisywanej zbrodni. Nie wiem, czy inne osoby, które przeczytały książkę zgodzą się ze mną, ale coś mi tu "zgrzytało" (i nie chodzi mi tu o tytułową dziewczynę).

Chyba nie czytałam dotąd niemieckich kryminałów, ale „Zbyt piękna dziewczyna” na pewno mnie do nich nie zniechęciła. Seghers porównywany jest w opisie na okładce do Mankella i Sjöwall / Wahlöö, ale - mimo pewnych podobieństw -uważam, że kryminały Seghersa obronią się same, gdyż mają w sobie duży potencjał, ciekawego, bliskiego czytelnikowi bohatera, fajne tło i naprawdę interesującą intrygę kryminalną. Z takim zakończeniem, które pozostawia w nas pewną dozę niepewności, jak to jednak naprawdę wszystko się stało, spotykamy się w dzisiejszych kryminałach dość rzadko, a Seghers rozegrał to naprawdę nieźle. W moim przekonaniu seria z Robertem Marthalerem rokuje dobrze. Z chęcią sięgnę po następne tomy.


 

Jan Seghers (właśc. Matthias Altenburg, ur. 1958) – niemiecki dziennikarz i pisarz. Od 2004 r. wydaje serię powieści kryminalnych z Robertem Marthalerem w roli głównej. Wywiad z Janem Seghersem o książce "Zbyt piękna dziewczyna" znajdziecie tu (źródło zdjęcia). 






Autor: Jan Seghers (właśc. Matthias Altenburg)
Tytuł oryginalny: Ein allzu schönes Mädchen
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Ze Strachem

Tłumacz: Elżbieta Kalinowska
Rok wydania: 2009

Liczba stron: 424





wtorek, 8 października 2013

Johan Theorin, Święty Psychol





Ta książka nieco rozczaruje wielbicieli kryminałów z pełnej magii i nostalgicznego uroku wyspy, jaką jawi się nam Olandia ze słynnego cyklu autorstwa Johana Theorina, gdyż akcja książki rozgrywa się zupełnie gdzie indziej. Chociaż Theorin wydał tylko trzy książki cyklu, to po „Świętego Psychola”, który opowiada historię osadzoną w innym zakątku Szwecji, sięgnęłam z niezachwianą pewnością, że spełni ona moje oczekiwania. 

„Święty Psychol” opowiada nam historię Jana, około trzydziestoletniego wychowawcy przedszkolnego, który z powodzeniem ubiega się o pracę w przedszkolu w mieście Valla we wschodniej Szwecji. Nie byłoby w tym może nic ciekawego, gdyby nie charakter tej placówki i tajemnice, które skrywa Jan. Przedszkole jest bowiem afiliowane przy pobliskim szpitalu psychiatrycznym, w którym przebywają rodzice uczęszczających tam dzieci. Bliskość dzieci i możliwość systematycznego kontaktu z nimi jest pewną formą eksperymentalnej terapii stosowaną przez lekarzy szpitala świętej Patrycji, potocznie zwanego przez miejscowych „świętym psycholem”. Jan skrywa wiele tajemnic, które są ujawniane podczas kolejnych retrospekcji. Czytelnik poznaje zakamarki jego duszy i koleje losu, które sprowadziły go do tego obcego miasta.  Atmosfera otaczająca szpital i wydarzenia, do których dochodzi przynoszą coraz więcej niepokojących elementów…

Nie jest to typowy kryminał, ale do tego czytelnicy Theorina zdążyli się chyba przyzwyczaić. Określiłabym go raczej mianem thrillera psychologicznego. Najważniejszy jest nastrój narastającego od pierwszych stron książki niepokoju. Wszystko może być pułapką. Niby nic się nie dzieje, nie dochodzi do żadnych spektakularnych wydarzeń, a jednak narasta w nas uczucie dyskomfortu i niepokoju właśnie. Głównym nosicielem tego wrażenia jest Jan, główny bohater książki, który praktycznie nie schodzi z kart książki. Swoje dodaje również placówka psychiatryczna, tytułowy „święty psychol”, ze swoją niedostępnością i tajemniczością, która otacza mieszkańców tego miejsca. 

Theorin przedstawia całą historię, wydarzenia, które się rozgrywają, wyobrażenia o nich tylko z perspektywy nowego pracownika przedszkola, który, jak rozumiemy coraz wyraźniej, miał swoje powody, które go pchnęły do podjęcia pracy w tym miejscu. Nawet nie powody, a swoistą misję. Aby poznać w szczegółach sytuację Jana i jego portret psychologiczny cofamy się do wydarzeń, które miały miejsce w jego czasach szkolnych i kilka lat przed podjęciem pracy w Valli. Te retrospekcje odsłaniają powolutku przeszłość, która ma niebagatelne znaczenie dla wydarzeń rozgrywających się współcześnie. Końcówka książki zapewnia kilka zwrotów akcji zupełnie zmieniających nasz ogląd sprawy, a samo zakończenie zaskakuje, choć jest w nim chyba za dużo pośpiechu. 

Konstrukcja książki jest ciekawa, groza narasta przeplatana retrospekcjami i obrazkami z obecnego życia Jana w Valli. Uwagę zwracają niesamowite bajki, które w pewnym momencie wpadają w ręce Jana i powiem szczerze, że mało który rodzic chciałby je czytać swojemu dziecku na dobranoc. Te bajki i osoba Jana oraz większości bohaterów wiąże jedna cecha: samotność. To cecha współczesnych ludzi, sami żyjemy, mieszkamy, śpimy rozpraszając się na krótkie spotkania towarzyskie, krótkie związki, banalne rozmowy, a nie mamy czasu na dzielenie z kimś życia, a może boimy się tego. Przygnębiający jest obraz życia współczesnego człowieka, który znajduje odbicie w książce Theorina. Właściwie wszyscy bohaterowie występujący w tej książce są samotni, nie poznajemy ich w relacji rodzinnej, lecz środowiskowej, jako kolegę z pracy, sąsiada, przełożonego i tak naprawdę nie mają oni innego życia. Choć wiwisekcji poddane jest tylko życie Jana, to egzystencja wszystkich bohaterów naznaczona jest przez wszechogarniającą pustkę, brak ciepła drugiego człowieka, co wpływa na nich w sposób niepokojący i skłaniający do przemyśleń. Choć czytelnik ma szansę poznać Jana dość dobrze, i tak jest zaskakiwany co jakiś czas, poznając jego historię i motywy jego działań. 

Książkę czyta się świetnie, jest atmosfera tajemnicy, sąsiedztwo szpitala psychiatrycznego i sekrety otaczające jego mieszkańców budzą zaciekawienie podszyte niepokojem. Theorin prowokuje nas do ciągłego odgadywania, co stoi za poszczególnymi wydarzeniami, a my i tak jesteśmy zaskakiwani. Mimo wszystko jednak, moim „numero uno” wśród książek szwedzkiego pisarza pozostaje „Zmierzch”, ale „Świętego Psychola” warto przeczytać, gdyż mimo braku magicznego nastroju Olandii (nie można mieć wszystkiego, nieprawdaż ;)), to świetna książka. Bardzo jestem ciekawa kolejnej części „kwartetu olandzkiego”, a tymczasem „Święty Psychol” pomaga skrócić czas oczekiwania na nią.
 
 
Autor: Johan Theorin
Tytuł oryginalny: Sankta Psyko
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Ze Strachem
Tłumacz: Barbara Matusiak
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 416

 

wtorek, 12 marca 2013

Johan Theorin, Smuga krwi




Niepełny jeszcze cykl znany pod nazwą „kwartetu olandzkiego” i jego autor zdobyli moje serce dwoma pierwszymi częściami. Nic więc dziwnego, że sięgnięcie po trzeci odcinek tego cyklu było oczywistością. Ciekawa byłam kolejnej odsłony życia kryminalno-metafizycznego na Olandii, magicznej wyspie, której oblicze odsłania nam Johan Theorin. 

Tym razem akcja toczy się wiosną, a główny bohater to Per Morner, który odziedziczył dom Ernsta, rzeźbiarza pracującego w kamieniołomach znanego z wcześniejszych tomów. Na wyspę sprowadzają się również "miastowi", a wśród nich Vendela i Max. On pisze książki i wygłasza prelekcje, ona jest zafascynowana elfami i ich magicznym światem, który dawał jej nadzieję podczas trudnego dzieciństwa spędzanego na wyspie. Oczywiście, nie może zabraknąć Gerlofa, który spaja wszystkie części cyklu. Tym razem postanowił opuścić dom starców i spędzić wiosnę w swoim domu, być może już ostatnią w życiu. Nie jest to jednak pobyt bezczynny, co to to nie. :)

Niebagatelne znaczenie dla rozwoju akcji ma fakt, iż Per jest synem swojego ojca, który sam siebie nazywa Jerrym, a który był potentatem szwedzkiego przemysłu pornograficznego w latach 70-tych i 80-tych. Przeszłość daje o sobie znać, gdy dom Jerry’ego płonie, a w zgliszczach policja odnajduje dwa ciała. Per, który postanowił spędzić Wielkanoć na Olandii, próbuje dotrzeć do tajemnic z przeszłości, opiekując się jednocześnie ciężko chorą córką. Co więcej, ojciec Pera, po przebytym kilka lat wcześniej wylewie, jest w stanie komunikować się wyłącznie za pomocą pojedynczych słów, co utrudnia znacząco uzyskanie dokładniejszych informacji o jego biznesowych kontaktach, które mogły mieć istotny wpływ na niszczycielski i tragiczny pożar, który kosztował życie dwojga ludzi. Per podczas pobytu na wyspie nawiązuje również kontakt z sąsiadami, Vendelą, Maxem i Gerlofem…
 

Tytułowa „Smuga krwi” to czerwona skała wapienna w kamieniołomach, o której legenda krążąca wśród mieszkańców wyspy mówi, że powstała w wyniku krwawego starcia między elfami i trollami. I Theorin używa całego swojego kunsztu, abyśmy ulegli magii i uwierzyli w istnienie tych tajemniczych istot na jego ukochanej wyspie. Dramatyczne wydarzenia z dzieciństwa Vendeli, do których powraca ona w kilku retrospekcjach, pamiętnik zmarłej żony Gerlofa, który on podczytuje siedząc w ogrodzie – obie te historie z przeszłości zawierają w sobie rozwiązanie pewnej zagadki z przeszłości, ale teraźniejszość również niesie zagrożenie, którego doświadcza Per.

Kryminały Theorina są specyficzne, gdyż balansują na krawędzi literatury obyczajowej nasyconej dużą dawką magii z zagadką kryminalną w tle, która de facto nie jest najważniejsza. Najważniejsi są ludzie, których opisuje Theorin, którzy często zmagają się ze stratą, muszą stawić czoło zagrożeniu, niekoniecznie ze strony przestępców. Dwie poprzednie części zachwyciły mnie i uznałam Theorina za jednego z najbardziej utalentowanych twórców. „Smuga krwi” to również bardzo dobrze napisana książka, choć nie dostarczyła mi takich emocji jak poprzednie. Ze wszystkich wątków, które pojawiają się w książce zagadka kryminalna, której musi stawić czoło Per zainteresowała mnie najmniej. Ponieważ rzecz dotyczy szwedzkiego przemysłu porno, miałam wrażenie, że został on dopisany trochę jakby „na zamówienie” w takim specyficznym sosie propagandowym, złożonym głównie z szeroko rozpowszechnionych klisz i zbitek. Może to zbyt mocno powiedziane, ale pisarz chyba jednak nie „czuł” tematu, żeby uczynić z niego coś bardziej angażującego czytelnika. 

Mnie najbardziej ujął oczywiście Gerlof rozmyślający o przeszłości i umiejący trafnie połączyć części łamigłówki z przeszłości i teraźniejszości i już żałuję, że zapewne czwarta część kwartetu będzie jego pożegnaniem. Bardzo wzruszyła mnie też miłość Pera do dzieci, a zwłaszcza do chorej córki. Miłość ojcowską dosyć zamkniętego w sobie człowieka pisarz przedstawił z dużą dozą czułości zwłaszcza w porównaniu do doświadczeń Pera z własnym dzieciństwem i braku więzi z ojcem. 

Zaciekawiła mnie również postać Vendeli oraz elfowo-trollowa otoczka tej książki. Opustoszała wioska nie jest mimo wszystko tak przerażająca jak we wcześniejszych powieściach, chociaż poruszający jest obraz jej opustoszenia i wyludniania się stałych mieszkańców na rzecz sezonowych gości, których stać na budowanie okazałych willi. Wypada mi jednak zgodzić się z wieloma blogerami, którzy wcześniej wypowiadali się na temat tej książki, że to jest chyba rzeczywiście najsłabsza część cyklu, choć ma swój urok. Nie zmienia to jednak faktu, że z niecierpliwością oczekuję na kolejny tom. Bo Johan Theorin utalentowanym pisarzem jest. :)


Źródło zdjęcia
Johan Theorin (ur. 1963 r.) - szwedzki pisarz i dziennikarz. Autor serii kryminałów, których akcja rozgrywa się na bałtyckiej wyspie Olandia. W 2007 r. Szwedzka Akademia Kryminału uznała "Zmierzch" za najlepszy debiut. Za "Nocną zamieć" Theorin otrzymał w 2009 r. Szklany Klucz, nagrodę literacką przyznawaną corocznie przez Stowarzyszenie Twórców Kryminałów pisarzom z krajów nordyckich.


Autor: Johan Theorin
Tytuł oryginalny: Blodläge
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Ze Strachem
Tłumacz: Barbara Matusiak
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 456



sobota, 21 lipca 2012

Mariusz Szczygieł, Zrób sobie raj




Mariusza Szczygła wielu zapamiętało jako pierwszego gospodarza polskiego talk-show, czyli emitowanego w Polsacie „Na każdy temat” w latach 1995 - 2001. Ja – choć pamiętam ten program – nie byłam pod jego szczególnym wrażeniem, a potem pan Szczygieł zajął się pracą dziennikarską i zniknął z szeroko rozumianego „horyzontu medialnego”. Wrócił do mojej świadomości w formie wielkiego „bum”, czyli książki „Gottland”, która wywarła na mnie duże wrażenie. Do dziś, po paru latach od lektury, pamiętam kilka esejów: o rodzinie Batów, o Kubisovej i Helenie Vondrackovej, dwóch przyjaciółkach i piosenkarkach, których kariery potoczyły się tak odmiennie, czy o pomniku Stalina w Pradze. Nic więc dziwnego, że „Zrób sobie raj” również postanowiłam przeczytać. Ba, byłam pewna, że czeka mnie uczta i nowe odkrycia dotyczące stanu duszy czeskich sąsiadów. 


Nie można zaprzeczyć, że książka ta jest napisana bardzo sprawnie i potoczyście, czyta się ją szybko mimo pewnego chaosu w prezentacji tematów poszczególnych esejów. Widać, że autor kocha Czechów miłością bezgraniczną i wszystko wskazuje na to, że odwzajemnioną. :) Mariusz Szczygieł koncentruje się w tej książce na stosunku Czechów do religii. Kolejne eseje pokazują, jak im się żyje bez Boga. Nie chciałabym komentować wyboru tematyki tego zbioru esejów, gdyż to kwestia indywidualnego wyboru i nastawienia zarówno autora, jak i czytelników. Każdy temat można przedstawić ciekawie i niebanalnie. "Zrób sobie raj" jednak w miarę postępu lektury stawał się dla mnie zbyt monotematyczny i nieco nużący. Muszę również przyznać, że w mojej pamięci – a czytałam tę książkę parę miesięcy temu – ostała się z tego zbioru jedynie dość niesmaczna historyjka o malarzu Janie Saudku i jego perypetiach miłosno – zawodowych, a pozostałe eseje w większości rozmyły mi się w niepamięci. Czekałam trochę z opisaniem swoich wrażeń, bo u mnie czasami proces przelania swoich wrażeń na papier trochę trwa, ale może to i dobrze, bo teraz widzę, że „Gottland” nadal tkwi w mojej pamięci i czasem do niego zaglądam, a „Zrób sobie raj”, no cóż..., wyblakł, przemknął i znikł.

 
Co mi się jeszcze rzuciło w oczy? Autor przeplata kolejne eseje swoistymi wyimkami z sondy przeprowadzonej wśród członków partii Prawo i Sprawiedliwość nt. pytań do Czechów w związku z ich brakiem religijności. Zastanawia mnie, dlaczego autor postanowił wybrać akurat tę grupę ludzką do udziału w sondzie? Jeżeli chodzi o grupę osób religijnych, lepszym „targetem” byliby chyba uczestnicy grup przykościelnych, żywo uczestniczący w życiu Kościoła, a nie partii politycznej, z którą gazeta Mariusza Szczygła nie jest w najserdeczniejszych stosunkach…



Nie ukrywam, że lektura tej książki była dla mnie rozczarowaniem. Wiem, że zapewne narażę się wielu zagorzałym zwolennikom tej książki, ale do mnie ona po prostu nie przemówiła. Nie ma w niej tej prostoty i magnetyzmu, jaki odnalazłam w "Gottlandzie". W mojej ocenie „Zrób sobie raj” jest pozycją ciekawą, wartą - mimo moich krytycznych uwag - przeczytania. Nie dorównuje ona jednak poziomem poprzedniczce, która rzeczywiście niosła wiele interesujących spostrzeżeń i przyczyniła się znacząco do rozbudzenia zainteresowania naszym południowym sąsiadem, jego historią i kulturą, wśród ludzi do tej pory nie wykazującym takiego zainteresowania. Być może moja opinia nt. „Zrób sobie raj” byłaby lepsza, gdybym nie czytała wcześniej „Gottlandu”. Jeśli chcecie się zapoznać z czeskimi dziełami Mariusza Szczygła gorąco polecam przeczytanie najpierw tej wcześniejszej książki. :)





Mariusz Szczygieł (ur. 1966 r.) - reporter, absolwent Wydziału Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Pracę zaczął zaraz po maturze w tygodniku "Na przełaj". Od 1990 roku pracuje w "Gazecie Wyborczej", od roku 2004 jest redaktorem "Dużego Formatu". W latach 1995–2001 prowadził talk-show "Na każdy temat" w TV Polsat. Wydał sześć książek: Niedziela, która zdarzyła się w środę (1996, 2011), Gottland (2006, 2010), antologię 20. 20 lat nowej Polski w reportażach według Mariusza Szczygła (2009, 2011), Kaprysik. Damskie historie (2010), Zrób sobie raj (2010) oraz Laska nebeska (2012). Książka Gottland, poświęcona Czechom, została przełożona na 10 języków, autor otrzymał za nią m.in. NIKE Czytelników oraz European Book Prize 2009 – nagrodę Unii Europejskiej za najlepszą europejską książkę roku. Razem z Wojciechem Tochmanem i Pawłem Goźlińskim założył Instytut Reportażu (www.instytutR.pl) oraz księgarnię reporterów Wrzenie Świata.
Strona internetowa autora: http://www.mariuszszczygiel.com.pl/
Źródło zdjęcia: www.wikipedia.org


Moja ocena: 4 / 6


Autor: Mariusz Szczygieł
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 292


Autorzy

Agopsowicz Monika Albaret Celeste Albom Mitch Alvtegen Karin Austen Jane Babina Natalka Bachmann Ingeborg Baranowska Małgorzata Becerra Angela Beekman Aimee Bek Aleksander Bellow Saul Bennett Alan Besala Jerzy Bobkowski Andrzej Bogucka Maria Bonda Katarzyna Borkowska Urszula Bowen Rhys Brabant Hyacinthe Braine John Brodski Josif Calvino Italo Castagno Dario Cegielski Tadeusz Cejrowski Wojciech Cherezińska Elżbieta Cleeves Ann Courtemanche Gil Covey Sean Crummey Michael Cusk Rachel Czapska Maria Czarnecka Renata Czarnyszewicz Florian Czwojdrak Bożena Dallas Sandra de Blasi Marlena Didion Joan Dmochowska Emma Doctorow E.L. Domagalski Dariusz Domańska-Kubiak Irena Dostojewska Anna Drewniak Wojciech Drinkwater Carol Drucka Nadzieja Druckerman Pamela Dunlop Fuchsia Dyer Wayne Edwardson Ake Evans Richard Fabiani Bożena Fadiman Anne Faulkner William Fiedler Arkady Filipowicz Wika Fletcher Susan Fogelström Per Anders Fønhus Mikkjel Fowler Karen Joy Frankl Viktor Franzen Jonathan Frayn Michael Fredro Aleksander Fryczkowska Anna Gaskell Elizabeth Genow Magdalena Gilmour David Giordano Paolo Goetel Ferdynand Goethe Johann Wolfgang Gołowkina Irina Grabowska-Grzyb Ałbena Grabski Maciej Green Penelope Grimes Martha Grimwood Ken Gunnarsson Gunnar Gustafsson Lars Gutowska-Adamczyk Małgorzata Guzowska Marta Hagen Wiktor Hamsun Knut Hejke Krzysztof Helsztyński Stanisław Hen Józef Herbert Zbigniew Hill Napoleon Hill Susan Hoffmanowa Klementyna Holt Anne Hovsgaard Jens Hulova Petra Ishiguro Kazuo Iwaszkiewicz Jarosław Iwaszkiewiczowa Anna Jaffrey Madhur Jahren Hope Jakowienko Mira Jamski Piotr Jaruzelska Monika Jastrzębska Magdalena Jersild Per Christian Jörgensdotter Anna Jurgała-Jureczka Joanna Kaczyńska Marta Kallentoft Mons Kanger Thomas Kanowicz Grigorij Karlsson Elise Karon Jan Karpiński Wojciech Kaschnitz Marie Luise Kolbuszewski Jacek Komuda Jacek Kościński Piotr Kowecka Elżbieta Kraszewski Józef Ignacy Kręt Helena Kroh Antoni Kruusval Catarina Krzysztoń Jerzy Kuncewiczowa Maria Kutyłowska Helena Lackberg Camilla Lanckorońska Karolina Lander Leena Larsson Asa Laurain Antoine Lehtonen Joel Loreau Dominique cytaty Lupton Rosamund Lurie Alison Ładyński Antonin Łapicka Zuzanna Łopieńska Barbara Łozińska Maja Łoziński Mikołaj Maciejewska Beata Maciorowski Mirosław Mackiewicz Józef Magris Claudio Malczewski Rafał Maloney Alison Małecki Jan Manguel Alberto Mankell Henning Mann Wojciech Mansfield Katherine Marai Sandor Marias Javier Marinina Aleksandra Marklund Liza Marquez Gabriel Masłoń Krzysztof Mazzucco Melania McKeown Greg Meder Basia Meller Marcin Meredith George Michniewicz Tomasz Miłoszewski Zygmunt Mitchell David Mizielińscy Mjaset Christer Mrożek Sławomir Mukka Timo Murakami Haruki Musierowicz Małgorzata Musso Guillaume Myśliwski Wiesław Nair Preethi Naszkowski Zbigniew Nesbø Jo Nesser Hakan Nicieja Stanisław Nothomb Amelie Nowakowski Marek Nowik Mirosław Obertyńska Beata Oksanen Sofi Orlińska Zuzanna Ossendowski Antoni Ferdynand Pająk-Puda Dorota Paukszta Eugeniusz Pawełczyńska Anna Pawlikowski Michał Pezzelli Peter Pilch Krzysztof Platerowa Katarzyna Plebanek Grażyna Płatowa Wiktoria Proust Marcel Pruszkowska Maria Pruszyńska Anna Przedpełska-Trzeciakowska Anna Puchalska Joanna Puzyńska Katarzyna Quinn Spencer Rabska Zuzanna Rankin Ian Rejmer Małgorzata Reszka Paweł Rutkowski Krzysztof Rylski Eustachy Sadler Michael Safak Elif Schirmer Marcin Seghers Jan Sobański Antoni Sobolewska Justyna Staalesen Gunnar Stanowski Krzysztor Stasiuk Andrzej Stec Ewa Stenka Danuta Stockett Kathryn Stulgińska Zofia Susso Eva Sypuła-Gliwa Joanna Szabo Magda Szalay David Szarota Piotr Szczygieł Mariusz Szejnert Małgorzata Szumska Małgorzata Terzani Tiziano Theorin Johan Thompson Ruth Todd Jackie Tomkowski Jan Tristante Jeronimo Tullet Herve Velthuijs Max Venclova Tomas Venezia Mariolina Vesaas Tarjei Wachowicz-Makowska Jolanta Waltari Mika Wałkuski Marek Wańkowicz Melchior Warmbrunn Erika Wassmo Herbjørg Wasylewski Stanisław Weissensteiner Friedrich White Patrick Wiechert Ernst Wieslander Jujja Włodek Ludwika Zevin Gabrielle Zyskowska-Ignaciak Katarzyna Żylińska Jadwiga
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...