"Listy miłości" - Maria Nurowska
Miłość zaraża. Gdy o niej czytam, moja miłość wzrasta. Po
lekturze tej książki ogromnie potrzebowałam kogoś, komu mogę powiedzieć, jak
bardzo go kocham. Pechowo byłam w pociągu. I nie było tam nikogo, kogo bym
kochała. Nie mogłam też zadzwonić. Chciałam się przytulić. Bo Maria Nurowska
obudziła we mnie tę część, która przez większość czasu śpi. Ale przecież
czytanie cudzej korespondencji ma w sobie coś takiego. Szczególnie listów
miłosnych. A może listów, które pisała miłość?
Wojenne historie mi się przejadają, o ile już nie przejadły.
Mimo to Nurowska wysłała mnie do warszawskiego getta, gdzie zobaczyłam, jak
dziecko traci niewinność i sprzedaje się za chleb, a później za kawior. Młoda
dziewczyna staje się femme fatale. A
potem odchodzi, kradnie innej kobiecie męża i dziecko. Komuś życie. W
plątaninie kłamstw, tożsamości i własnego niezdecydowania. I choć kocha swojego
„męża” i „syna” z całego serca, to wciąż ma w sobie tę prostytutkę i tłumaczy
własne zachowania miłością. Czy ona potrafi tak naprawdę kochać?
Pomysł rewelacyjny, sposób przedstawienia także, choć
momentami skoki w czasie kazały na chwilę zwolnić, by się zastanowić, w którym
punkcie obecnie jesteśmy. Bohaterka z początku zachwyca swoją niewinnością, ale
im dalej, tym bardziej frustruje. To książka, w której można się zakochać. I
tak byłoby w moim przypadku, gdyby nie ostatnia ćwiartka, w której najchętniej
zastrzeliłabym bohaterkę. Jedyna refleksja wobec niej: Nie zasługiwała na to,
co miała. I miłość nie jest tu żadną wymówką.
Z Nurowską jeszcze się spotkam. Z „Listami miłości”
prawdopodobnie już nie. Piękne, ale raz w zupełności wystarczy.
Naprawdę? Ja miałam do siebie pretensje, że czytam coś tak słabego.
OdpowiedzUsuńMyślę, że emocjonalnie mi podeszła. Jestem na świeżo, więc mogę jedynie powiedzieć: Tak, naprawdę.
UsuńCzytałam Twoją opinię i mnie trochę zaskoczyła. Mi się naprawdę bardzo podobała. Do momentu. Im bliżej końca, tym gorzej.
Jak po takiej opinii mogłabym nie sięgnąć po "Listy miłości"? Literaturę wojenną uwielbiam, a z twórczością Nurowskiej pragnę zapoznać się od dawna. Nie zniechęcą mnie nawet niezbyt przychylne recenzje, na jakie można trafić.
OdpowiedzUsuń