Dobry przykład na to, jak wydawca może spaprać robotę, jeśli koniecznie chce zdążyć z wydaniem książki przed kinową ekranizacją. Mogę wybaczyć literówki, nawet błąd gramatyczny, ale na kolana rzuciła mnie "grupa hula-hoop", w której jakoby uczestniczyła bohaterka. Hula-hoop to takie plastikowe kółeczko, a taniec hawajski (akcja książki rozgrywa się na Hawajach), wyraźnie opisany w tym miejscu książki, nazywa się hula. Bose stopy uderzające o podłogę, wzrok podążając za łagodnym ruchem dłoni - rzeczywiście opis kręcenia hula-hoop jak w pysk strzelił. Rozumiem, że może nie każdy słyszał o tańcu hula, większość czytelników pewnie nie zwróci uwagi, ale to nie usprawiedliwia wydawcy. Ostatecznie od poprawiania błędów tłumacza są redaktorzy i korektorzy, którzy takie bzdury powinni prostować.
Przeczytałam tę powieść głównie dla miejsca akcji - Hawajów, bo kultura hawajska bardzo mnie interesuje i miałam ochotę podejrzeć, jak współcześnie wygląda to miejsce. Ze względu na koszty podróży osobiste odwiedziny raczej nie nastąpią w najbliższym czasie. Trochę uroków, ale i niedostatków, tego wyspiarskiego raju można dojrzeć pod warstwą fabularną i poczułam się usatysfakcjonowana. Zresztą mam jeszcze w planach obejrzenie ekranizacji - z tych samych przyczyn.
A jeśli chodzi o fabułę? Nie było źle, ale i bez fajerwerków. Matt King, spadkobierca bogatej hawajskiej rodziny, ojciec dwóch córek, traci w wypadku żonę. Dokładniej - kobieta nadal żyje, ale znajduje się w stanie głębokiej śpiączki, z której się nie wybudzi. Matt musi się uporać nie tylko z bólem po stracie, ale także z rolą ojca, która dotąd pełnił tylko z nazwy, a także z informacją, że jego żona prawdopodobnie nie była mu wierna.
Głównym minusem był dla mnie mało wiarygodny bohater. Często miałam wrażenie, że czytam monolog kobiety, która tylko udaje mężczyznę - sposób rozumowania po prostu mi nie pasował. Autorka jest młodą kobietą i myślę, że nie poradziła sobie z zadaniem, jakim jest wczucie się w psychikę mężczyzny w średnim wieku. Chociaż może wina znów leży po stronie tłumacza?
Po drugie - dziwny związek, jaki Matt tworzył z Joanie, także do mnie nie przemówił. Pisarka bardzo próbowała, ale nie przekonała mnie, że taka relacja rzeczywiście mogłaby istnieć. Może gdyby Matt był zupełną ciapą, trwałby w związku z kobietą, którą określiłabym mianem nie szalonej (to ma nawet taki pozytywnie-uwodzicielski posmak), tylko irytująco niezrównoważonej, płytkiej i niezbyt bystrej, która od życia chce tylko zabawy, jest fatalną matka i raczej marną żoną. Tymczasem Matt jawi się jako przystojny, inteligentny i bogaty, bardziej przyzwyczajony do żony, niż jakoś szaleńczo zakochany. Tu znów widzę w nim jakies typowo kobiece zachowania. (Pisarka przekonuje, że był zakochany, ale w żadnych scenkach z ich wspólnego życia tego nie dostrzegłam. Niektóre emocje powinny wynikać spomiędzy wierszy, a nie być wyraźnie napisane "on ją kochał kropka a ona taka niewdzięcznica kropka").
Po trzecie - jeśli współczesne dzieci są rzeczywiście takie, jak opisane w książce, to ja chyba podziękuję za własne. Podjęcie roli ojca wobec zwykłych dzieci byłoby już wyzwaniem, a te się chyba wdały w matkę...
Mimo wszystko nie czytało się źle, szybko poszło, chociaż te z założenia dramatyczne wątki jakoś nie wzbudziły u mnie głębszych emocji. Ale może ja taka zmanierowana jestem. W każdym razie nie potrafię zgodzić się z Sofią Coppolą, której rekomendacja widnieje na okładce, jakoby był to jakiś książkowy "namberłan". Pozycja dla chętnych.
Niepoprawna wielbicielka "Alicji w Krainie Czarów", zawyża poziom czytelnictwa, folguje nałogowi, uprawia tsudoku i hoduje dwa małe mole (książkowe). Poprzednia nazwa bloga (Jedz, tańcz i czytaj) zdezaktualizowała się - mam dzieci, nie mam czasu na nic, ale nadal czytam. Zamiast spać.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hawaje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hawaje. Pokaż wszystkie posty
4 czerwca 2012
25 marca 2011
Niezwykłe kobiety II - Idealna księżniczka
Historia zaczyna się tak, jak powinna się zaczynać każda porządna baśń. Daleko stąd, na magicznej wyspie, żyła księżniczka cudnej urody. Była nie tylko piękna, ale także mądra, silna i wszechstronnie utalentowana. A wszystko to działo się dawno dawno temu, zanim jeszcze USA postanowiły, że Hawaje powinny należeć do nich. Szkoda tylko, że ta baśń należy do tych tragicznych, pozbawionych happy endu.
Pełne nazwisko księżniczki Ka'iulani brzmiało Victoria Ka‘iulani Kawekio I Lunalilo Kalaninuiahilapalapa Cleghorn - pierwsze imię otrzymała na cześć brytyjskiej królowej Wiktorii. Urodziła się jako siostrzenica rządzącego króla, z matki Hawajki (utalentowanej kompozytorki) i ojca Szkota. Jej dzieciństwo było w istocie bajkowe, kształcona przez brytyjskie guwernantki była jednak wolna jak ptak na rajskiej wyspie - tańczyła, śpiewała, malowała i ku przerażeniu opiekunek wypływała wpław daleko w morze. Jej dom był otwarty dla międzynarodowych gości, więc nie była bynajmniej odcięta ani od zachodniej, ani dalekowschodniej cywilizacji (planowano jej zaręczyny z japońskim księciem).
Pierwszym cieniem na tym słodkim obrazku była śmierć ukochanej matki. Później wydarzenia potoczyły się już lawinowo - w wieku 13 lat Ka'iulani została wysłana (wraz z przyrodnią siostrą) na rok do Anglii. Jednocześnie na Hawajach doszło do przewrotu - król został zmuszony do podpisania konstytucji znacznie ograniczającej jego władzę.
Ka'iulani w Anglii chodziła do szkół, podróżowała, poznawała świat - po roku jej siostra została odesłana na Hawaje, ale Ka'iulani (w Anglii używała imienia Wiktoria) musiała pozostać. Rok zamienił się w cztery niełatwe, ale owocne lata. Tymczasem jej wuj, król Hawajów, zmarł, władza przeszła w ręce jego żony, która na swoją następczynię wyznaczyła właśnie Ka'iulani. Jednak wtedy właśnie doszło do kolejnego przewrotu - królowa została obalona i zamknięta w domowym areszcie, a Hawaje stały się częścią Stanów Zjednoczonych. Według nowej konstytucji prawo głosowania, a więc władza, należało do właścicieli ziemskich. Czy należy tłumaczyć, że rodowici Hawajczycy na ogół nie posiadali ziemi, a większość znajdowała się w rękach białych osadników?
Zaledwie 17-letnia Ka'iulani nie pozostała obojętną na krzywdę swoich ludzi. Jej odezwę zamieściła brytyjska prasa, a sama księżniczka popłynęła do Ameryki, by spotkać się z prezydentem Clevelandem. Następnie powróciła na Hawaje, gdzie nie była już uznawana (przez rządzących) za osobę mającą jakiekolwiek prawa do decydowania o losie Hawajczyków. Mimo to, dzięki ogromnej determinacji, udało jej się płynąć na poprawę losu swoich poddanych - prawo głosu zostało przyznane wszystkim mieszkańcom Hawajów.
Księżniczka nie cieszyła się długo tym sukcesem. Zmarła w wieku 23 lat z niewyjaśnionych przyczyn. Mówiono, że sytuacja jej narodu złamała jej serce.
To aż nie do wiary, że tak romantyczne losy zostały na 100 lat zapomniane. Na szczęście ostatnio przywołano je na światło dzienne w filmie "Princess Ka'iulani". Cieszę się, że mogłam je poznać, zwłaszcza że bardzo interesuję się kulturą Hawajów (ale tą prawdziwą, niezamerykanizowaną kulturą, która jest mało znana, ale głęboka i fascynująca.)
Sam film jest dość przyzwoitą biografią, o walorach głównie poznawczych, chociaż wydaje mi się, że pominięto zbyt wiele - choćby fakt istnienia trzech przyrodnich sióstr Ka'iulani - a skupiono się na jej romansie podczas pobytu w Wielkiej Brytanii (nie wiem nawet, czy jest prawdziwy).
Jeszcze w ramach ciekawostek - aktorka grająca główną rolę, Q'Orinka Kilcher, jest przykładem współczesnego pomieszania kulturowego. Urodzona w Niemczech z ojca Peruwiańczyka i matki Szwajcarki, wychowywała się na Hawajach, ale nie jest rodaczką Ka'iulani. Jako aktorka dała się poznać w filmie o innej egzotycznej postaci kobiecej - Pocahontas (The New World, 2005).
Princess Ka'iulani, reż. Marc Forby, USA, UK 2009.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Winter is coming... Tym razem w komiksie.
Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...
-
Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...
-
Cztery lata wierni czytelnicy Jeżycjady odczekali się na przyjazd Magdusi do Poznania. Ja też czekałam. Oczekiwanie dłużyło mi się niemi...
-
Moje pierwsze zetknięcie z Jane Eyre było całkiem nieświadome. W wieku kilku lat oglądałam z rodzicami jakiś film i jedyne co z niego zapami...