Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ku pokrzepieniu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ku pokrzepieniu. Pokaż wszystkie posty

10 kwietnia 2011

Zakurzone kino - seans pierwszy



Dziś w programie "oldskulowe" poprawiacze humoru. 
Trudno powiedzieć, żeby to były filmy mojej młodości, jako że powstały kilkadziesiąt lat przed moimi narodzinami, ale po ich obejrzeniu mam ochotę zakrzyknąć "Ach, gdzie się podziały tamte filmy, piękne kobiety, mężczyźni przystojni jak bogowie, tamto doskonałe aktorstwo i niebanalne scenariusze!" Z tego okrzyku możecie wywnioskować, że mi się podobało. I słusznie.


Dźwięki muzyki / The Sound of Music
musical z 1965 r.


Klasyka musicalu. Czy jest ktoś, kto tego nie widział? Tak - ja. W zeszłym tygodniu obejrzałam po raz pierwszy w życiu, ale bez wątpienia nie ostatni. Film wszedł szturmem do mojego repertuaru antychandrowego.

Rodzeństwo van Trapp melduje się na rozkaz!

Fabuła
Akcja toczy się w Austrii pod koniec lat 30. XX w. Maria chce zostać zakonnicą, jednak mimo swego ogromnego uroku najwyraźniej nie ma do tego predyspozycji - spokój i posłuszeństwo nie leżą w jej naturze. Mądra matka przełożona chce, by dziewczyna poznała świat poza kościelnymi murami i wysyła ją do domu kapitana von Trappa - wdowca z siódemka dzieci. Kapitan wychowuje potomstwo według wojskowego porządku i dopiero dzięki Marii do domu powraca śmiech, zabawa i muzyka. Może powróci tez miłość? Jednak nad głową rodziny zbierają się ciemne chmury, bo oto nazistowskie Niemcy wyciągają swoje ciemne macki po Austrię, starając się podporządkować sobie obywateli tego kraju - a kapitan von Trapp jest przecież wojskowym i obowiązuje go posłuszeństwo wobec prohitlerowskiej władzy. 


Ocena
Nie będę udawać, że jestem jakąś straszną fanką musicali. Jest kilka które lubię (no dobra, jeden -  "Deszczowa piosenka, też klasyk). Na niektórych utworach karygodnie popychałam akcje do przodu, bo nie przypadły mi do gustu. Ale były i wyjątki, np. piosenka, za pomocą której Maria uczy dzieci gamy jest tak chwytliwa, że słyszałam ja w glowie przez kilka następnych dni. A do tego chyba po raz pierwszy zrozumiałam, o co wlaściwie chodzi w tej gamie :) 
Sama akcja bardzo wciągająca - śledziłam ją z niekłamaną ciekawością.

Christopher Plummer
jako kapitan van Trapp
Aktorstwo bez zarzutu - Julie Andrews chwyta uśmiechem i "niepoprawnością" za serce, a Christopher Plummer nie dość, że śpiewa, to jeszcze emanuje męskością na prawo i lewo ;)  I pomyśleć, że ostatnio oglądałam go siwego w "Parnassusie".... Dzieciaki zagrane świetne, jak zawsze w amerykańskim kinie - najstarsza córka von Trappa byla tak sliczna, że aż mi się nie chce wierzyć, że nie robila dalszej kariery w Hollywood. 
W bonusie film ma jeszcze piękne górskie krajobrazy.



Mary Poppins
musical z 1964 r.

Seria o Mary Poppins to jedna z moich najukochańszych lektur z dzieciństwa. Przy dzisiejszych efektach specjalnych można by bez problemu wyprodukować ekranizację w postaci porządnego długiego serialu - tylko filmowców chyba nie interesuje opowieść o dzieciach sprzed prawie 100 lat i ich niezwykłej guwernantce. W końcu ani jednego wampira tam nie ma - nudy.


Fabuła
Kto czytał, ten wie. A kto nie czytał, niech czym prędzej nadrobi :)
Rodzice dwojga rozbrykanych dzieci - Janeczki i Michasia - nie mogą znaleźć żadnej guwernantki, która wytrzymałaby z ich pociechami. Pewnego dnia wiatr przywiewa jednak (dosłownie) niezwykłą damę, pewną siebie i gustownie ubraną, która potrafi jeździć po poręczy w górę oraz ma dywanikową torbę, do której zmieści się wszystko, nawet stojak na płaszcze. Potrafi też poradzić sobie z każdym dzieckiem (i dorosłym), za pomocą sprytu, uśmiechu i odrobinki czarów :)



Ocena
Film odbiega znacznie od książki, pod wieloma względami. W oryginale dzieci była czwórka w porywach do piątki (jedno przybyło w trakcie serii), Mary Poppins była zdecydowanie mniej uśmiechnięta, mniej czuła i mniej rozśpiewana (ale to musical, więc to ostatnie wybaczam), przedstawiono tylko kilka z niezwykłych przygód opisanych w książce (dlatego optuję za serialem), ale za to dodano osobowość niemal nieobecnym w książce rodzicom dzieci. Tutaj ojciec to sztywny brytyjski konserwatysta, a mama - zwariowana sufrażystka (ta postać ma zresztą mnóstwo uroku).


Rozczulają animowane "efekty specjalne", w postaci disneyowskich zwierzątek i postaci. Ja już jestem zmanierowana rożnymi avatarami, ale przypuszczam, że młodszym dzieciom nie będzie to przeszkadzać. W ogóle produkcję polecałabym raczej dzieciom, niemniej jest pełna uroku i dorosłym też przyjemnie ją obejrzeć.





Dzwony Najświętszej Marii Panny
 / The Bells of St. Mary's
komedia z 1945 r.
 

Tematyka dziecięca zdominowała ten seans. Tytułowa Najświętsza Maria Panna (St. Mary's) to szkoła prowadzona przez zakonnice i księdza. 
Trochę musical, trochę dramat, ale najbardziej komedia. Uroczy film z przepiękną Ingrid Bergman (Złoty Glob) i pełnym uroku Bingiem Crosbym (nominacja do Oskara).

Fabuła
Poglądy siostry Benedict i ojca O'Malleya na prowadzenie szkoły mogą się różnić, ale obojgu leży na sercach dobro dzieci, nawet jeśli czasem używają skrajnie różnych metod. Niestety wisi nad nimi groźba zamknięcia szkoły


Ocena
Doskonały. Bawi zgrabnymi dialogami, krzepi staroświeckim optymizmem, a na koniec wzrusza. Wciąga i poprawia humor. Cieszę się, że odnalazłam tę perełkę.

9 października 2010

Bon apetit!

Julia Child, Alex Prud'homme*
Moje życie we Francji
tłum. Anna Sak
Wydawnictwo Literackie
Kraków, 2010

Przepis:
Weźcie jedną nadzwyczajnej postury Amerykankę. Wymieszajcie z zapałem do życia, energią i pasją. Dorzućcie jednego gorąco kochanego męża. Całość przelejcie do Francji i zostawcie tam na wiele lat, aż dobrze nasiąknie. Aha, jeszcze mocno doprawcie wyrafinowaną francuską kuchnią. I voila! Potrawa gotowa, pozostaje życzyć wam bon apetit!

Urzekła mnie ta książka niezwykle. Jako przeciętna Polka, nie słyszałam o Julii Child, dopóki w kinie nie pojawił się film Julie and Julia. Postać grana przez Meryl Streep była tak cudowna, ze zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Potem poznałam książkę-pierwowzór, która bardzo mi się spodobała, ale zabrakło mi tam pełnokrwistej Julii Child, bo pojawiała się tylko w głowie bohaterki. Jak tylko zobaczyłam więc, że wydano wspomnienia samej Julii, poczułam że już są moje :) 


No i wsiąkłam. Chociaż nie jestem fanką kuchni francuskiej, a jako wegetarianka i fanka zdrowego żywienia 90% serwowanych dań, mocno mięsnych i śmietanowo-maślanych, nie wzięłabym do ust, to Julia opisuje je z taką pasją, że nie można się oderwać. Jaką nieprawdopodobną wewnętrzną siłę musiała mieć ta kobieta - przeniosła w końcu taką górę, jaką było namieszanie w głowach Amerykanów, dla których wyrażenie "wyrafinowana kuchnia" oznaczało dotąd otwarcie puszki Campbella.
Posłuchajcie tego: "Wciąż jeszcze tyle było do nauczenia i zrobienia - artykuły i książki do napisania, może jeden czy dwa programy w telewizji do zrealizowania. Chciałam nauczyć się łowić homary w Maine, odwiedzić rzeźnię w Chicago, uczyć dzieciaki gotować. (...) Krótko mówiąc, apetyt wcale mi się nie zmniejszył." Fragment dotyczy okresu, kiedy Julia miała 80 lat... Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że ja tez wtedy taka będę.


*Alex Prud'homme, który pomógł Julii spisać jej wspomnienia, to cioteczny wnuk jej męża, Paula.

Winter is coming... Tym razem w komiksie.

Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...