Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nauka języka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nauka języka. Pokaż wszystkie posty

10 sierpnia 2014

Łatwa nauka trudnych słówek na dwa sposoby - cz. 2



To mój najnowszy zakup, długo za mną chodził i wreszcie się skusiłam. Słownik obrazkowy wbrew pozorom nie jest przeznaczony wcale dla najmłodszego użytkownika, ale oglądając go czuję się trochę jak dziecko. Jest bardzo ładnie zilustrowany, ogląda się z przyjemnością, słówka też poczytuję z zainteresowaniem, choć nie twierdze, że szalenie potrzebuję do szczęścia takich terminów jak "wąż odmulający" czy "graniatka" (elementy urządzenia wiertniczego). Są tu jednak także przydatniejsze (dla mnie) słówka. Dobrze się sprawdza, jeśli szuka się obcej nazwy, nie znając zarazem polskiej. Poza tym słowo zilustowane o wiele łatwiej wryje się w pamięć, przynajmniej mnie. Ilustracje uporządkowane są według kategorii (m.in. jedzenie i kuchnia, dom, ubiory, nauka, sport i gry). Dostępny jest też pełny słownik, zaawierający 20 tys. haseł, ale co za dużo, to niezdrowo - nawet w wersji podręcznej (10 tys. haseł) jest mnóstwo terminów, których nigdy nie użyję.

 


Teraz kusi mnie jeszcze obrazkowy słownik wielojęzyczny, ale kupię go sobie w nagrodę dopiero, jak się czegoś rzeczywiście nauczę...

23 lipca 2014

Łatwa nauka trudnych słówek na dwa sposoby - cz. 1

Pisałam jakiś czas temu o fiszkach do nauki języka hiszpańskiego, teraz przyszedł czas na podrasowanie angielskiego, bo dostałam cztery interesujące pudełeczka dla osób średniozaawansowanych i zaawansowanych w tym języku. Pudełeczka są bardzo poręczne, zmieszczą się do kieszeni i małej torebki, łatwo je wszędzie ze sobą zabrać, dzięki czemu można zagospodarować nimi czas wolny w podróży lub na spacerze z maluchem (chociaż w tym drugim przypadku raczej już nie zdarza mi się mieć wolnego, bo dziecię weszło w burzliwy okres zabaw piaskownicowych).

 

W każdym pudełeczku są dwie przekładki: "Nauka" i "Umiem", dzięki czemu można bawić się z sobą samym w quiz językowy, z braku lepszych rozrywek. Fiszki z słówkami do "naumienia" odgradzamy przekładką "Nauka", a "naumiane" chowamy za "Umiem" (i puchniemy z dumy, jak dużo opanowaliśmy...).


Pudełeczko pierwsze to zestaw "Amerykański kontra brytyjski". Jak łatwo się domyślić, po jednej stronie fiszki znajduje się słowo polskie, po drugiej dwa odpowiedniki angielskie - ten używany w Stanach Zjednoczonych,  i ten w Wielkiej Brytanii. Dla mnie rzecz bardzo przydatna, bo ucząc się języka nie przywiązywałam do tej pory wielkiej wagi do tego, w którym kraju dane słówko jest używane, a tym samym mój poziom wiedzy na ten temat oscyluje w okolicach zerowych.



Pudełeczko drugie zatytułowano "Konstrukcje egzaminacyjne", co nie mówi niemal nic, ale rzut oka na zawartość wykazała, że chodzi o idiomy (idiomy dwumianowe i wyrażenia idiomatyczne). Bez ich znajomości można się zwykle swobodnie porozumiewać, ale na egzaminach rzeczywiście pojawiają się obficie.




Pudełeczko trzecie - "Najczęstsze błędy". Błędy rozmaite, bo i niewłaściwe zwroty, i szyk, i gramatyka.



Pudełeczko ostatnie to "Wyrazy zdradliwe", czyli false friends. Wyrazy angielskie, które brzmią podobnie do polskich, ale znaczą co innego (sztandarowy przykład to 'eventually', które wcale nie znaczy 'ewentuwalnie'). Ten zestaw czytałam z największym zainteresowaniem, odkrywając, jak często się do tej pory myliłam, ech...



Bardzo interesujące te zestawy, bardzo przydatne, a dodatkowo w gratisie otrzymuje się wersję mp3 wszystkich fiszek (do ściągnięcie ze strony wydawcy), więc z wymową też nie ma problemu. Teraz mi do szczęścia brakuje już tylko wystarczająco silnej motywacji do nauki. W sumie - jest silna, ale chęć czytania książek i oglądania seriali niestety silniejsza, więc na razie chęć z powodzeniem spycha motywację w ciemny kąt mojego umysłu i każe jej siedzieć cicho...

Bardzo dziękuję Wydawictwu Cztery Głowy za udostępnienie zestawu.

6 lutego 2013

Jak nie dać umrzeć szarym komórkom

Podobno dobrym sposobem na to - poza czytaniem - jest nauka języków. W związku z kompletnym zakręceniem mojego życia przez ostatnie pół roku, nauka ta leżała i dogorywała. Bardzo jestem na siebie zła, bo nie ma nic gorszego niż zapomnieć to, co człowiek w pocie czoła wcześniej zapamiętywał. Ale naprawdę - pomiędzy wchłanianiem wiedzy na temat ciąży, porodu i obsługi niemowlaków, analizą jakości klejów do płytek i gipsów, demolowaniem i montowaniem na nowo elementów mojego mieszkania nie daję już rady ślęczeć nad podręcznikami. Poza tym samotna nauka nigdy mi nie szla. Wiem, że są ludzie, którzy potrafią uczyć się samemu - z filmów, książek, ćwiczeń, podręczników itp. - proszę o wystąpienie i niech powiedzą, jak to robią. Mnie się nigdy nie udaje. Najpóźniej po kilku tygodniach okazuje się, że zapał zmarł śmiercią naturalną, a czas wolny to mit i legenda.

Na ratunek przyszło mi niespodziewanie Wydawnictwo Cztery Głowy, proponując przetestowanie fiszek do nauki języka hiszpańskiego. Zareagowałam ze średnim entuzjazmem, bo tu przeprowadzka, tu remont, gdzie ja mam głowę do nauki, a do tego fiszki jakoś nie wzbudzały mojego zaufania jako skuteczna metoda nauczania. No, ale dobrze, mogę spróbować, przecież chcę się uczyć, a nowość zawsze kusi. Książek nie recenzuję, bo nie lubię mieć poczucia przymusu, ze akurat muszę czytać to, a nie co innego, ale fiszki to przecież nie książka, si?

Zestaw "Fiszki. Czasowniki dla średnio zaawansowanych", którym zostałam obdarzona, na początku oszołomił mnie rozmiarami. 1050 kartoników. Ponad TYSIĄC. Aż takiej obfitości się nie spodziewałam. Wygląda to mniej więcej tak:



Wystające karteczki to przekładki oddzielające poszczególne kategorie odmian czasowników (odmiana w czasie teraźniejszym, przeszłym dokonanym, tryb łączący, peryfrazy werbalne, rekcja czasownika, zwroty, idiomy i przysłowia). Załączona jest też fiszka z zasadami wymowy, chociaż w moim zestawie znalazła się miła niespodzianka w postaci pyty audio, na której lektor (po akcencie sądząc - native speaker) czyta każdą z fiszek. To akurat bardzo duża pomoc, bo mimo że wymowa hiszpańska jest dość prosta, to dobrze się upewnić, że czytamy poprawnie. Zdaje się jednak, że wersja audio nie jest standardowo dostępna w każdym zestawie, czasem należy ją zakupić oddzielnie.


Fiszki i płyta to nie koniec. Najbardziej zafrapował mnie podręczny zestaw origami, który po złożeniu okazał się pudełkiem MEMOBOX. Do tej formy nauki podeszłam jak pies do jeża, ale okazała się genialna w swej prostocie i skuteczności:



W skrócie nauka z fiszkami wygląda tak: ustalamy sobie jakąś liczbę fiszek, jaką dziennie możemy opanować - najlepiej nie za dużo, u mnie to było 15 (tyle polecają), ale jak ktoś chce, niech bierze jedną dziennie (pudełko starczy mu na parę lat ;)). Utrwalamy w pamięci zawartość, podpierając się wersją audio. Następnie karteczki "naumiane" lądują w memoboksie - w pierwszej jego przegródce. Po czym - rozpoczynamy żmudny proces powtórek i sprawdzania, co nam się udało zapamiętać (niekoniecznie zaraz po nauce, w dowolnej chwili, także w ciągu kolejnych dni i w ogóle kiedy chcemy). Wyciągamy po jednej karteczce z pierwszej przegródki, sprawdzamy, czy pamiętamy (patrząc na stronę polską odgadujemy tłumaczenie/odmianę). Jeśli tłumaczenie jest poprawne, karteczka ląduje w kolejnej przegródce. Jeśli nie, wraca na ostatnią pozycję w przegródce pierwszej. Kiedy wszystkie fiszki są w "dwójce", można ponowić proces, tym razem przenosząc je do "trójki" - i tak aż do końca pudełka. Za każdym razem fiszka, której nie umiemy wraca do przegródki pierwszej. Brzmi to może zawile, ale jest bardzo proste i skuteczne. Powtórki są chyba najnudniejszym elementem uczenia się języków, przynajmniej w moim przypadku, a ten przypomina zabawę i człowiek nawet nie zauważa, że się uczy. Można sobie postawić pudełko pod ręką, na szafce obok łóżka, przy komputerze, na stoliku przed kanapą i wtedy sięga się po karteczki niemal bezwiednie.



Oczywiście, nie jest to "cudowny" sposób nauki języków. Sam zakup i ustawienie sobie fiszek w dowolnym miejscu nie wystarczą, trzeba jeszcze mieć chęć i motywację do nauki, inaczej memobox i tysiąc fiszek pokryją się kurzem. Ja akurat zapał odczuwam, ale że z czasem wolnym marnie, łatwiej mi sięgnąć po kilka karteczek dziennie niż rozkładać zeszyty i podręczniki. A wiedza mi się codziennie zwiększa, może nie w szaleńczym tempie, ale jednak. Nawet wolny stęp do przodu jest lepszy niż nic, bo jak wiadomo, kto stoi w miejscu ten się cofa. W dodatku - akurat nauka słówek to moja pięta achillesowa. Lubię gramatykę, zasady budowania czasów mogę analizować z przyjemnością, chętnie czytam dowolnie nudne czytanki, ale nie znoszę uczyć się "vocabulario". Sposób z fiszkami jest zdecydowanie lepszy niż zwykła lista słówek w zeszycie i chociaż nie zastąpi tradycyjnych metod nauki, to z pewnością je urozmaici.

Oczywiście, dostępne są także fiszki z innych języków, choćby angielski, niemiecki i francuski, ale też mniej popularne, np. norweski czy japoński, na różnych poziomach zaawansowania, również wersje dla maturzystów oraz kolorowe z obrazkami dla dzieci. Bardzo zainteresował mnie szwedzki, o którego nauce myślę od dawna - tu dostępny jest tzw.starter, czyli 500 podstawowych słów i zwrotów z wersją audio na płycie CD. Nie jestem jednak pewna, jak sprawdzi się ta forma nauki w przypadku zupełnych początków. Na pewno mogę ją polecić osobom, które już "liznęły" języka i chcą dokształcać się samodzielnie.

Więcej informacji dostępnych jest TUTAJ - można też kupić zestawy, z tego co widzę, to nawet w promocyjnych cenach.

Winter is coming... Tym razem w komiksie.

Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...