A literatura islandzka wydawana w Polsce chyba głównie kryminałami stoi. Czytałam jeden, który bardzo mi się podobał - "W bagnie" Arnaldura Indridasona i postanowiłam kontynuować znajomość z ponurym jak islandzka zima detektywem Erlendurem Sveinssonem. Kolejne tomy to:
"Grobowa cisza" podobała mi się bardzo. Detektyw Erlendur próbuje rozwikłać zagadkę odnalezionych w ziemi starych ludzkich kości. Zagadka mało pilna, bo bardzo niemłoda - szczątki spoczywają w prowizorycznym grobie od kilkudziesięciu lat - ale nie daje mu spokoju. A przecież ma na głowie problemy osobiste z córką-narkomanką, która spodziewa się dziecka. Nastrój mroczny, melancholijny, fabuła rzetelnie wciąga. Polecam.
Przy "Głosie" - niestety - mój zachwyt nieco opadł. Akcja rozgrywa się tuż przed świętami Bożego Narodzenia, bardzo stacjonarnie, bo w budynku hotelu - Erlendur nawet zajmuje w nim jeden pokój (nie ma ochoty wracać do pustego mieszkania na święta), więc tkwimy tam razem z nim. W rzeczonym hotelu zostaje brutalnie zamordowany portier. Pracował tam niemal 20 lat, ale na dobrą sprawę nikt go nie znał, nikt o nim nic nie wiedział, gromadzenie informacji na temat denata idzie więc opornie. Zagadka przyzwoita, więc się nie czepiam, ale zirytowała mnie jakaś dziwna maniera, którą zauważyłam w tym tomie. Nie znam się na działalności policji w tym kraju, ale jakieś takie dziwne mi się wydawało, że przesłuchiwani na pytania śledczych często odpowiadają w sposób "A skąd pan o tym wie?" lub wręcz "Jak pan śmie o to pytać?". Wydawało mi się dotąd, że od tego jest policja śledcza, żeby wiedzieć o podejrzanych, a nawet i świadkach, potencjalnie niewygodne rzeczy, a nawet domagać się od nich poszerzania informacji. Tymczasem islandzcy śledczy w obliczu takich pytań robią się potulni i zmieniają temat... Ale może się czepiam, bo po prostu mało było Islandii w tym tomie, hotel jak każdy inny w Europie.
Dałam szansę także płci pięknej kryminalnie utalentowanej i sięgnęłam po pierwszy tom serii autorstwa Yrsy Sigurdardóttir o prawniczce Thorze Gudmundsdottir, pt. "Trzeci znak".
Tu Islandii było sporo - i geograficznie, i historycznie, więc usatysfakcjonowana jestem w pełni. Trzeba przyznać, że Autorka postawiła sobie niełatwe zadanie, bo uczyniła ofiarą zbrodni osobnika raczej antypatycznego. Jeśli trudno sympatyzować z ofiarą, łatwo o obojętność wobec wyników śledztwa - a jednak nie mogłam się oderwać. Na terenie uniwersytetu zostają odnalezione okaleczone zwłoki niemieckiego studenta, Haralda Guntlieba, który na Islandii zgłębiał temat prześladowania czarownic. Zainteresowania wykraczały poza czysto naukowe, bo i życie prywatne Haralda okazało się co najmniej ekscentryczne. Ciekawa zagadka, wciągające tło historyczne, a do tego budząca zainteresowanie bohaterka. Poleciłabym, ale mam wrażenie, że wszyscy czytali już kilka lat temu ;) Tylko ja jak zwykle w ogonie. Ale chętnie sięgnę po kolejne tomy serii, mam nadzieję, że trzymają poziom.