Kiedy miałam 7 lat marzyłam, żeby zostać astronautą. Mike
Massimino też miał 7 lat, kiedy zaczął marzyć o podróżach w kosmos, bo właśnie
wtedy Neil Armstrong postawił stopę na Księżycu. U mnie skończyło się na
marzeniach, dla Massimino był to tylko początek długiej, pełnej zwątpień drogi,
najeżonej przeszkodami, które wydawały się nie do przejścia, ale ostatecznie
uwieńczonej sukcesem. W wieku 40 lat wyszedł na swój pierwszy spacer w
przestrzeni kosmicznej.
Obawiałam się, że Spaceman będzie nudną historią
naszpikowaną suchymi faktami biograficznymi. Pomyliłam się całkowicie,
Massimino porwał mnie ze sobą w zwariowaną, pełną przygód i humoru podróż, po
czym finalnie – niemal dosłownie – wystrzelił w kosmos. Fascynująca była ta
jego droga, z robotniczej rodziny na Long Island na orbitę. Urodził się w 1962
r. – nie były to czasy, kiedy wszystkie informacje można znaleźć w necie. Skąd
mały chłopiec z niezamożnej rodziny miał wiedzieć, którędy ma wędrować, żeby zasiąść
w kosmicznej rakiecie? Porzucał swoje marzenie nie raz, ale - mam wrażenie –
los sam pchał go wtedy we właściwym kierunku. Nie da się ukryć, pożałowałam, że
nigdy nie spróbowałam nawet zmierzyć się z moim dziecinnym marzeniem – w końcu droga,
która dzieliła mnie od celu, nie była wcale dłuższa niż ta, która rozciągała
się przed małym Mikiem. Na szczęście zostało mi jeszcze kilka marzeń do spełnienia,
a lektura Spacemana ogromnie pobudza do działania.

Spaceman to nie tylko sama biograficzna opowieść, ale także
dawka pasjonującej wiedzy na temat historii amerykańskich podróży w kosmos,
teleskopu Hubble’a oraz rekrutacji i szkoleń, jakie przechodzą astronauci. Nie
mogłam się oderwać, a historię naprawy teleskopu czytałam z wypiekami na
policzkach, jak powieść sensacyjną. Bardzo gorąco polecam.