Pokazywanie postów oznaczonych etykietą film animowany. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą film animowany. Pokaż wszystkie posty

19 grudnia 2011

Na świątecznie

Śniegu brak, pogoda taka a la średni październik, roboty od metra (od kilometra właściwie), a do tego jeszcze plączące się problemy zdrowotne. Rezultat - atmosfery świątecznej jakoś w tym roku nie mogę poczuć. Żeby się ratować, bo ostatecznie Boże Narodzenie tylko raz w roku i żal przeżyć je byle jak, podjęłam proświąteczną autoakcję.

Książek o właściwej tematyce, niestety, za bardzo nie mam - tylko zaczytaną i znaną na pamięć Noelkę Musierowicz. Słucham za to kolęd, czy raczej okolicznościowych piosenek angielskich i amerykańskich z lat 40-60. Takich już się teraz nie robi ;) Klimat wprowadzają jak nic. Poza tym wczoraj rozpoczęłam świąteczną propagandę filmową - na pierwszy ogień poszła najnowsza animowana (?) ekranizacja Opowieści wigilijnej Dickensa w reżyserii Roberta Zemeckisa.


Przyznam, że po głupkowatym plakacie (powyżej) i  nazwisku Jima Carreya spodziewałam się wszystkiego co najgorsze. Poza tym pierwowzór czytałam nie raz, ekranizacji też chyba z kilka widziałam, więc zastanawiałam się, jaki sens ma oglądanie kolejnej. A jednak "rozczarowałam się" na przyjemnie.

Po pierwsze - fantastyczne zdjęcia-rysunki. Wykorzystanie techniki komputerowej pozwoliło odtworzyć XIX wieczny Londyn z niezwykłą dokładnością. Angielskie kamieniczki idealnie pasują do świąt, tworząc klimat pocztówkowo-świąteczny. Aż żałowałam, że nie mogłam tego zobaczyć w oryginalnym 3d.



Po drugie - wciągająca akcja. Mimo że znana, oglądałam ją z prawdziwym zaciekawieniem, nie nudząc się ani przez chwilę.

Po trzecie - klimat. Duchy były straszne, Scrooge odrażający, a Boże Narodzenie wesołe. Czyli wszystko tak, jak powinno być.

Po czwarte - pozytywne przesłanie. Nieodmiennie.


Z minusów:
1 - Duchy  były nawet nieco za straszne - dzieciom bym tego filmu nie poleciła, a podejrzewam, że zabierane były na niego gromadnie. Momentami sama zamykałam oczy i marzyłam, żeby upiory już sobie poszły.

2 - Efekty specjalne ponownie trochę przyćmiły umysły twórców, po prostu musieli wykorzystać je w większym stopniu niż to było potrzebne. Stąd przydługa scena ucieczki Scrooge'a przed duchem przyszłych świąt, ze slapstickowym fragmentem jazdy po oblodzonych dachach i walenia głową w sople. Ech... Na szczęście tylko ten kawałek uznaję za wpadkę, reszta była dobrze wyważona.

Podsumowując, polecam dorosłym i dzieciom, które lubią się bać.

1 marca 2011

Trzy razy Sylvain Chomet

... w kolejności subiektywnej, która zupełnym przypadkiem jest też kolejnością chronologiczną.

Uwielbiam filmy animowane i maniacko oglądam wszelkie produkcje Pixara, Disneya i pochodnych. Toy story 3, które dostało Oskara, z pewnością jest świetna bajką (nie wiem, bo akurat żadnej części Toy story jeszcze nie widziałam). Niemniej, jeśli mowa o stronie wizualnej,  o wiele bardziej zachwyca mnie styl animacji odległy od tego najpopularniejszego w amerykańskich bajkach. 

 
Moim niepodważalnym faworytem jest The Secret of Kells (2009), który był nominowany do Oskara, ale go nie dostał. Przegrał jednak w doborowym towarzystwie, bo rok 2009 w animacje był mocny. Ex aequo znajdują się animacje francuskiego twórcy Sylvaina Chometa - stworzył trzy filmy pełnometrażowe i wszystkie trzy warto zobaczyć. Uwielbiam styl, w jakim zostały narysowane, a i fabuły mają warte poznania - chociaż trzeba pamiętać, że Trio z Belleville i Iluzjonista są kierowane do dorosłego widza.

Trio z Belleville, 2003
(Les Tripllettes de Belleville)


Mały Champion nie ma rodziców, ale ma babcię Madame Souzę. Babcia wzrost ma niewielki, ale charakter bardzo silny i zrobi wszystko, żeby pocieszyć smutnego wnuka. Strzałem w dziesiątkę okazuje się rower - z małego grubaska wyrasta doskonały cyklista. Jego talent okaże się jednak ogromnym zagrożeniem - Champion zostaje porwany. Madame Souza nie podda się, dopóki go nie odnajdzie.




Dzielny Despero, 2008
The Tale of Despereaux

Dzielny Despero jest kierowany do dzieci, ale i dorośli będą się na nim dobrze bawić. Mimo że jest to animacja trójwymiarowa, nadal wyraźnie odróżnia się od stylu shrekopodobnego - momentami przypominała mi ilustrację do baśni. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo jest to ekranizacja książki (Kate DiCamillo The Tale of Desperaux).


Mały Despero odróżnia się od swoich współplemieńców nie tylko mikrym wzrostem i ogromnymi uszkami, ale przede wszystkim bezpardonową odwagą i ciekawością świata. Zamiast obgryzać książki w bibliotece, zaczyna je czytać - baśń o księżniczce uwięzionej w wieży i dzielnym rycerzu rozbudza jego wyobraźnię. Kiedy sam spotyka piękną, smutną królewnę, postanawia zrobić wszystko, żeby jej pomóc.






Iluzjonista, 2010
L'Illusionniste

Iluzjonista nominowany był w tym roku do Oskara, jednak mu nie kibicowałam. Pod względem wizualnym jest rzeczywiście niezwykle zachwycający. Animacja jest perfekcyjna - czasem nieprawdopodobnie realistyczna (Edynburg), innym - zabawnie komiksowa (postacie drugoplanowe). Pojedyncze sceny są świetne, jednak fabuła jako całość jest jednak dość słaba.



Akcja rozgrywa się w latach 50-tych XX w. Tytułowy iluzjonista przędzie marnie - nikt nie jest zainteresowany jego sztuczkami. W poszukiwaniu pracy trafia do Szkocji - w małej górskiej wiosce spotyka dziewczynkę imieniem Alice, która pracuje jako pomoc domowa. Alice, ujęta jego dobrocią, decyduje się wyruszyć z nim w dalszą drogę. Razem trafiają do Edynburga - wielki świat oszałamia dziewczynkę, podczas gdy jej opiekun stara się za wszelką cenę znaleźć możliwość zarobku.



Alice zupełnie nie wzbudziła mojej sympatii - podstępnie wepchnęła się komuś pod opiekę (komuś, kto i bez niej miał dość problemów), domagała się nowych strojów i butów, a kiedy już podrosła, zamieniła opiekuna na młodszy model. Podejrzewam, że taki odbiór postaci nie był intencją twórców...

4 stycznia 2011

Filmowy Nowy Rok - część 2.

Soren i Kludd to dwaj bracia. Soren żyje w świecie baśni - uwielbia opowieści ojca o mitycznych wojownikach Ga'Hoole i chciałby zostać jednym z nich. Kludd interesuje się tym, co "tu i teraz", nie lubi bajek i naśmiewa się z brata. Pewnego dnia, kiedy ich świat wywróci się do góry nogami, obydwaj staną przed strasznym wyborem, a jedynym dla nich ratunkiem mogą stać się Strażnicy Ga'Hoole - jeśli istnieją...

Aha, czy wspomniałam, że wszyscy bohaterowie to sowy?


Legendy sowiego królestwa: Strażnicy Ga'Hoole 
Legend of the Guardians: The Owls of Ga'Hoole
reż. Zack Snyder, Australia, USA 2010

Fabuła  nie jest specjalnie skomplikowana ani zbyt oryginalna - mówi, jak niemal wszystkie bajki, o odwiecznej walce dobra ze złem. Ogląda się ją bezboleśnie, a nawet, mimo prostoty - przyznaję bez bicia - z przyjemnością. Tempo akcji jest naprawdę szybkie, wydarzenia biegną bez chwili oddechu - aż się zastanawiałam, jakim sposobem nadążają za tym dzieci, ale może ja się nie znam. Ostatecznie wychowałam się na Reksiu i Misiu Uszatku, a nie na grach komputerowych. Prawdopodobnie dzieci nie będą też miały problemu z brutalnością walk (na metalowe pazury, chociaż odbywa sie bez rozlewu krwi). Styl prowadzenia akcji jest ogólnie dość komiksowy, ale czego można oczekiwać po Zacku Snyderze, reżyserze filmu "300".

Pod względem wizualnym jednak "Legendy..." to prawdziwy majstersztyk - animacja oszałamia urodą, ogląda się to to z otwartymi ustami, a jedyne, co przychodzi do głowy, to mało inteligentne "wow".  Co ja wam zresztą będę pisać, zobaczcie sami:

 


Twórcy mieli pewną manierę spowalniania niektórych ujęć, jakby mówili: "ej, patrzcie, ale nam to ładnie wyszło, nie? widzicie, widzicie, jak mu się piórka ruszają i jak te kropelki lecą, i jak ten ogień lśni, i jak...". Ale co tam, rzeczywiście ładnie im wyszło, więc nawet mi to nie przeszkadzało.


 Dużym dzieciom gorąco polecam.

24 października 2010

Najpiękniejsza księga

Sekret Księgi z Kells
The Secret of Kells
reż. Tomm Moore
2009

Co za przepiękny film. Na początku, po obejrzeniu zwiastuna, nie byłam do niego przekonana. Treść ciekawa, ale płaska i dziwnie prosta animacja w epoce 3D kojarzyła mi się z Reksiem (przy całym szacunku dla Reksia, na którym się wychowywałam). Wydawało mi się, że lata świetlne dzielą The Secret of Kells także od przepięknych dwuwymiarowych animacji Chometa czy wytwórni Ghibli. 


Byłam w błędzie - w trakcie oglądania zapierało mi dech z wrażenia. Graficzna strona filmu jest bez skazy. Pozornie prosta, oparta na motywie koła, subtelnie zdobiona celtyckimi motywami, urzeka i hipnotyzuje.

 
 

Co więcej, także treść filmu nie pozostawia nic do życzenia - już dawno nie wciągnęła mnie tak żadna bajka. Oto w średniowiecznej Europie, w irlandzkim klasztorze w Kells, pod opieką swego wuja-opata, mieszka młody chłopiec, Brendan. Czasy są niespokojne, kraj zagrożony przez bestialskich Wikingów. Opat opętany jest myślą o budowie wielkiego muru dookoła klasztoru, który ma chronić przed najeźdźcami. W międzyczasie ze zniszczonej przez Wikingów Iony przybywa do Kells brat Aidan, słynny iluminator. Jedyne co udało mu się ocalić z pożogi, to Księga z Iony, nad zdobieniem której pracował. Starość nie pozwala mu dokończyć dzieła, jednak Brendan, zachwycony jej pięknem, decyduje się pomóc Aidanowi. Wuj jest przeciwny temu pomysłowi i Brendan może liczyć jedynie na pomoc spotkanej w lesie tajemniczej Aisling, istoty na wpół tylko rzeczywistej.  Dzięki niej chłopiec, dotąd odizolowany za murami, pozna bogactwo świata na zewnątrz. Tymczasem Wikingowie zbliżają się nieubłaganie. Już nie tylko zdobienia księgi, ale i życie wszystkich mieszkańców Kells znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

 

Fabuła oparta jest na historii i mitologii celtyckiej, dzięki czemu doskonale oddaje przenikanie się sfery doczesnej z duchową w świecie średniowiecznym. Postać Aisling porusza swoim poetyckim pięknem, podczas gdy sceny okrucieństwa Wikingów porażają realizmem (przez co mogą być trudne do zniesienia dla wrażliwszego widza - nie ze względu na dosłowność, ale na mroczną, bolesną atmosferę grozy, jaką twórcom udało się wykreować).
Zachęcam do obejrzenia, zdecydowanie warto.

Winter is coming... Tym razem w komiksie.

Nadciąga zima – długa, mroźna i niebezpieczna. Legendy mówią o tajemniczej trującej mgle, która się wtedy pojawia, jakby głód i krwiożercz...