Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 16 sierpnia 2011

Długi weekend i noodle z orientalnym kurczakiem by Izka

Co za tydzień! Powrót z urlopu, kilkudniowa delegacja do Krakowa, nadrabianie zaległości i długi weekend. I jak sobie przypomnę, że mówiłam, że w wakacje będę miała więcej czasu to tylko wzdycham... może po niedzieli (i Festiwalu Smaku w Grucznie - o którym Wam przypominam!) trochę się wszystko uspokoi - ten tydzień też stoi pod znakiem wyjazdu na drugi koniec Polski.
Izka przesłała mi kilka swoich przepisów na dania, którymi teraz karmi Amerykanów - i szczerze mówiąc, nie wiem, czy pozwolą jej wrócić do Polski ;) Dzisiaj dzielę się wami intensywnym w smaku i pełnym kolorów przepisem na noodle z orientalnym kurczakiem, marynowanym przez kilka godzin w mieszance sosu teriyaki, sosu sojowego, miodu z czosnkiem, sezamem i ostrą papryką. To musiało być aromatyczne :)

***

Pęd porywa mnie także w czytaniu. Czytam w pociągach, tuż przed snem, w każdej wolnej chwili, nie mam czasu odebrać z poczty kolejnej książki Sarah-Kate Lynch. Po drodze trafił mi się kryminał - z gotującym komisarzem w roli głównej. "Długi weekend" Wiktora Hagena z elementami kuchni w tle zdecydowanie wciąga i jest idealną propozycją na wakacyjne trasy - książkę o objętości 478 stron pochłonęłam w kilka godzin, a to dobrze świadczy o książce :) Nie jestem wielką miłośniczką kryminałów - do sięgnięcia po nią zachęcił mnie kulinarny wątek, ale to wartka akcja i niezłe dialogi okazały się być jej większym atutem. Nie męczy, ma w sobie pewien uniwersalny potencjał, który sprawia, że nie można jej zaszufladkować i włożyć na jedną z półek - "dla kobiet" lub "dla mężczyzn".
Majowy weekend, Warszawa zamiera, "na posterunku" zostaje komisarz Nemhauser, który jednocześnie opiekuje się ruchliwymi bliźniakami - Cyrylem i Metodym, a wieczorami gotuje w Czarnym Tadku. Żona pojechała do Amsterdamu ubiegać się o ciekawą pracę. Mario, partner komisarza (nota bene niezwykle barwna postać bazująca chyba na stereotypie filmowego, polskiego "gliny"), jedzie z dziewczyną o wdzięcznym imieniu Andżela do Kazimierza...
Weekend nie okazuje się ani trochę spokojny. W ciągu kilku dni zdarzają się dwa morderstwa, w które zamieszane są środowiska ekologów i archeologów. Akcja krąży wokół dosyć aktualnych (i realnych) tematów typu budowa autostrad na Euro. Jest ciekawie, napięcie rośnie, a tropów jest więcej niż można się było spodziewać. Tradycyjne w takich sytuacjach pytanie "kto zabił?" nie znajduje odpowiedzi niemal do samego końca, a rozwiązanie zagadki jest dosyć zaskakujące :)
Na koniec uraczę Was pysznym wątkiem - oto co komisarz przygotował do pewnego krytyka kulinarnego...
Pokroił polędwicę (...) Sam rozbił mięso, obtoczył je w mące zmieszanej z ziołami prowansalskimi i pieprzem i szybko zaczął podsmażać na patelni. Na drugiej patelni smażyła się już cebula. Podsmażoną cebulę wsypywał do wielkiego gara, na tym ułożył warstwę bitek. Kiedy gar się już wypełnił, sypnął do środka jeszcze ziół prowansalskich, pieprzu i wrzucił kilka garści suszonych borowików. Jasiu niemal zawsze lamentował, kiedy to widział, i pytał, czy naprawdę nie wystarczyłyby podgrzybki, a najlepiej pieczarki. Na szczęście teraz nie było go nigdzie widać. Podlał wszystko winem i odetchnął. (...) Zabrał się teraz za polędwiczki wieprzowe. Każdą owinął dokładnie plastrami prosciutto, posypał tymiankiem i krótko podsmażył na patelni. potem poowijał je w folię aluminiową, skropiwszy przedtem oliwą i winem, i wszystkie wsunął do nagrzanego piekarnika. 
Brzmi całkiem smacznie... i chyba nie muszę dodawać, że krytyk wystawił Czarnemu Tadkowi całkiem pochlebną recenzję :)

***

Noodle z orientalnym kurczakiem
SKŁADNIKI: 
(dwie porcje)
  • pierś z kurczaka (pojedyńcza)
  • 250 g makaronu spaghetti
  • 6 szparagi zielone
  • 4 małe sztuki bok choy (chińska kapusta)
  • 6 marchewek kolorowych (lub zwykłych)
  • 4 łyżki sosu sojowego
  • 2 łyżki sosu teriyaki (słodkiego)
  • 2 łyżki oliwy z oliwek lub oleju
  • sól, pieprz - do smaku
  • MARYNATA
  • 2 łyżki sosu teriyaki (słodki)
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • 1 łyżka miodu
  • 1/3 łyżeczki ostrej papryki mielonej
  • 1 łyżeczka czosnku granulowanego
  • 1 łyżka sezamu
PRZYGOTOWANIE:
Wymieszać wszystkie składniki na marynatę - po 2 łyżki sosu sojowego i tariyaki, miód, ostrą paprykę, czosnek w proszku i sezam. Fileciki kurczaka zamarynować na kilka godzin, po czym zgrillować z obu stron na patelni grillowej, grillu elektrycznym lub tradycyjnym.
Makaron ugotować al dente, odcedzić, wrzucić na patelnię z rozgrzaną łyżką oliwy lub oleju, dodać sos sojowy, sos teriyaki oraz sezam. W razie konieczności doprawić odrobiną soli i pieprzu.
Na oleju lub oliwie (1 łyżka) podsmażyć przez kilka minut pokrojone na skośne plastry marchewki, połówki bok choy oraz podgotowane wcześniej szparagi. Na talerzach układać makaron, warzywa i na wierzch - kurczaka, pokrojonego w plastry. Podawać gorące :)



































Za książkę dziękuję Wydawnictwu WAB i portalowi bobyy.pl (i jednocześnie przepraszam za poślizg:))


środa, 6 lipca 2011

Minestrone z bobem i młodą marchewką

Ponieważ Polska jeszcze tonie w chmurach po przedwczorajszych kwiatach cukinii postanowiłam dać sobie odrobinę włoskiego słońca. Zainspirowałam się "Włoską wyprawą" Jimiego Oliviera, którą na półce mam od niedawna dzięki Jul - mojej przyjaciółce z drugiego końca kraju :) Zyskałam garść wspomnień, przepisów i cennych rad, z których pewnie nieraz skorzystam.
Minestrone to włoska zupa z sezonowych warzyw. Przepisów na nią tyle, ile Włochów (bo przecież każdy Włoch ma swoje wyrobione zdanie na temat jedzenia:)). Jamie zwrócił uwagę na kilka podstawowych zasad:
- po pierwsze sezonowe, różnorodne warzywa
- dobry wywar - bulion z kurczaka lub z wędzonej szynki
- przygotowanie soffritto - czyli podsmażonej na oliwie, na wolnym ogniu bazie warzyw - cebuli, czosnku, marchewki, pędów bazylii, może być także np. koper włoski - dzięki takiemu przygotowaniu smaki wspaniale się intensyfikują.

Korzystając z głównych wskazówek Jamiego, ugotowałam własną wersję - bez pomidorów, ale za to z bobem i młodą marchewką, całość przyprawiłam parmezanem i odrobiną białego wina. To nie jest zupa, którą robi się szybko (chyba, że macie gotowy bulion), ale już jedna miseczka wynagradza czas spędzony na czekaniu - sprawia, że czujemy się posileni i rozgrzani :) 

Minestrone z bobem i młodą marchewką

SKŁADNIKI (6 porcji):

bulion z kurczaka:
  • 2 pałki z kurczaka (ok. 40-50 dag)
  • 2-2,5 l wody
  • dwie młode marchewki
  • korzeń pietruszki
  • 5 cm kawałek pora
  • kilka ziarenek pieprzu
  • kilka ziarenek ziela angielskiego
  • listek laurowy
  • sól (ilość wg uznania:))
  • spora szczypta lubczyku
minestrone
  • 2 młode cebule
  • duży ząbek czosnku
  • 3 łyżki oliwy z oliwek
  • 40 dag bobu
  • pęczek młodej marchwi
  • korzeń pietruszki + gałązka natki pietruszki
  • dwie gałązki bazylii
  • 1 mała, młoda cukinia
  • 1 ziemniak
  • garść młodego zielonego groszku
  • kieliszek białego wina (ok. 150 ml)
  • szklanka drobnego lub pokruszonego makaronu (może być razowy)
  • sól i świeżo zmielony pieprz do smaku
  • do podania: parmezan
PRZYGOTOWANIE: 
Ugotować bulion - ja gotuję go zazwyczaj na pałkach kurczaka, a jego mięso wykorzystuję do sałatek (np. z kuskusem, kukurydzą, papryką i pietruszką - z odrobiną majonezu). Opłukać mięso, zalać zimną wodą (2-2,5 l) i postawić na średnim ogniu. Po zagotowaniu zebrać pianę z wierzchu i dodać włoszczyznę (pokrojone młode marchewki, korzeń pietruszki, kawałek pora), a także ziele angielskie, listek laurowy, kulki pieprzu i łyżkę soli. Zmniejszyć ogień. Gotować ok. 1,5 - 2 godzin, pod koniec gotowania dodać lubczyk i sól do smaku (jeśli potrzeba). Chwilę podgotować, wyjąć mięso.
Na ok. pół godziny przed końcem gotowania rosołu można zacząć przygotowywać soffritto. Na patelni rozgrzać trzy łyżki oliwy z oliwek. Wrzucić pokrojoną cebulę, czosnek i posiekane pędy bazylii (listki zostawić do posypania gotowej zupy). Po pięciu minutach dodać marchewkę, jeden korzeń pietruszki, pokrojoną cukinię (ja dodałam też groszek - ale można go wrzucić do zupy później). Smażyć na wolnym ogniu pół godziny, pod częściowym przykryciem.
W czasie gdy soffritto się smaży można przygotować bób - opłukać go dokładnie i zalać wrzątkiem (lub podgotować przez 3 minuty), przestudzić i obrać z szarych łupin.
Do bulionu wrzucić obrany bób i pokrojonego ziemniaka. Dodać sofritto. Gotować 15 minut. Dodać szklankę pokruszonego makaronu i gotować do momentu, aż będzie miękki.
Pod koniec gotowania przyprawić zupę winem, dodać sól i pieprz i posypać natką pietruszki. Na miseczkach posypać parmezanem i listkami bazylii (które zapewne trochę pociemnieją, ale smaku nie stracą:)).


poniedziałek, 4 lipca 2011

Lunch w Paryżu - Kwiaty cukinii nadziewane kozim serem i miętą

Czytam, trochę pracuję, czytam... Jak zwykle książkę, którą kupiłam, wchłaniam trochę zbyt zachłannie - jest po prostu bardzo apetyczna. Lunch w Paryżu Elizabeth Bard jest w dodatku przeplatany apetycznymi przepisami:
Z początkiem lipca, kiedy jest nasza rocznica ślubu, na targu pojawiają się na chwile kwiaty cukinii: delikatne, jaskrawożółte, o zaskakującym, intensywnym smaku - takim samym jak warzywa, w które się przeobrażą. We Włoszech często nadziewa się je ricottą - w poniższym przepisie użyłam francuskiego sera i świeżej mięty. 
Od kiedy w zeszłym roku przeczytałam o smażonych kwiatach cukinii w książkach Marleny de Blasi czekałam tylko na ten moment pomiędzy czerwcem a lipcem, kiedy w ogródku mojej mamy pojawią się piękne, żółte dzwonki. Ten książkowy opis obudził moje kubki smakowe... Choć zebrałam 12 kwiatów to postanowiłam wypróbować przepis, korzystając dokładnie z połowy podanych proporcji - cytuję jednak proporcje z książki, bo zdecydowanie łatwiej niż połowę surowego jajka jest wbić do masy całe :)
O książce Elizabeth Bard jeszcze napiszę, bo zdecydowanie pobudza apetyt :)


Kwiaty cukinii nadziewane kozim serem i miętą
Fleurs de cougettes farcies au fromage de chèvre (et la menthe)
(wg: Elizabeth Bard, Lunch w Paryżu)

SKŁADNIKI:
  • 1 jajko
  • 85 świeżego koziego sera (miękkiego)
  • sól i pieprz
  • 2 czubate łyżeczki posiekanej świeżej mięty
  • 12 kwiatów cukinii (ja użyłam kwiatów męskich - na szypułkach)
  • oliwa z oliwek extra vergine
    (1 łyżka)

PRZYGOTOWANIE:
Rozgrzać piekarnik do temp. 175 stopni. 
Rozbełtać jajko, pokruszyć w ser i dokładnie połączyć oba składniki widelcem. Posolić i popieprzyć do smaku, dodać miętę i wymieszać.
Nadziać kwiaty odrobiną masy serowej (pręcików nie trzeba usuwać). Skręcić każdy tak, żeby ze środka nie wypłynęła masa. 
Posmarować formę oliwą, rozłożyć kwiaty, delikatnie obtaczając je w oliwie. Piec 12-15 minut, aż kwiaty przyrumienią się i zaczną intensywnie pachnieć. 

sobota, 18 czerwca 2011

Warsztaty "Desery kuchni rosyjskiej" w Akademii Kurta Schellera

9 czerwca odbyły się warsztaty kulinarne pt. "Desery kuchni rosyjskiej" organizowane przez miesięczniki Dobre Rady i Przyślij Przepis. Jako czytelniczka i użytkownik portalu kulinarnego bobyy.pl miałam zaszczyt w nich uczestniczyć. To były moje pierwsze kulinarne warsztaty i uważam je za całkiem udane :)


Gdy zapraszano mnie na kurs, na początku rozmowy telefonicznej usłyszałam, że to warsztaty Kuchni Rosyjskiej i pomyślałam, że chętnie ją poznam :) Potem okazało się, że kurs jest bardziej ukierunkowany i ogranicza się do deserów. Sama nie jestem słodyczowym łasuchem, aczkolwiek lubię czasem coś upiec dla bliskich, jednak stwierdziłam, że takie doświadczenie bardzo mi się przyda.
Na miejscu już z daleka poznałam znajome twarze, użytkowników, których znałam tylko z kulinarnych portali i blogosfery. Było mi miło poznać wszystkich na żywo!
Warsztaty prowadził sam Kurt Scheller - okazał się być przemiłym, otwartym człowiekiem z dużym poczuciem humoru. I od razu widać, że w kuchni czuje się jak ryba w wodzie.
W planie było do wykonania 5 deserów i przyznam szczerze, że sprawnie się z nimi uporaliśmy.





Wszystkie składniki były przygotowane, a mistrz rozdzielił obowiązki. Na początku nastawiałam się na bliny na słodko lub Pavlovą... z tym kojarzyła mi się kuchnia rosyjska. Menu było jednak zupełnie inne. Ja zaczęłam od robienia kisielu ze świeżych truskawek, a później robiłam napoleonkę. Jedną pozycję z menu już znałam - była to pascha. Jednak jej podanie było niecodzienne - nie jako babka twarogowa lecz w gałkach, jak lody. Ten deser smakował mi najbardziej, może dlatego, że degustowaliśmy go jako pierwszy i jeszcze miałam wilczy apetyt. Był smaczny, nie za słodki a konsystencja puszysta - na pewno zrobię go ponownie :)
Skosztowałam wszystkich deserów i wyczyściłam talerzyki, kto mnie zna - nie uwierzy :) Menu wyglądało tak:
- pascha,
pieczone jabłko z marcepanem i rodzynkami i pysznym sosem karmelowym - tzw. jabłko po petersbursku,
- kisiel owocowy,
- prosta napoleonka po rosyjsku (na bazie gotowego ciasta francuskiego)
- tarta ziemniaczana po rosyjsku - na słodko, z ugotowanych ziemniaków


































Na zakończenie tego spotkania otrzymaliśmy książki Kurta Schellera - Szefa kuchni wędrówki po świecie oczywiście z autografem inne upominki.



Książka jest niezwykła. Przeczytałam ją od deski do deski podczas długiego czasu spędzonego w podróży pociągiem na trasie Warszawa-Toruń, Toruń-Mogilno, Mogilno-Toruń. Jestem pod wrażeniem tak bogatych doświadczeń, życiorysu Kurta Schellera i przygód oczywiście! Mogę stwierdzić, że to pozytywny wariat :). Zazdroszczę mu perypetii napotkanych na drodze, odwagi i pewności siebie. Czytając książkę, do autora, a zarazem bohatera czuje się coraz większą sympatię... i to chyba nie tylko moje odczucia. Między przepisami (które też czytałam składnik po składniku:)), znajdują się ciekawe opisy kultury danego kraju, obserwacji i przygód Kurta Schellera. Z każdą kartką książka wciąga... szczerze polecam!


































Od sponsora warsztatów otrzymaliśmy także produkty Hepatil - bardzo się cieszę, tym bardziej, że wielkimi krokami zbliża się mój wyjazd do USA, a kraj ten kojarzony jest z ciężkim jedzeniem, i fast foodami. Obiecuję, że nie omieszkam zjeść dobrego burgera, steaka i skrzydełek BBQ, a do tego dobre piwo :)
Miłym zaskoczeniem było też to, że kilka dni po warsztatach do drzwi zapukał kurier z przesyłką - była to płyta ze zdjęciami z warsztatów oraz przepisy które wykonywaliśmy. Bardzo się cieszę, bo nie robiłam zbyt dużo zdjęć, starałam się słuchać
mistrza i działać. Nie zawsze nadążałam i śledziłam to, co  robi, bo nie nie mogłam być przy wszystkich stanowiskach naraz, a dzięki przepisom mogę sobie wszystko przypomnieć.

Podsumowując, atmosfera była niezwykle miła, ludzie życzliwi, a możliwość pracy na kuchni z mistrzem - bezcenna :)























Na pewno jeszcze w tym roku będziemy (tym razem z siostrą) na jednym z takich kursów. Całe szczęście będziemy miały możliwość wyboru tematu... Może tym razem coś "wytrawnego"? :)

niedziela, 1 maja 2011

Fettuccine z sosem pomidorowo-sardynkowym i piękna opowieść

Kilka smutnych dni bez apetytu. Nadchodzi weekend, słońce dopiero około 9:00 ma szansę mnie obudzić. Nie do końca wiem dlaczego, ale przypominam sobie kilka zdań z książki, którą przeczytałam jakieś dwa miesiące temu.
Tom siedział i nasłuchiwał krzątaniny Charlie: brzęku pokrywki umieszczanej w zlewie, otwierania lodówki, grzechotu muszli na patelni. Z pokoju płynęła muzyka; kobieta, której nigdy wcześniej nie słyszał, śpiewała w nieznanym mu języku. Charlie nuciła pod nosem; gdy przechodziła od zlewu do kuchenki, przez otwarte drzwi dostrzegł jej rękę i tył obcasa. Jakby z perspektywy odległego miejsca przypomniał sobie czasy, gdy świat był ogromny; teraz zdawało mu się, że pomieściłby się w małej przestrzeni domu (...)
- Spaghetti del mare - powiedziała, wchodząc na taras. - Prosto z morza.
W wielkiej, szerokiej błękitnej misie między czarnymi małżami i czerwonymi kostkami pomidora kłębiły się cienkie nitki makaronu.
- Najpierw powąchaj - powiedziała Charlie. - Z zamkniętymi oczami.
Para unosiła się znad misy jak powietrze nad oceanem.
- Małże - powiedział Tom - czosnek, oczywiście, i pomidory. Kruszona papryka. Masło, wino, oliwa.
- Jeszcze coś - podpowiedziała.
Pochylił się niżej - zapachniało nasłonecznionym stokiem, rozpaloną ziemią, kamiennymi murkami.
- Oregano - odgadł, otwierając oczy.
Charlie uśmiechnęła się i nałożyła mu porcję makaronu. (...) smak eksplodował na języku czerwonymi iskrami ostrej papryki. Z drugiego planu, jak podpierająca dłoń, wysuwała się słona miękkość małży, delikatny aksamit oregano i makaron ciepły jak piasek na plaży.
(...)
Nigdy nie miał szans w sporach z Charlie, może dlatego, że nie obchodziło jej, czy się z nią zgadza czy nie. Kochała go, wiedziała o tym, i wiedziała też, że on kocha ją.
- Dlaczego ja? - spytał, wpatrując się w jej twarz przez kaskadę opadających włosów.
- Bo jesteś oregano - odpowiedziała po prostu. 
Erica Bauermeister, Szkoła niezbędnych składników
Fragment długi, ale trudno z tej książki wybrać krótszy. Jeśli książka może pachnieć - to ta pachnie jak przygotowywanie potraw w najlepszej kuchni. Często do niej wracam.

Dzisiaj proste fettuccine z sosem pomidorowo-sardynkowym. Miałyśmy jeszcze kilka puszek z sardynkami w oliwie z oliwek przywiezionymi ze Stanów (trochę się różnią od polskich:)), do tego pyszne, soczyste pelati, odrobina czosnku, malutkie, włoskie kapary i przyprawy. Proste, szybkie, bardzo smaczne.

Fettuccine z sosem pomidorowo-sardynkowym

SKŁADNIKI (na 2 porcje):
  • 200 g makaronu fettuccine
  • 120 g sardynek
  • puszka pomidorów pelati (400 g)
  • dwa ząbki czosnku
  • łyżka oliwy z oliwek
  • łyżka kaparów
  • sól, pieprz
  • odrobina chilli
  • do podania
  • wiórki twardego sera (np. bursztynu)
  • natka pietruszki
PRZYGOTOWANIE:
Makaron ugotować zgodnie z instrukcją na opakowaniu - oczywiście al dente. Sos można zacząć przygotowywać najwcześniej w momencie, w którym wstawiamy wodę na makaron (jego przygotowanie nie zajmuje więcej niż 10 min.)
Na łyżce oliwy z oliwek podsmażyć czosnek (1-2 min). Na patelnię wrzucić lekko odsączone z oliwy sardynki - nie trzeba ich rozdrabniać, same dosyć mocno się rozpadną. Dodać łyżkę małych kaparów. Smażyć 2 min. Dodać pokrojone pomidory i smażyć ok. 5 min. Na końcu doprawić solą, pieprzem i odrobiną chilli. Wymieszać sos z makaronem.
Podawać posypany serem i natką pietruszki.


































Przepis bierze udział w durszlakowej akcji VIVA la pasta! 2



piątek, 22 kwietnia 2011

Spaghetti z karmelizowaną cebulą, grillowanym boczkiem i tymiankiem...

... oraz kilka słów o pewnej apetycznej książce:)
Dzisiejszy makaron powstał nieprzypadkowo. Inspirację znalazłam kilka dni temu na blogu Na drugim końcu liny i od tej pory miałam na niego wielką ochotę. W czasie przedświątecznych, gorących przygotowań to był przepis idealny - szybki i sycący, a co najważniejsze, na stałe zapisuje się w naszym menu.
Ale jest jeszcze jeden powód: jakiś czas temu mój przepis na Orientalny makaron z dyniowym puree i boczkiem wygrał w konkursie organizowanym przez Makaron Rządzi Zdrowo na fanpage'u na Facebooku. Nagrodą była publikacja wygranego przepisu w książce Makaron My Story Pawła Lorocha, która miała zbierać najciekawsze przepisy od... znanych aktorów, dziennikarzy, sportowców. I ja znalazłam się pośród nich... dziwne uczucie :)
Wydrukowana książka niedawno została do mnie przysłana i dopiero wówczas się zdziwiłam :) Można w niej znaleźć m.in. Makaron w sosie szpinakowym z orzechami pinii autorstwa Kayah, Ruskie canelloni Pawła Lorocha, Spaghetti morskie na ostro Doroty Miśkiewicz czy Wykwintną sałatkę z karczochami Magdaleny Różczki. Każdy poleca coś innego, smaki są dosyć zróżnicowane.
Mnie szczególnie zainteresowały przepisy na: Spaghetti ze śmietaną cytrynową i krewetkami Kamilli Baar, Świderki z wiśniową polędwiczką Zygmunta Chajzera, Pasta z warzywami i fetą Pauliny Holtz czy też Makaron z zieloną herbatą i wołowiną teriyaki Mariusza Fyrstenberga. Samo czytanie nazw tych  dań wywołuje ślinotok.. dlatego oszczędzę Wam zdjęć... niech zadziała wyobraźnia;)
W książce jest także słowo wstępne o historii - bardzo ciekawe kalendarium, notka o rodzajach makaronu, jak samemu zabrać się za robienie makaronu w domu, czy też jak poznać dobry makaron... co wydało się szczególnie interesujące ;) Pozostaje tylko przeczytać, zainspirować się i ugotować własny makaron :) Cytując autora: "Wierzę, że makaron może i powinien być prawdziwą gwiazdą naszych menu (...) Warto otoczyć go dobrym towarzystwem, szlachetnymi dodatkami i dobrym humorem, by wkrótce stwierdzić, że Makaron rządzi zdrowo!" :)
Niebawem, bo już w maju na Palecie Smaku zorganizujemy konkurs, w którym m.in. będzie można wygrać właśnie egzemplarz tej książki. Zaglądajcie, serdecznie zapraszam !


 SKŁADNIKI (na 2 porcje):
  • 300 g makaronu np bucatini
  • 4 cebule białe (ok. 300 g)
  • 60 g chudego boczku w plastrach
  • 3 łyżki oleju Wielkopolskiego
  • 1 łyżka octu balsamicznego
  • 1 łyżeczka cukru brązowego
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • sól morska z młynka
  • świeżo mielony pieprz
  • 1 łyżka listków tymianku
  • parmezan
PRZYGOTOWANIE:
Cebulę pokroić na ćwiartki. Wrzucić na patelnię z olejem, wlać ocet balsamiczny i dusić na małym ogniu, ok 30 minut, od czasu do czasu mieszając. Na koniec dodać cukier, doprawić solą i pieprzem. Makaron ugotować al dente. Boczek (wędzony lub parzony) pokroić na paski i zgrillować z obu stron na karbowanej części grilla/patelni. Odcedzony makaron wrzucić na patelnię z cebulą. Dodać sos sojowy, tymianek i wymieszać. Makaron rozłożyć na talerzach, dodać boczek, posypać solą i pieprzem. Dodać starty na grube wiórki parmezan (na zdjęciu zapomniałam:-)). Boczek można zastąpić wędzoną szynką i zwiększyć proporcje.









niedziela, 17 kwietnia 2011

Z czym się lubi burak?: Tarteletki z buraczkami i owczym serem

We Flavour Thesaurus. Pairings, recipes and ideas for the creative cook Niki Segnit w inspirujący sposób pisze o połączeniach smakowych. Niektóre były oczywiste, inne mnie zaskoczyły. Autorka oczywiście nie wyczerpuje tematu (książka musiałaby być chyba 10 razy większa), ale daje zestaw słów-kluczy i ciekawych opowieści. Zaglądam do tej książki zazwyczaj wtedy, gdy już mam jakiś pomysł a chciałabym go trochę podkręcić. Dzisiaj podpowiedziała mi kumin do buraczków (wiedzieliście, że buraczki dobrze komponują się np. z czekoladą albo anchois?).
Te lekkie tarteletki to prosty sposób na przystawkę - buraczki w takiej wytrawnej wersji sprawdzają się idealnie.

SKŁADNIKI (6 tarteletek): 
  • opakowanie gotowego ciasta francuskiego (może być mrożone, albo "lodówkowe", na wyłożenie foremek potrzeba ok. 150 g)
  • 300 g buraczków (3 małe buraczki)
  • 50 g sera grana padano
  • 100 g twardego, owczego sera
  • kumin
  • sól
PRZYGOTOWANIE:
Buraczki umyć i ugotować do miękkości - ok. 1,5 godz. 
Wyłożyć ciastem foremki na tarteletki. Lekko ponakłuwać widelcem, wyłożyć papierem do pieczenia i obciążyć go suchym grochem lub fasolą. Włożyć do piekarnika nagrzanego do temp. 180 stopni i piec ok. 12 minut (do "zezłocenia" brzegów). Po wyjęciu z piekarnika posypać startym serem grana padano (dzięki temu sok z buraczków nie będzie mocno przesiąkał przez ciasto).
Ugotowane buraczki pokroić na cienkie plasterki. Na każdej foremce ułożyć 4-5 plasterków. Delikatnie posypać je solą i kuminem. Na wierzch położyć kawałki owczego sera. Wstawić do piekarnika (temp. 180 stopni C) na 10 minut, aż ser się roztopi. 
Podawać na ciepło!





sobota, 9 kwietnia 2011

Spaghetti alla puttanesca

Książki mają tę cudowną właściwość, że działają na wyobraźnię. Słowa układają się w kształty, nabierają kolorów, przestrzeni, czasem nawet zapachu. Zwłaszcza, gdy choć kawałek miejsca zajmuje w nich kuchnia. To nie przypadek, że w moje ręce w leniwe weekendy trafiają właśnie takie książki, które wchłaniam całą sobą, zanurzam się w nich, przerywając czytanie jedynie jakimś prostym posiłkiem. To najlepszy z możliwych form relaksu, zwłaszcza, gdy w ciszy dzieli się go z kimś bliskim.


































Oliwka to gorzki owoc i nie da się jej jeść prosto z drzewa. Znam cztery sposoby na wykorzystanie oliwek: wyciskana z nich oliwa; przechowywane w słoikach w solance lub marynacie i dodawane do aperitifu lub do sałaty; do gotowania; przetworzone w „tapenadę”, pastę wyprodukowaną po raz pierwszy przez niejakiego Monsieur Meyniera z Marsylii pod koniec dziewiętnastego wieku. Nazwa pochodzi od tapeno, prowansalskiej nazwy kaparów. Tapenadę otrzymuje się z miazgi oliwek, kaparów (najlepiej świeżych, zwłaszcza tych uprawianych w Camargue) i anchois. Można ją rozsmarować na ciepłej grzance i podawać z dobrze ochłodzonym winem, coś przepysznego.  
Ale być może te cudowne stare drzewa mają do zaoferowania coś jeszcze, czego dotąd nie odkryłam.”
Oliwkowa farma, Carol Drinkwater

Czytam o oliwkach i przetwarzam je w myślach. Przypominam sobie wszystkie znane mi smaki i odmiany... i potrzebuję chwili przerwy, by coś przyrządzić i zjeść. Spaghetti alla puttanesca to pomysł idealny – szybki i trafiający w potrzeby podniebienia.

Nigella nazwała je „Spaghetti ladacznicy”, zaczynając tym przepisem rozdział „Wielka Improwizacja”. W ok. 15 minut na talerzach pojawia się danie, które, choć proste, ma dar wywoływania uśmiechu. Zaniosłam M. porcję do pracy. Zjadł błyskawicznie, pytając, czy w domu zostało jeszcze trochę. 
Niestety nie... 
Ugotujesz mi jeszcze takie? 
Ugotuję :)

Spaghetti alla puttanesca 
(inspiracja: „Kuchnia” Nigelli Lawson, zmienione proporcje składników)

SKŁADNIKI (3 porcje):
  • 300 g spaghetti
  • 70 g czarnych oliwek (po osączeniu)
  • 20 g kaparów
  • 12 filecików anchois
  • 3 łyżki oliwy z oliwek
  • puszka pomidorów pelati (400 g)
  • 2 ząbki czosnku
  • garść natki pietruszki
  • pół małej papryczki chilli
  • sól 
  • pieprz 

PRZYGOTOWANIE:
Ugotować makaron, w czasie gotowania zacząć przygotowywać sos. Podgrzać oliwę z oliwek i wrzucić pokrojone drobno fileciki anchois, smażyć kilka minut, aż się niemal rozpadną. Dodać czosnek i pokrojoną połówkę papryczki chilli (lub jeśli wolicie ostrzejsze dania – całą). Po dwóch minutach można dodać oliwki, kapary i pokrojone pomidory. Gotować ok. 10 minut, aż sos będzie gęsty. Doprawić pieprzem i ewentualnie solą (anchois jest wystarczająco słone, ale wiele zależy od pomidorów). Wymieszać sos z makaronem. Podawać spaghetti posypane świeżą natką pietruszki.